środa, 24 sierpnia 2016

Od Ashton'a C.D Aaron'a

Podszedłem do Alis gotów wyrwać jej ten nóż byleby tylko zostawiła Toto w spokoju. Dziewczyna nadal trzymając siedmiolatka za włosy odchyliła do tyłu rękę z bronią biorąc zamach. Nim zdążyłem zareagować trzy potężne huki przeszyły powietrze. Sparaliżowany patrzyłem jak upada na ziemię rozlewając kałużę krwi pod sobą. 
Nie żyła.
Zakryłem dłonią usta bojąc się, że mógłby się z nich wydobyć jakiś przerażający ryk. Nie mogłem teraz płakać. Nie znalem jej. Nie mogłem za nią tęsknić. Przytuliłem do siebie Toto, który nadal szlochał powtarzając co jakiś czas, że chce wrócić do domu.
Też chciałem.
A w każdym razie chciałem jak najszybciej opuścić to miejsce.
Wziąłem chłopca na ręce i skierowałem się do drzwi. Wiedziałem, że będę musiał mu to jakoś wytłumaczyć, tak żeby nie czuł nienawiści czy strachu do brata. Ale wolałem odwlec tę rozmowę w czasie. Musiałem poukładać sobie w głowie to co się stało. Wciąż to do mnie nie docierało.
Moja siostra nie żyła.
Aaron ją zabił.
Czy to właśnie tak się czuł kiedy się dowiedział, że zabiłem jego "ojca"? A właściwie to jak ja się czuję....? Sam nie wiedziałem. Uczucia smutku, nienawiści i ulgi mieszały się ze sobą nie mogąc mi jasno powiedzieć co w tej chwili czułem do Aaron'a. Zabił ostatniego członka mojej rodziny. Pozbawił mnie wszelkiej nadziei na to, że Alis mogła się jeszcze zmienić, że by mi wybaczyła. 
Z drugiej strony zrobił to by mnie ratować. Być może odparłbym ten atak z nożem w ręku do jakiego się szykowała nim nie padła martwa. Ale równie dobrze mogła mnie trafić i to na tyle celnie by spowodować śmierć. 
Westchnąłem. To było głupie. Nie wiedziałem czemu po jej śmierci poczułem lekki ból i dopadła mnie świadomość, że straciłem kogoś na zawsze. Nie był mi to ktoś bardzo bliski. To tylko siostra, która obrała sobie za cel zniszczenie mi życia. Powinienem się cieszyć, że nie żyje. I tak poniekąd było. Choć jakaś cześć mnie uparcie wmawiała mi, że będę za nią tęsknić. Te jej groźby, fałszywość... Przypominało mi to typowe kłótnie jakie zawsze są pomiędzy rodzeństwem tylko przeniesione na nieco wyższy poziom.
Czy mogłem za to wszystko żywić urazę do bruneta? Ratował mnie. Zabił moją siostrę ale w zamian dał mi nową rodzinę. Bez porównania lepszą. Nadal go kochałem i pragnąłem z nim być choć wiedziałem, że nie jestem gotowy by z nim porozmawiać. Potrzebowałem trochę czasu. Wiedziałem jednak, że mu wybaczę. Muszę to zrobić. On za każdym razem przyjmował mnie z powrotem, nie ważne jak głupi był mój błąd. Czy było to tylko głupie zwątpienie w jego uczucia czy zamordowanie człowieka. 
W tej chwili dotarła do mnie jeszcze jedna myśl. Skoro kogoś zabił.....Ryzykował to, że już na zawsze będzie upadłym. On też coś na tym tracił. Nie mierzył do niej z broni ot tak. Wiedział co go może spotkać. Że może skończyć tak jak ja. Moje ciało przeszły drgawki. On nie mógł tak skończyć. Był dobrym człowiekiem, lepszym ode mnie. 
- Zimno Ci? -usłyszałem cichy głosik 
Spojrzałem na Salvatore. Szedł trzymając mnie mocno za rękę. Pogrążony w myślach zupełnie o nim zapomniałem. Pokręciłem głową zmuszając się do uśmiechu, który i tak był ledwo zauważalny.
Przeszliśmy kilka ostatnich metrów i w końcu znaleźliśmy się w hotelu. Gdy weszliśmy do pokoju zaprowadziłem Toto do łóżka. Chłopiec położył się a ja zamknąłem się w łazience.
Nie miałem zamiaru się myć. Musiałem po prostu pobyć sam. Obecność siedmiolatka zapewniała, że nie jestem w tej chwili sam, ale zważywszy na jego cholerne podobieństwo do Aaron'a chyba wolałem by go tu nie było. Szczególnie teraz gdy wyglądał jak wyglądał. Już nie raz oglądałem Aaron'a w takim stanie. Zapłakana twarz, mokre policzki, szkliste oczy.... Zawsze w takich chwilach wtulałem się w niego, ocierałem mu dłonią twarz. 
Teraz nie mogłem tego zrobić.
Nie było go tu, choć bardzo tego chciałem.
Nie ważne do jakiego czynu się dopuścił. Ja po prostu go kochałem i nie mogłem wytrzymać bez niego ani chwili dłużej.
Przemyłem twarz wodą i wyszedłem z łazienki. W tym momencie zauważyłem Toto, który wrzucał ubrania Aaron'a do kosza stojącego w rogu pokoju.
- Ej, co ty robisz? -spytałem podchodząc do niego.
Spojrzał na mnie wielkimi, ciemnymi oczami. Wziąłem głębszy wdech próbując powstrzymać drżenie rąk, którymi złapałem go za barki.
- Nie będzie już z nami mieszkał, prawda?
Zabolało mnie, że gdy wypowiadał to pytanie wyraźnie oczekiwał twierdzącej odpowiedzi. On nie rozumiał co się stało i musiałem mu to jakoś wytłumaczyć. Wstałem i podniosłem go z podłogi po czym posadziłem na łóżku i ukucnąłem przed nim.
- Toto, musisz mnie teraz uważnie posłuchać -zacząłem opierając dłonie na jego kolanach- Ta Pani była złym człowiekiem. Aaron nas tylko ratował, nie zrobił nic złego.
- Ale on ją zabił -zauważyłem, ze na twarzy chłopca znów maluje się rozpacz zmieszana z gniewem.
- Tak, zabił ją. Ale pomyśl, gdyby ta Pani celowała we mnie nożem chcąc mnie zabić to co byś zrobił? Zabił ją czy pozwolił by ona zabiła mnie?
Nie byłem pewien czy w taki sposób powinienem z nim o tym rozmawiać ale nie miałem wprawy z tłumaczeniem dzieciom tak trudnych spraw.
- Aaron nas uratował. Jest Twoim bratem i bardzo Cię kocha. Ty też go kochasz, prawda?
Chwila pomiędzy zadaniem tego pytania a jakimkolwiek ruchem wykonanym przez siedmiolatka dłużyła się w nieskończoność. W końcu pokiwał głową, a ja odetchnąłem z ulgą.
Wstałem i podszedłem do śmietnika by wyciągnąć z niego ubrania Aaron'a. Martwiło mnie, że jeszcze go nie ma. Mógł zrobić coś głupiego.... Albo po prostu nie chciał się teraz ze mną widzieć. Nie ważne, które z tych było prawdą i czy w ogóle któreś było ale widziałem, że jutro będę musiał się z nim zobaczyć. Chociaż na chwilę.
Po prysznicu położyłem Toto spać. Sam też wsunąłem się pod kołdrę ale nie mogłem zasnąć. Brakowało mi bruneta. Chciałem czuć obok jego ciepło, móc go dotknąć. Bez niego leżącego obok, nie byłem w stanie nawet zmrużyć oka.

***

Obudziłem się dość późno. Patrząc na zegarek stwierdziłem z zaskoczeniem, że dochodzi południe. Nie chętnie wstałem z łózka i ruszyłem pod prysznic. Po ubraniu i odświeżeniu się wróciłem do pokoju. Toto nadal jeszcze spał a ja wolałem go nie budzić. Zasłużył na odpoczynek.
Po za tym teraz moją głowę zaprzątała inna myśl. Gdzie Aaron spędził noc. I co się z nim teraz działo. Wyciągnąłem z szuflady telefon chcąc się z nim skontaktować. Starałem się za wszelką cenę ignorować widniejące na tapecie zdjęcia bruneta ale było to nie możliwe. Przyłapałem się na tym, że wpatrywałem się w nie dobre dziesięć minut nim w końcu wybrałem numer.
Nie odebrał.
Zaniepokoiło mnie to trochę, choć równie dobrze mógł po prostu nie chcieć z nikim rozmawiać. 

***

Po południu miał się odbyć pogrzeb Alis. Nie chciałem tam iść. Nie była moją rodziną. Po za tym czułbym się obco pośród jej przyjaciół, zastępczych rodziców, którzy także by tam przyszli. Podobieństwo między mną a siostrą było tak widoczne, ze na pewno ktoś by się zorientował, a wolałem tego uniknąć. Mimo to gdy nadszedł wieczór postanowiłem pójść na cmentarz i zobaczyć ją ostatni raz. A raczej nie ją, tylko jej grób.
Liczyłem też skrycie na to, że spotkam tam Aaron'a. Szukałem chłopaka po mieście ale nigdzie go nie znalazłem. Przez to Toto cały dzień musiał spędzić w pokoju hotelowym. Obiecałem mu jednak, że jutro mu to jakoś wynagrodzę. Moglibyśmy pójść do kina, na plażę albo na piknik do parku. Wolałem oczywiście by towarzyszył nam jego starszy brat ale najpierw musiałbym się z nim spotkać. chciałem by widział, ze mu wybaczam, że mi go brakuje. 
Założyłem ciemne dżinsy oraz białą koszulę. Nie mogłem zmusić się do założenia garnituru a musiałem wyglądać....no nieco lepiej niż zwykle. Gdy dochodziła już dwudziesta zgarnąłem z szafki kluczyk do pokoju i skierowałem się do wyjścia.
- Znowu idziesz? -usłyszałem pytanie za plecami.
Odwróciłem się by napotkać spojrzenie chłopca, który złapał mnie nogę.
- Wychodzę tylko na chwilę, zaraz będę -posłałem mu uśmiech.
Widząc, że nie jest zadowolony z tej odpowiedzi pochyliłem się i złapałem go za ramię.
- Pamiętaj, ze jutro mam cały dzień dla Ciebie.
- Obiecujesz? -spytał
- Obiecuję
Po tych słowach nieco rozchmurzony puścił moją nogawkę. Posłałem mu lekki uśmiech i wyszedłem na korytarz.
Na cmentarzu było pusto. Mimo, że pora była dość wczesna to zachmurzone niebo spowiło okolicę w ciemności. Nie miałem pojęcia gdzie znajdę grób Alis ale na moje szczęście dość szybko go odnalazłem. 
Zaskoczyła mnie ilość kwiatów, zniczy i fotografii ozdabiających miejsce jej spoczynku. Widać było, że dość dużo za to zapłacili. Usiadłem na ławce i jeszcze raz zbadałem to wszystko wzrokiem. Ciekawiło mnie czy naprawdę była szczęśliwa. Miała pieniądze, rodzinę, przyjaciół, wygląd modelki....A jednak chęć zemsty na mnie przysłoniła to wszystko. Westchnąłem. To że leżała tu martwa było chyba najlepszą z opcji. Nie ważne jak bardzo bym tego chciał ona nigdy by się nie zmieniła. Taka po prostu była prawda.
Podniosłem głowę gdy usłyszałem czyjeś kroki. Mój wzrok wyłonił w ciemności czyjąś sylwetkę. Nieznajomy także musiał mnie zauważyć, bo na mój widok odwrócił się i ruszył w tą stronę z której przyszedł. Pod wpływem impulsu podniosłem się z ławki i ruszyłem za nim. Szedł dość szybko, z głową pochyloną w dół i rękoma wepchniętymi w kieszenie. Dopiero po chwili mogłem rozróżnić w nim Aaron'a. Moje serce zabiło szybciej a na twarzy zagościł uśmiech. To naprawdę on.
Ostatnie dzielące nas metry pokonałem biegiem po czym objąłem go mocno.
- Aaron! Dlaczego się nie odzywasz? Dzwoniłem do Ciebie
Tak mi go brakowało. Z niechęcią odsunąłem się od jego torsu by spojrzeć mu w oczy. Zamarłem. Wyglądał strasznie. Blady, drżący z zimna, z podkrążonymi, spuchniętymi oczami....
- Boże, musisz iść ze mną do hotelu, wyglądasz okropnie -jęknąłem.

Aaron?  <Sorry, brak weny>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz