sobota, 27 sierpnia 2016

Od Ashton'a C.D Aaron'a

Zamyślony powoli przesuwałem palcami po ramieniu bruneta. Nie miałem ochoty nigdzie wychodzić wiedząc, że on leży tutaj sam skręcając się z bólu. Chciałem by poszedł z nami, żebyśmy mogli we trójkę się świetnie bawić. Ale cóż....Chciałem też by Aaron był szczęśliwy, a jeśli prosił mnie bym wyszedł z jego bratem to czułem, że muszę to zrobić.
Widząc jak ciemne oczy chłopaka wpatrują się we mnie z wyczekiwaniem pokiwałem głową i nie chętnie wstałem z łóżka.
- Toto, idź się ubrać -zwróciłem się do siedmiolatka, którego koszulka zrobiła się mokra od łez.
Pozostało na niej też parę plam krwi, które powstały gdy obejmował starszego brata. Chłopak zsunął się z materaca i po chwili zniknął w łazience. Gdy upewniłem się, że nie ma go z nami w pokoju zerknąłem na Aaron'a.
- Dni spędzone z Tobą nigdy nie są zmarnowane -mruknąłem marszcząc przy tym brwi- Zrozum to. Nie ważne co robimy, mnie to odpowiada, nawet jeśli miałbym tu tylko leżeć obok Ciebie i patrzeć jak śpisz.
Wpatrując się w jego ciemne tęczówki zorientowałem się, że nie bardzo w to wierzy. Westchnąłem i przysiadłem obok niego obejmując ramieniem.
- Kocham Cię -szepnąłem przybliżając wargi do jego karku- I przyniosę Ci tę pizze, watę i co tam jeszcze chcesz.
Zaśmiałem się cicho po czym odsunąłem od niego by się ubrać. Gdy już byłem gotowy do wyjścia z łazienki wynurzył się Toto. Posłał mi szeroki uśmiech a potem w ten sam sposób pożegnał się z Aaronem.
Gdy drzwi od pokoju zamknęły się za nami dopadło mnie poczucie winy. Z jednej strony chciałem spełnić prośbę nastolatka i pobawić się z jego bratem, z drugiej natomiast obawiałem się, że coś może mu się stać. Wprawdzie nie wyglądał już aż tak źle, ale nadal miał gorączkę i było widać, że nie czuje się najlepiej nawet jeśli próbował to ukryć.
Bolało mnie to, że musiałem widzieć go w takim stanie. To było cholernie niesprawiedliwe. W dodatku dręczyła mnie świadomość tego, że on ratując moje życie stracił skrzydła, a ja mordując własnych rodziców, ot tak, bez żadnego dobrego wytłumaczenia zachowałem je. Być może była to zasługa tego, że byłem wtedy jeszcze dzieciakiem.... Gdy dotarliśmy do kina razem z Toto spojrzeliśmy na listę wyświetlanych dziś filmów.
- To co byś chciał obejrzeć? -spytałem
Chłopiec podskoczył wesoło wskazując palcem na jakiś plakat reklamujący film animowany. Uśmiechnąłem się. Przynajmniej wybrał coś przy czym może się nieco rozweselę i choć na chwilę zapomnę o Aaronie. Płacąc za bilety, popcorn i colę wszedłem z brunetem do sali.

***
Po około dwóch godzinach film się skończył. Zauważyłem, że Toto bardzo dobrze się bawił. Nie mogłem powiedzieć niestety tego samego o sobie. To znaczy oczywiście czas spędzony z chłopcem poprawił mi humor ale po filmie czułem się bardziej zmęczony. Siedmiolatek zaczął mi nawet wyrzucać, że omal nie przespałem najlepszych momentów, za co kilkakrotnie go przepraszałem.
- Gdzie teraz pójdziemy? -spytał łapiąc mnie za rękę.
Wymijając natłok ludzi w holu dostaliśmy się do drzwi i wyszliśmy na zewnątrz. Chłodny podmuch wiatru od razu wyzbył się mojej senności i przywrócił siły utracone podczas dwugodzinnego siedzenia w kinowym fotelu. Poczułem ulgę, bo nogi powoli zaczynały mi już drętwieć.
- Może skoczymy na festyn? -spytałem
Jeszcze za czasów gdy mieszkałem w Sydney pamiętałem odbywające się co tydzień imprezy. Było tam naprawdę dużo zabawy, ludzi oraz pysznego jedzenia. Choć w tym momencie jakoś nie czułem się głodny.
Przedostaliśmy się na drugą stronę ulicy skąd słychać już było głośną muzykę. Nim znaleźliśmy się na placu Toto już podrygiwał machając przy tym głową w taki sposób, że jego włosy potargały się na wszystkie strony. Zaśmiałem się widząc jak omal nie wychodzi z siebie niecierpliwiąc się strasznie.

***

Po południu, a właściwie to gdy nadchodził już wieczór wracaliśmy z festynu obładowani całą masą rzeczy. Toto ściskał w jednej dłoni pluszowego psa, którego wygrał na strzelnicy, w drugiej za to trzymał parę balonów. Ja niosłem głównie jedzenie. Było tego naprawdę sporo. Pizza, lody, wata cukrowa, lizaki, popcorn, cukierki, napoje....wszystko co tylko udało nam się zabrać. Wspólnie spędzony dzień naprawdę poprawił nam humor.
Do hotelu doszliśmy w niecały kwadrans. Widząc znajome czerwone ściany budynku od razu pomyślałem o Aaronie. Cały dzień musiał spędzić sam. Zastanawiałem się czy nie zanudził się na śmierć. W końcu leżenie kilka godzin w łóżku potrafiło być naprawdę nużące.
- Aaron! Patrz co wygrałem! -gdy drzwi do pokoju się otworzyły Toto natychmiast podbiegł do siedzącego na łóżku brata.
Uśmiechnąłem się widząc jak wpadając sobie w ramiona. Z ust ciemnookiego wydobył się cichy śmiech. Ulżyło mi gdy go usłyszałem. To znaczyło, że miał się już lepiej. A mimo to wolałem go jeszcze oto spytać.
- Jak się czujesz? -odłożyłem pełne po brzegi torby na drugie łóżko.
Brunet wydobył się z uścisku młodszego brata i spojrzał na mnie.
- Dobrze. -Nie byłem w stu procentach pewien czy nie kłamie bym się nie martwił ale wolałem mu po prostu uznać, że mówił prawdę- Przyniosłeś moje zamówienie?
Usiadłem obok niego na łóżku tak, że nasze ramiona stykały się ze sobą. Sięgnąłem po jedną z toreb i wysypałem jej zawartość na nogi Aaron'a. Chłopak drgnął lekko gdy zimne opakowania cukierków zetknęły się z jego skórą.
- Ashton....-usłyszałem jego cichy głos.
Spojrzałem na niego zaniepokojony bojąc się, że coś jest nie tak.
- Zapomniałeś o żelkach -szepnął po czym posłał mi szeroki uśmiech.
Przewróciłem oczami i rzuciłem w niego jednym z cukierków.
- Nie strasz mnie tak. Myślałem, że serio coś jest nie tak -jęknąłem.
Brunet złapał słodycz nim zetknęła się z jego twarzą. Zauważyłem, że ten szybki ruch nieco go zabolał, bo przez jego twarz przemknął grymas. Po chwili jednak zamaskował go uśmiechem.
- Ale to jest straszne -ciągnął dalej udając panikę- Jak my wytrzymamy bez żelków?
- My? -powtórzyłem rozbawiony- Ja tam zjadłem kilka po drodze...
- Kilka? -spytał a w jego głosie słychać było sugestię, ze zjadłem nie kilka a wszystkie.
Wzruszyłem ramionami robiąc przy tym niewinną minę. Aaron zerknął na brata, który bawił się pluszakiem opierając plecami o łóżko.
- Toto? -chłopak poderwał się na dźwięk swojego imienia i spojrzał na ciemnookiego.
Bracia wymienili porozumiewawcze spojrzenia, a ja zdezorientowany przenosiłem wzrok z jednego na drugiego.
- Co wy kombinujecie? -spytałem
Aaron uśmiechnął się lekko, a po chwili jego młodsza wersja wskoczyła na łóżko obrzucając mnie balonami. Siedmiolatek zaczął skakać po materacu po czym przygniótł mnie do niego.
- Aaron! Zrób z nim coś! -krzyknąłem próbując opanować śmiech i zrzucić z siebie chłopca.

Aaron?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz