Po południu postanowiłem przejść się do miasta. Nic mi ostatnio nie szło, byłem jakiś nieobecny. Na lekcjach nauczyciele ciągnie mnie upominali, żebym się skupił, ja jednak nie potrafiłem. No nic. Wyszedłem z akademika i dość wolnym krokiem ruszyłem w stronę miasta. Przechodząc obok zoologicznego postanowiłem wejść i kupić moim psom jakąś zabawkę. Wszedłem od niechcenia do środka i poszedłem do działu zabawek. Wybrałem jakieś dwie i podszedłem do kasy. Zapłaciłem i ruszyłem do wyjścia, ale zobaczyłem... Ashlynn?! Stała obok jakiegoś chłopaka, ściskał ją mocno za rękę i cedził jakieś słowa przez zaciśnięte zęby. Dziewczyna płakała. Zabrałem zabawki do plecaka i podszedłem do nich.
- Masz coś jeszcze do powiedzenia? - syknął ten chłopak do Ash. Ona dalej płakała.
- Puść ją! - warknąłem.
Oboje spojrzeli w moją stronę. On dalej z grymasem na twarzy ,a Ashlynn jakby się rozweseliła.
- Masz jakiś problem koleś?! - powiedział do mnie wkurzony.
- Tak i ty też zaraz będziesz miał!
Złapałem go za koszulkę i pociągnąłem do góry, tak, że puścił rękę Ash.
- Wyjdź ze sklepu Ashlynn - powiedziałem.
Dziewczyna wybiegła na zewnątrz, a ja zaciągnąłem chłopaka na dwór, by ludzie nie bali się jeszcze bardziej. Tam popchnąłem go na ziemię. Wywalił się. Dziewczyna stała kawałek za mną i obserwowała. Chłopak wstał i otarł nos z krwi, a następnie rzucił się na mnie. Zaczęliśmy się bić i szarpać. Z racji tego, że byłem od niego wyższy, miałem lekko większe szanse. Waliłem go po plecach, brzuchu, rękach, a on mi oddawał. W pewnym momencie wyjął nóż. "No super..." pomyślałem i rzuciłem się na niego. Zaczął nim wymachiwać, raniąc mnie przy tym boleśnie. Kilka rany nawet zawyłem lekko. W pewnym momencie się na maska wkurzyłem, wyrwałem mu nóż, rzuciłem go na ziemie i tak mu przywaliłem, że poleciał kilka metrów dalej. Gdyby nie to, ze do pełni zostało jeszcze kilka dni, pomyślałbym, że się przemieniam. Podszedłem do niego dysząc.
- Nie wstawaj dobrze ci radzę - powiedziałem do niego. On leżał i ciężko oddychał.
Podszedłem do Ashlynn.
Ash???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz