wtorek, 9 sierpnia 2016

Od Aaron'a C.D Ashston'a

Kiedy Ashton wyszedł wpadłem w jeszcze większy szał niż chwilę temu.
Nie wiem co we mnie wstąpiło ale chciałem by jak najszybciej przestało mnie męczyć. Rozniosłem niemal cały pokój, więc natychmiast po opatrzeniu wszystkich moich ran wezwano psychologa do mojej sali na "Poważną rozmowę"
Cóż, znałem ich na tyle dobrze, że wiedziałem jak mam się zachowywać i co mówić, by oni wszyscy dali mi święty spokój.
Po wszystkim leżałem na swoim łóżku zwinięty w kłębek myśląc o całym dzisiejszym zajściu.
Ashton wrócił, tak bardzo cieszyłem się, że go odzyskałem, czując do niego jednak teraz nienawiść.
Czy tylko?
Musiałem przyznać sam przed sobą, że jednak kochałem go dużo bardziej niż nienawidziłem, czy on jednak gotów był mnie kochać, chcąc mnie zabić? Nie potrafiłem znieść myśli, że wszyscy, którzy stawali się mi w jakiś sposób bliscy odchodzili tak szybko. Tak samo trudnym do przełknięcia był fakt, że bardzo tęskniłem za Ashton'em. Nie dawałem rady wyobrazić sobie swojego życia bez niego, bez choćby chwili w jego ramionach, bez jego głosu, ciepłej skóry i chęci do wygłupów.
Chciałem wierzyć, że gdyby mnie wtedy nie poniosło on nie zrobiłby mi krzywdy. Chciałem wiedzieć, że to co nas łączy jest silniejsze od wszystkiego co jakkolwiek nas dzieliło.
Jednak wtedy, gdy chłopak odjechał z Leo na motorze, gdyby dał mi szansę, skąd miałem wiedzieć, że nie zrobiłbym mu nic złego?
Nie, to było głupie.
Nie skrzywdziłbym go, nie pozwoliłbym sobie na nic co mogłoby go zranić.
Ta myśl jeszcze bardziej mnie zabolała, bo on wciąż nie wierzył, w żadne moje uczucia.
Ale czy mogłem się mu dziwić?
Ash, przeszedł przez tak wiele i każdy, dosłownie każdy na kim mógł jakkolwiek polegać odszedł od niego, jasnym było, że na początku nie uwierzy i we mnie.
Ostatnie dwa miesiące mojego życia były straszne, psychika nie funkcjonowała tak jak powinna, czego pokaz dałem kilka godzin temu. Przez Nathaniel'a i Ashton'a przyzwyczaiłem się do tego, że nie jestem sam, i bardzo zależało mi na tym żeby ich przy sobie zatrzymać.
Jednak Nathaniel już nie żył,
Ashton... Pewnie już mnie nie chciał.
Albo to ja nie chciałem jego.
Po raz kolejny wyrzuciłem sobie, że wszystko co zaszło teraz między nami to tylko i wyłącznie moja wina, a co za tym idzie to ja przyczyniłem się do śmierci Nath'a.
Boże.. Chyba jednak powinienem zostać zupełnie sam, każdemu kto się do mnie zbliżał przynosiłem kłopoty.
Skubałem nerwowo dolną wargę, zrywając z niej naskórek, ostatnio jakoś robiłem to zdecydowanie zbyt często ponieważ zrobiła się sina i brzydka.
W ogóle ostatnio zrobiłem się brzydki.
Moja skóra pokryła się sińcami i mocno, włosy były dłuższe niż powinny, a oczy cały czas otoczone były szarymi cieniami. Na myśl przyszedł mi Ashton i to jak bardzo potrzebował teraz dobrego i długiego odpoczynku. Zadrżałem lekko mając w głowie kompletny mętlik. Tak bardzo pragnąłem mu wybaczyć, a przy tym tak bardzo go kochałem, że właściwie już to zrobiłem.
Z drugiej jednak strony, ze mnie nie miał nic dobrego. Wpakowałem go w tarapaty i to nie byle jakie, bo byłem zbyt dumnym idiotą.
Skrzypnięcie drzwiami zmusiło mnie bym obejrzał się w bok, z jękiem bólu podniosłem się z łóżka oczekując w nich lekarza.
Ogromnym było więc dla mnie zaskoczeniem gdy zamiast łysego i niskiego doktorka zobaczyłem blond włosy i niebieskie, zmęczone oczy.
- Aaron... Możemy pogadać? - spytał łagodnie, a mnie niemal pękało serce na jego widok. Walczyłem z pokusą rzucenia się na chłopaka wciąż pamiętając o tym, że próbował mnie zabić.
Jednak miał prawo uwierzyć.
W tym momencie wybuchnąłem głośnym i dziecinnym płaczem, a stojący w drzwiach rzucił się w moją stronę, obejmując mnie ramieniem, wsadził mi dłoń we włosy i  odetchnął cicho. Szlochałem słabo, łzami mocząc jego koszulę. Nie
wiedziałem co mam zrobić, byłem zbyt słaby na wszystkie targające mną emocje, prawda jednak była taka, że chciałem wtulić się w ramiona Ash'a, wyjść z tego cholernego szpitala i zostać z nim do końca.
- Uspokój się Aaron, wszystko będzie dobrze... Znajdziemy Twoje leki i wyjdziesz stąd. - chłopak mówił z trudem, a w jego głosie słyszałem ciche powątpiewanie. Wtedy na myśl przyszła mi kolejna rzecz, o której niemal zapomniałem mu powiedzieć
- Kiedy parę dni temu, zostałem przeniesiony tutaj, na zamknięty oddział razem z jakimiś psychotropami podali mi silniejszą chemię doustną. Tamte leki nie były już potrzebne... Były za słabe i z tego co powiedział lekarz, kiedy mój organizm przestał na nie reagować wcale nie wydłużyłyby mojego życia - co jakiś czas brałem gwałtowne hausty powietrza powstrzymując ogarniającą mnie falę paniki i szlochu. - Przepraszam, nie wiedziałem o tym a Ty zadałeś sobie tak wiele trudu, żeby je znaleźć - pociągnąłem cicho nosem i znowu się rozpłakałem - To wszystko moja wina. Nie zasłużyłeś na mnie, nie powinieneś tu ze mną być, byłbyś szczęśliwy gdyby nie ja - zaszlochałem ponownie, nie mogąc się już powstrzymać - Wcale nie jestem na Ciebie zły za... Za tamto, przecież sam mówiłeś, że nigdy nie miałeś nikogo bliskiego, a kiedy ktoś udowadnia Ci, że osoba, którą o tę bliskość posądzasz okazuje się zwykłym śmieciem. Wiem, że nim jestem. - wpływ na to co mówię, miała też moja natura Anioła. Tacy jak ja nie potrafili komuś nie wybaczyć, nieważne jak haniebny byłby to czyn, to po prostu było w naturze anioła.
- Aaron ja... muszę jeszcze wiedzieć kto... - zaczął ale nie dałem mu skończyć.
- Możesz mi coś obiecać? - wlepiłem wzrok w chłopaka, wiedząc o co chciał spytać. Mimo to w odpowiedzi jedynie wolno skinął głową.
- Jeśli powiem Ci kto zabił Nathaniela i jak do tego doszło, nie zrobisz nic przez co mógłbyś wpaść w jeszcze większe tarapaty, a przynajmniej nie zrobisz nic o czym najpierw mi nie powiesz - szepnąłem, między nami zapadły ciągnące się w nieskończoność sekundy milczenia. Nie wiedziałem czy to dlatego, że w głowie już knuł plany, czy po prostu się o mnie martwił, mimo wszystko w końcu skinął głową.
- Kiedy wyjechałeś, ktoś musiał mnie... Obserwować, nie wiem kto ani jak, za bardzo skupiłem się na unikaniu Cartera. Kiedy jednak wiedziałem, że on już nie wróci ja przeprowadziłem się ponownie do Twoje... Naszego pokoju. Następnego dnia zadzwonił do mnie jakiś człowiek, mówił przez modulator, więc nie mam pojęcia z kim wtedy miałem do czynienia. Jednak gdy powiedział, że ma mojego przyjaciela, zrozumiałem co się dzieje. Pobiegłem do pokoju Nath'a ale było za późno, nie było go tam, oczywiście myślałem, że to tylko głupi żart - urwałem biorąc głęboki oddech, bliski płaczu - Więc poszedłem tam, zresztą gdybym nie poszedł też by go zabili. Czegokolwiek bym nie zrobił zabiliby go... Na miejscu czekało na mnie dwóch mężczyzn. Powiedzieli, że muszą pomścić Leo, który zmarł i pytali gdzie jesteś - głos mi się załamał, pomyślałem o tym, co stałoby się gdybym wiedział i zdradził im gdzie wtedy był Ash. Ta myśl jednak jedynie utwierdziła mnie w tym, że nie mogę dłużej bez niego żyć. - Ale przysięgam, że nie powiedziałbym im nawet gdybym wtedy znał to miejsce - szepnąłem patrząc w jego oczy, nie chciałem, żeby znowu się na mnie zdenerwował - Tłumaczyłem, że nie wiem gdzie jesteś, że zrobię wszystko co zechcą żeby tylko puścili go wolno, ale oni mi nie wierzyli. Jeden z nich zezłościł się na mnie, powiedział, że skoro nie chcę gadać, to Nath się im już nie przyda, ale z Tobą i ze mną jeszcze się policzą, a potem... Zastrzelili go. Jeden z nich strzelił mu w skroń - załkałem cicho, wtulając się w bluzę Ash'a, obraz w mojej głowie pojawił się tak niespodziewanie, że niemal zachciało mi się wyć - To wszystko moja wina... - jęknąłem. - Jestem powodem wszystkich Twoich problemów - wpatrywałem się w piękne oczy blondyna, ciągle łkając. W tym momencie zegar wybił godzinę 22, czyli moment zakończenia odwiedzin. Spojrzałem przestraszony na blondyna. - Możesz zostać tu na noc? Nikt tutaj nie przychodzi... - szeptałem trzymając się ściśle jego bluzy, w sali były dwa łóżka, fakt, faktem na jednym byśmy się nie zmieścili we dwójkę. Niebieskooki skinął głową, a ja mocniej go przytuliłem.
- Mam pytanie - gdy uspokoiłem napad płaczu zwróciłem spojrzenie na przemęczoną twarz chłopaka - Ja um... Ten... Ash, kochasz mnie jeszcze? - mój głos drżał od emocji, strachu i bólu. Chciałem wiedzieć, czy mam po prostu odejść z jego życia raz, na zawszę.

Ashton?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz