wtorek, 16 sierpnia 2016

Od Aaron'a C.D Ashton'a

Czekałem spokojnie na chłopaka, który podszedł do budki, obserwowałem jak odchodzi gdy poczułem nieprzyjemny ból, obróciłem się by dostrzec jego przyczynę, ta sama dziewczyna, która wcześniej kłóciła się z Ashton'em wpijała mi teraz paznokcie w nadgarstek zmuszając bym ruszył za nią.
- Muszę Ci coś powiedzieć - zagryzła wargę robiąc niewinną minę - Ale bez Ashton'a - rozejrzała się dookoła i ruszyła do przodu, a ja za nią. Była naprawdę piękna, długie nogi zaokrąglone tam gdzie trzeba, szczupłe, nieco umięśnione, miała wcięcie w tali i dość duże piersi. Błękitne oczy, takie jak blondyna, i ten sam kolor włosów. Stukała szpilkami o chodnik, przyśpieszając mimo to nadal nie puściła mojej ręki. Właściwie nie wiedziałem po co za nią idę, może po prostu chciałem wiedzieć co ma mi do powiedzenia jego mimo wszystko siostra. 
Tylko czy była szansa, że powie mi prawdę, skoro tak bardzo go nienawidziła?
- Słuchaj będę z Tobą szczera - ustała przede mną zaplatając dłonie na swoim torsie. Sam oparłem się o drzewo obserwując jak robi krok w moją stronę lekko dusząc mnie własnym ciałem. 
- Już to widzę - burknąłem zirytowany. Dziewczyna nie wyglądała na taką co szczyciła się szczerością. 
- Wiesz jak okropnego morderstwa dopuścił się Twój ukochany? - przymknąłem powieki, miarowo wypuszczając powietrze z płuc. Jej oddech drażnił mi skórę na szyi kiedy dłonie dziewczyny delikatnie muskały moje ramiona. 
- Wiem - szepnąłem cicho, spróbowałem odsunąć od siebie niebieskooką co nie wyszło mi szczególnie dobrze. Tupnęła nogą ze zdenerwowaniem kiedy na jej twarzy odmalowało się zaskoczenie. - Nie jestem głupi - zmarszczyłem brwi zerkając to na nią to gdzieś w przód. 
- Zostaw go - zażądała, parsknąłem śmiechem kręcąc głową z rozbawieniem. - Tylko o to Cię proszę. 
- Myślisz, że go zostawię? - spytałem unosząc jedną brew w górę. To co robiła, jak się zachowywała zaczynało działać mi na nerwy. Nieważne co mi powie, muszę wierzyć, że to wszystko kłamstwo.
- Nie, bo jeszcze nie znasz całej prawdy - zdenerwowałem się, nie chciałem znać tej prawdy. Byłem zbyt podatny na takie sytuacje, i nawet jeśli nigdy nic na ten temat nie powiem Ashton'owi, będę z tym walczył. 
- Nie chcę z Tobą rozmawiać - szepnąłem drżącym głosem.
- Nie chcesz wiedzieć jaki był Twój kochany Ash, nim się poznaliście? - jej głos kipiał cynizmem, arogancją i pogardą. Chciałem powiedzieć, że wiem jaki był, ale to nie była prawda. Nie wiedziałem o nim nic.. Poza tym, że zabił swoich rodziców, zawsze to wydawało mi się najważniejsze. 
- On Cię skrzywdzi - wyraz twarzy dziewczyny zmienił się gwałtownie, bliska płaczu kucnęła na ziemi, dając mi wolną drogę do ucieczki, ale ja stałem tam, teraz już wściekły. 
- On? Za kogo Ty się masz, żeby mówić takie rzeczy! Nie było Cię z nim, więc nie masz pojęcia jaki jest! Co chcesz mi powiedzieć o jego przeszłości?! Nie było Cię w niej. - podniosłem głos, gotów odejść. Obróciłem się na pięcie robiąc kilka kroków w przód gdy usłyszałem ciche łkanie. Coś mnie tknęło, zerknąłem na nią dostrzegając łzy w błękitnych oczach.
- Czemu to robisz? Po co mnie tu przyciągnęłaś? Ashton się na pewno o mnie martwi - burknąłem zatrzymując się. Blondynka przysunęła się do mnie, ponownie pchając na drzewo, a jej dłonie ponownie zaczęły sunąć po moim torsie.
- On Cię skrzywdzi, nie będziesz z nim szczęśliwy, Ty jesteś inny... Dobry... - położyła dłonie na mojej szyi, natychmiast je odepchnąłem ale nie dała za wygraną kładąc je na żebrach. 
- Robił to mi... Znaczy no wiesz... Krzywdził. Pewnie powiedział Ci, że nie mieliśmy kontaktu przez całe nasze życie. To nieprawda, wyprowadziłam się gdy miałam czternaście lat. Wtedy moi rodzice dowiedzieli się, że.. - po jej policzkach popłynęły łzy, i gdy zaszlochała objęła mnie. Mimo to udało mi się utrzymać na tyle chłodny sposób bycia, że ponownie ją odepchnąłem - On mnie gwałcił - przetarła policzek pociągając nosem.
Gwał...
Co?! 
Nie. Nie. Nie. Nie.
Nie Ashton.
Nie i już. 
Zaschło mi w gardle, poczułem jak chce mi się wymiotować.
- Kłamiesz! - podniosłem głos czując jak to do moich oczu cisnął się łzy. - On by tego nie zrobił - upierałem się przy swoim coraz bardziej zły.
- Nie? Zabił swoich rodziców, uciekał z domu, pewnie dokonał wielu innych przestępstw i morderstw więc czym jest dla niego gwałt na siostrze? - zaśmiała się przez łzy, drżąc lekko, odruchowo miałem ochotę ją przytulić ale szybko się opanowałem i odsunąłem od niej. Dziewczyna w geście paniki rzuciła mi się na szyję. 
- Wysłuchaj mnie. On Cię zrani, wykorzysta i zostawi, znam go, znam go bardzo dobrze, nie jest Ciebie wart. 
- Odpieprz się ode mnie, i zostaw go w spokoju - wpatrywałem się w jej przerażone oczy. Nie chciałem tu być, nie chciałem tego szukać, chciałem by oni wszyscy stąd odeszli, żeby wszyscy dali mi spokój. Czułem się cholernie zagubiony, bolało mnie wszystko co słyszałem od dziewczyny, oderwałem się od niej mając  dość zbyt bliskiego dotyku. Mimo wszystko nie dała za wygraną. 
- Wyobrażasz to sobie? - kontynuowała historię - Byłam starsza od niego o około rok, ale to mu nie przeszkadzało. Robił to ze mną bardzo często, a kiedy rodzice zagrozili, że odeślą mnie do ojca, zabił ich. To chory psychopata, nie powinieneś z nim być nim stanie Ci się krzywda, musisz od niego odejść. Jeśli nie... - zastanowiła się chwilę - To ja zemszczę się za te wszystkie spędzone z nim noce - zaśmiała się chorobliwie, odepchnąłem od siebie dziewczynę tak, że odsunęła się ode mnie i puściłem biegiem w miejsce, gdzie jeszcze niedawno widziałem Ashton'a. Mojego ukochanego Ash'a, który był najwspanialszym chłopakiem na świecie i nie byłby w stanie tak bardzo skrzywdzić. Wpadłem na niego zaraz za rogiem, jak gdyby właśnie na mnie czekał. Rzuciłem się chłopakowi na szyję i wtuliłem w niego mocno. 
- Ashton... Jezu... - wyszeptałem w jego bluzę.
- Gdzie Ty  byłeś? - objął mnie mocno, wplątując dłoń w moje włosy, poczułem ogromną ulgę będąc znowu w jego ramionach i uspokoiłem oddech. 
Miałem uwierzyć, że on by kogoś skrzywdził w ten sposób? Wypuściłem powietrze z płuc, nie mogłem teraz powiedzieć prawdy, ale nie mogłem też trzymać tego dla siebie. 
- Chciałem pójść coś zobaczyć, potem zapomniałem jak wrócić, powiem Ci o tym potem - chwyciłem jego dłoń. Mimo wszystko chciałem odwlec w czasie, bałem się, że znowu go stracę i nie umiałem się pogodzić z myślą, że znowu zniknie, znowu odejdzie. - Ash.. Choć do hotelu, wróćmy już proszę - szepnąłem, do moich oczu napłynęły słone krople, których na szczęście nie mógł dostrzec w mroku ogarniającym całe miasto. Poczułem ciepłą dłoń na swoim policzku, wtuliłem się w nią i odetchnąłem. 
Ashton całą drogę był jakiś nieswój, wrażenie, że coś go męczy nie opuszczało mnie ani na chwilę, chciałem poprawić mu humor, ale rozdygotany od emocji miałem z tym problem. Byłem przerażony i najchętniej wróciłbym do Akademii gdzie blondyn byłby ze mną bezpieczny. Z drugiej jednak strony było tak cudownie patrzeć na jego szczęście w tym miejscu. Otworzyłem mu drzwi, wpuszczając do hotelu. Sam zawróciłem i wszedłem do sklepu, kupując dodatkowe słodycze, to może dziwne ale ostatnio miałem na nie ogromną ochotę. Wziąłem jakieś chipsy, żelki, czekolady i kilka batonów po czym puściłem się biegiem do hotelu, ostatnio mocno zaniedbałem potrzebny mi ruch, ale nadal czułem się naprawdę dobrze. 
Wszedłem do pokoju, obserwując leżącego na łóżku z laptopem chłopaka. Uśmiechnąłem się do niego słabo odkładając zakupy na miejsce. 
- Chciałeś mi coś powiedzieć prawda? To co widziałeś - patrzył na mnie przenikliwie. Miałem wrażenie, że jego oczy dosłownie mnie przeszywają. Jakby ze mnie czytał. Nie mogąc oderwać wzroku od jego błękitnych oczu, zacząłem skubać wewnętrzną stronę policzka. 
- Ja tak... - zastanowiłem się chwilę, czy na pewno dobrze zrobię mówiąc mu o tym? Powiedziała, że go skrzywdzi... Nie miałem pewności, że nie zrobi tego mimo wszystko, jednak strach przed jego utratą wygrał. Zmusiłem się by skupić wzrok w punkcie gdzieś nad chłopakiem i pokręciłem głową.
- Ash ja... Widziałem dzisiaj tego muzyka, tego no... Co parę dni temu, pamiętasz? - zwróciłem na niego był jakby rozczarowany.
Z mojej winy? 
Zrobiło mi się niedobrze. 
Blondyn pokiwał głową, a mnie ogarnęły wyrzuty sumienia. Nie chciałem go okłamywać, nawet jeśli chodziło tylko o takie coś.
Zaraz... Tylko?
Mogła stać mu się krzywda jeśli mu powiem i to samo groziło mu jeśli nic nie powiem. 
- Grał taką piękną piosenkę i... i chc-chciałem u-usłyszeć jak ją grasz... - zacząłem się jąkać coraz bardziej zdenerwowany. 
- Naprawdę? - spytał podnosząc się z zajmowanego wcześniej miejsca. Chłopak ustał na nogach i spojrzał mi w oczy by następnie pocałować w czoło.
- Niedobrze mi... - szepnąłem cicho. Wyrwałem się z jego uścisku, wchodząc do łazienki zwróciłem wszystko co dzisiaj zjadłem, dzięki Bogu nie było tego wiele. Serce łomotało mi tak, że czekałem aż rozerwie mi klatkę piersiową. Nie umiałem go oszukać, za bardzo go kochałem.
Fakt, faktem nigdy nie umiałem kłamać a co dopiero kiedy czułem do kogoś tak wiele uczuć. 
- Ashton wybacz mi - szepnąłem do siebie, wypłukując umyte chwilę temu zęby. Użyłem przy okazji płynu do ust i wróciłem do blondyna. 
Nastolatek, który do tej pory stał oparty o blat stolika podszedł do mnie i przytulił.
- Połóż się - mruknął w moje włosy. Bez cienia sprzeciwu złapałem go za rękę  nie chcąc być teraz sam i razem z Ash'em położyłem się na łóżku. 
Sen przyszedł wyjątkowo szybko.

***

Zbliżała się północ, której wyczekiwałem z niecierpliwością. Siedzieliśmy w dużym parku oczekując następnego dnia. 
Bo to właśnie wtedy mijał kolejny spędzony z Ashtonem miesiąc. Nie wiem czemu miało to dla mnie aż takie znaczenie. Zawsze tak było, starałem się dbać o najdrobniejszy szczegół w tym wszystkim, pilnowałem dat, wszystkich wydarzeń, żeby nie sprawić przykrości blondynowi, wolałem pilnować takich szczegółów, na wypadek gdyby dla Ash'a miało znaczenie coś o czym sam zapomniałem. 
- Ashton, wiesz, że kocham Cię najmocniej na świecie? - objąłem siedzącego na ławce chłopaka trącając nosem jego szyję.
- Tak wiem - uśmiechnął się do mnie, poczułem jego usta na swoich włosach i usłyszałem cicho chichot, gdy kosmyki moich loków dotknęły jego warg. 
- Mój... - szepnąłem i wpiłem się w jego wargi. Reszta potoczyła się dość szybko, gdy uchyliłem  powieki zdążyłem jedynie dostrzec jakiś ruch. Sekundę później, okazało się, że to broń, która wystrzeliła, prosto w plecy Ashton'a.
Pierwszym moim odruchem było osłonięcie chłopaka przed atakiem, czego zrobić nie zdążyłem. Kula jedynie przebiła mi bluzę i przeleciała przez żebra Ash'a.
Niewiele myśląc padłem do niego dzwoniąc na pogotowie. Złapałem już nieprzytomnego chłopaka w swoje ramiona próbując zatamować krwawienie. 
- Csi.. Już dobrze, zaraz będzie dobrze - szeptałem cicho przyciskając usta do jego włosów. - Już dobrze... - mówiłem do chłopaka, mimo, że leżał nieprzytomny. Karetka przyjechała w kilka minut, od razu zabrali Ashton'a do szpitala, do którego ja dostałem się z pomocą miłego lekarza. W drodze do budynku ogarnęła mnie panika.
To była moja wina...
Zachowałem się tak okropnie, przeze mnie go skrzywdzono. Przeze mnie teraz cierpiał, może nawet walczył o życie. Byłem dla niego okropny, może gdybym wyznał Ashton'owi prawdę, ochroniłbym go... Albo gdybym zareagował kilka sekund wcześniej ochroniłbym go przed tym co znosił teraz.
- Przepraszam... - szepnąłem do siebie czując jak łzy napływają do moich oczu, spływając po policzkach. Gdy dostaliśmy się do szpitala lekarze poinformowali mnie tylko, że blondyn jest na bloku operacyjnym. Pękło mi serce. Zacząłem głośno płakać, ze świeżą krwią na rękach przetarłem twarz zostawiając na niej czerwone ślady. Musiałem się uspokoić, odnaleźć go. Pielęgniarka zaprowadziła mnie na blok operacyjny, miałem ochotę z sobą skończyć. 
To moja wina... Ta jedna myśl uporczywie siedziała w mojej głowie, powielając się w zawrotnym tempie. Nie chciałem, żeby tak wyszło... Teraz on tam był...
Długie godziny mijały, a on nadal tam był... Nadal cierpiał. Dopóki nie zacząłem mdleć z wyczerpania stałem na ziemi czekając. W momencie gdy osunąłem się na ziemię lekarz wyszedł na zewnątrz z uśmiechem. Oczy piekły mnie od łez i nie miałem siły się uśmiechnąć.
- Wszystko dobrze? - spytałem zrywając się na równe nogi. 
- Spokojnie z tego wyjdzie - uśmiechnął się do mnie i poklepał po ramieniu.
- Mogę iść do jego sali? - złapałem mężczyznę za ramie nie chcąc by odszedł bez odpowiedzi.
- Teoretycznie nie powinniśmy tego robić, ale... Siedziałeś tu tyle godzin, mogę zrobić wyjątek. - usłyszałem jeszcze cichy numer sali i pobiegłem w tamtą stronę. Wparowałem do jego sali hamując przy wejściu, by przypadkiem go nie obudzić. Leżał tam, jego zabandażowana klatka piersiowa unosiła się i opadała równomiernie, nie spał.
- Ashton.. - szepnąłem - Przepraszam... - padłem na krzesełko obok jego łóżka nim ponownie się rozpłakałem - Przepraszam powinienem Ci powiedzieć, to moja wina... Wiem, jestem okropny, nie chciałem, żeby ktoś Cię skrzywdził, nie wiedziałem co robić i nic Ci nie powiedziałem. Wiem, jestem straszny, ale ja naprawdę nie chciałem - wymierzałem w siebie samokrytykę, płacząc głośniej - Wybacz mi... Chciałem dobrze, ale nie wiedziałem co robić...

Ashton? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz