wtorek, 23 sierpnia 2016

Od Ashton'a C.D Aaron'a

- Jasne -z uśmiechem złapałem dłoń bruneta i rzuciłem ostatnie spojrzenie siedmiolatkowi, który głęboko pogrążony we śnie leżał na jednym z łóżek.
Gdy spał miał ten sam spokojny i beztroski wyraz twarzy co Aaron. Toto był przy tym jednak bardzo słodki, natomiast osiemnastolatek....seksowny. Z poczochranymi włosami, błyskiem w oczach i rozchylonymi wargami, które już nie raz wbijały się w moje ciało powodując dziwne ale zarazem przyjemne dreszcze. Miałem nadzieję zobaczyć jeszcze ten widok gdy wrócimy ze spaceru.
Po wyjściu na korytarz zakluczyliśmy drzwi i trzymając się za dłonie ruszyliśmy schodami na dół. Minęliśmy recepcję gdzie Aaron pozostawił klucz by nie denerwować się tym, że może go zgubić po czym nareszcie mogliśmy już cieszyć się chwilami spędzonymi sam na sam. Gdy tak zmierzaliśmy w stronę plaży przypominałem sobie sytuacją z przed kilku godzin gdy to przyznał jest o mnie zazdrosny... Było to na swój sposób miłe. Uświadamiało mi to to, że  naprawdę mnie kocha i nikomu nie pozwoli mnie odebrać. Nie obchodziły mnie jednak spojrzenia dziewczyn czy nawet chłopaków wycelowanych w moją stronę. Po prostu nie byłem nimi zainteresowany. Dla mnie liczył się tylko i wyłącznie Aaron. I nikt nie mógłby się z nim równać.
Puściłem jego dłoń by objąć go  pasie tym samym powodując, ze nasze ciała zetknęły się ze sobą. Kątem oka zauważyłem jak na twarzy bruneta pojawia się uśmiech. Westchnąłem. On naprawdę był tym jedynym. A teraz dołączyła do nas też jego młodsza wersja....
Nie chciałem tego mówić na głos ale naprawdę zazdrościłem mu rodzeństwa. Toto, pomimo, że znałem go od niedawna już stał się dla mnie kimś ważnym. Był dla mnie jak brat. Czego nie mogłem powiedzieć o rodzonej siostrze. Ona nie potrafiła mi wybaczyć tego co jej zrobiłem. Właściwie to nie chciała ze mną nawet na ten temat rozmawiać. Ani na ten ani z resztą na żaden inny, co w sumie przestało mnie obchodzić w chwili gdy próbowała skrzywdzić Aaron'a. Nie potrzebowałem jej. Miałem nową rodzinę. Cudownego chłopaka, które gotów by był zrobić dla mnie wszystko i jego młodszego, zajebistego braciszka. Nigdy nie marzyłem nawet o czymś takim. Nie wierzyłem, że coś takiego może mnie spotkać.
Na plaży było zupełnie pusto. Cieszyło mnie to, bo w ten sposób spacer stał się bardziej romantyczny, przeznaczony tylko dla nas. Ciemność rozświetlał wznoszący się wysoko na niebie księżyc oraz parę pobliskich latarni. Woda szumiała cicho gdy fale zderzały się z piaszczystym brzegiem. Nie byłem typem kogoś bardzo romantycznego ale cóż...Nie mogłem zaprzeczać, że nie podobało mi się to wszystko.
- Jesteś cudowny Aaron -westchnąłem przesuwając swoim nosem po jego karku
Cichy chichot chłopaka wywołał na mojej twarzy uśmiech. Dłońmi otoczyłem jego biodra i przysunąłem go bliżej.
- Ty jesteś cudowniejszy -mruknął na co obaj się roześmialiśmy
Przewróciłem przy tym oczami. Dziwnie było czuć, że wobec ukochanego jestem kimś idealnym. Nie byłem nikim takim. I sporo mi do tego brakowało. Wiedziałem jednak, że nie mam się z nim co sprzeczać, bo i tak nie zmienię tego co o mnie myśli. A były to głównie same dobre rzeczy. więc chyba powinienem się cieszyć.
Przenieśliśmy naszą rozmowę na nieco dalszą część plaży. Stamtąd nie było już widać latarni ani świateł miasta. Teraz jedynym źródłem jasności był wiszący nad nami księżyc. Zerknąłem na ciemnookiego. Przyglądał się białej, świetlistej kuli z błogim wyrazem twarzy. Uśmiechnąłem się na wspomnienie o śpiącym siedmiolatku, którego teraz bardzo przypominał.
Usiadłem na piasku wciąż obserwując Anioła. Oderwał oczy od nieba gdy tylko zorientował się, że na niego patrzę. Uśmiechnął się szeroko a ja naprawdę zapragnąłem wiedzieć o czym właśnie sobie myśli. Nie dał mi jednak wiele czasu na zastanowienie, bo po chwili znalazł się przy mnie. Usiadł na moich nogach i zaplótł mi ręce na karku cały czas nie odrywając wzroku od moich oczu. Jego ciemne tęczówki wręcz zlewały się z ogarniającym nas mrokiem. Pochylił się i delikatnym, nieśpiesznym ruchem złączył nasze wargi. Czułem jak napawa mnie ogromna radość. Wsunąłem dłoń pod jego koszulkę, by po chwili zupełnie się jej pozbyć. Wymieniliśmy uśmiechy i znów wbiłem mu się w usta. Moje dłonie błądziły po jego ciele, palce muskały rozpaloną skórę. Złapałem go za boki i przekręciłem tak, że teraz to on leżał na piasku a ja znajdowałem się nad nim.
- Co by sobie teraz pomyślał Toto? -zaśmiałem się układając dłonie po bokach nastolatka.
Byłem od niego większy i cięższy a nie chciałem go przecież zmiażdżyć czy odciąć dopływu tlenu do płuc. Zgiąłem nogi w kolanach i lekko je podkurczając, ułożyłem je przy jego biodrach.
- Zamknij się -mruknął głosem, który sugerował, że nie ma ochoty by przejmować się w tej chwili czymkolwiek innym niż nami.
Uniósł ręce i złapał nimi moje policzki po czym przysunął tak by móc mnie znów pocałować. Zatopiłem się w nim kompletnie. to była jedna z niewielu chwili gdy byliśmy razem, szczęśliwi. Cieszyłem się, że wszystko jest już dobrze. Ale miałem też przeczucie, że zdarzy się jeszcze wiele złego. Zła, przed którym chciałem teraz chronić nie tylko Aaron'a ale i jego brata. Moją nową rodzinę.
Oderwałem się od ust chłopaka wędrując wargami po jego szyi. Oddychałem powoli, pozwalając by ciepły oddech muskał skórę chłopaka pomiędzy pocałunkami, którymi go obdarzałem. Słyszałem jak Aaron mruczał cicho gdy moje wargi stykały się z jego ciałem. Przesunąłem dłonią wzdłuż jego boków, sunąc palcami do góry, by po chwili umieścić je na żebrach ciemnookiego. Pomimo tego, że mało jadł nie wyglądał jak szkielet. Był szczuplejszy ode mnie, czułem pod palcami rysujące się kości. Przesunąłem się w dół by na nich tez znalazły się moje wargi.
- Ashton...-usłyszałem cichy jęk.
- Zamknij się Aaron -mruknąłem przedrzeźniając chłopaka, który powiedział dokładnie to samo parę chwil temu- Kocham Cię takiego jaki jesteś. Nie ważne czy jesteś chudy czy gruby -jeszcze raz musnąłem ustami wystające kości.
Znów przesunąłem się nieco w dół znajdując oparcie dłoni na biodrach bruneta. Pochyliłem głowę by znów zetknąć się z ciepłą skórą nastolatka gdy ten niespodziewanie poruszył się, a moment później przed moją twarzą dyndała trzymana w dłoni ciemnookiego mała torebka. Patrzyłem na niego zdezorientowany po czym nieco odnajdując się w sytuacji zrobiłem niechętną minę.
- Dupek -parsknąłem.
I sam nie byłem pewien czy chodzi mi o to, że przerwał moje czułości, czy może dlatego, zenie lubiłem gdy obdarowywał mnie prezentami. To znaczy, było to bardzo miłe ale czułem się przy tym nieswojo.
Przesunąłem się na bok, przechodząc z ciała chłopaka na chłodny piasek. Wziąłem od niego prezent zupełnie niepewien co mogę znaleźć w środku. Nie chciałem by było to coś drogiego, bo zupełnym bezsensem było wydawanie na mnie tylu pieniędzy. Zerknąłem na jego twarz. Malował się na niej szeroki uśmiech. Westchnąłem cicho i zajrzałem do torby po czym wsunąłem do niej rękę. Gdy odnalazła one niezbyt duże pudełko wyciągnąłem ją i....
Telefon.
Aaron kupił mi telefon.
Wpatrywałem się z niedowierzaniem w prezent i gdy pierwszy szok minął spojrzałem na ciemnookiego. Nadal się uśmiechał, a ja zupełnie nie wiedząc co zrobić przenosiłem wzrok z niego na sprzęt i z powrotem.
- Nie mogę....-jęknąłem.
Uświadamiając sobie jednak, ze w ten sposób raczej nic nie zdziałam bardziej stanowczym i twardym głosem powtórzyłem
- Nie. Aaron, nie mogę tego przyjąć -wysunąłem dłoń z pudełkiem w stronę Anioła.
Ten jednak nie wziął ode mnie telefonu. Z uporem na twarzy wpatrywał się w moje oczy.
- Masz go wziąć. To jest prezent -mruknął spokojnie, a jednak dając mi zrozumienia, ze nie ma zamiaru odpuścić dopóki się nie poddam- Przyda Ci się.
W to nie wątpiłem. Telefon z całą pewnością byłby mi potrzebny, ale skoro do tej pory żyłem bez niego, mógłbym tak żyć dalej.
- Ashton... Ja po prostu muszę mieć pewność, że nic Ci się nie stanie. Weź go. Muszę mieć z Tobą kontakt jeśli coś by Ci groziło.
Pokręciłem głową. Po prostu nie mogłem tego przyjąć.
- A gdyby mi się coś stało? I potrzebowałbym pomocy? -kontynuował.
Jęknąłem zrezygnowany. Dobrze wiedział jak mnie przekonać. Nie chciałem by Aaronowi stała się krzywda. Musiałem mieć z nim kontakt. Cofnąłem więc dłoń i przyjrzałem się komórce.
- Nienawidzę Cię -prychnąłem na co brunet się roześmiał- Mam nadzieję, że nie był zbyt drogi....
Otworzyłem pudełko i wyciągnąłem z niego telefon. Przekląłem Aaron'a za to, że zamiast kupić mi starego grata, który przecież i tak służyłby tylko do dzwonienia wybrał dość dobrą komórkę. Ucieszyłem się chociaż z tego, że zapewnił mnie, że nie zapłacił za nią wiele. Naprawdę nie chciałem by wydawał na mnie swoje pieniądze. Nie byłem tego wart nawet jeśli twierdził inaczej. Ja po prostu wiedziałem swoje.
Zerknąłem na ekran i....pierwsze co mi się rzuciło w oczy to tapeta. W brzydkim odcieniu zielonego. Nie poruszyło mnie to jednak, bo wiedziałem, że zaraz ją zmienię. I wiedziałem kto się na niej znajdzie. Szybko włączyłem aparat i wycelowałem w bruneta. Zaskoczony chłopak nie zdążył zareagować. Szybko ustawiłem jego twarz ma tapecie i z dumą pokazałem mu swoje dzieło.
- Ej! Brzydko wyszedłem! -burknął zaplatając ręce na piersi w geście obrazy.
Zaśmiałem się. Mnie tam się podobało. Teraz nie ważne gdzie i z kim byłem mogłem przyglądać się jego ciemnym oczom, potarganym włosom i wargom....Tym pięknym ustom, rozchylonym w uśmiechu.
Zerknąłem na Anioła. Napotykając moje spojrzenie wystawił w moją stronę język. Podsunąłem się do niego i objąłem mocno.
- Dziękuję -szepnąłem.

***
Droga do hotelu była stanowczo zbyt krótka, tak samo jak i spacer, mimo że nie było nas przez kilka godzin. Po prostu nie ważne ile czasu spędziłbym z ukochanym to i tak było za mało. Jego prezent spoczywał teraz w mojej kieszeni.
Dotarliśmy do naszego pokoju i weszliśmy do środka. Toto nadal głęboko spał zwinięty w kulkę. Wymieniliśmy z Aaron'em rozczulone spojrzenia. Złapałem go za rękę i poprowadziłem do wolnego łóżka. Położyliśmy się i niemal natychmiast zasnąłem otoczony jego ramionami.

***
Rano obudziłem się jeszcze przed Aaron'em. Czułem, że leży obok, a jego ręka nadal splata się z moją. Uśmiechając się otworzyłem oczy i zerknąłem na towarzysza. Ujrzałem ciemne, proste włosy i wielkie rozbawione oczy skierowane na moją twarz. Osłupiały zerwałem się na nogi słysząc jak po pokoju rozlega się głośny śmiech Aaron'a.
- Wymieniłeś mnie na młodszy model? -spytał pochylając się, by móc uścisnąć Toto, który także chichocząc podbiegł do niego.
Przyglądałem się im czując jak twarz zalewa mi się czerwienią. Brunet wziął chłopczyka na ręce i posłał mi rozbawione spojrzenie. Wysunąłem w jego stronę język i schowałem dopiero gdy wyszli z pokoju.
Po prysznicu i szybkim ubraniu się dołączyłem do Toto i Aaron'a którzy siedzieli już w restauracji na dole. Dość szybko ich wypatrzyłem. Nie było to takie trudne jeśli weźmie się pod uwagę, że w pomieszczeniu było dwa razy mniej osób niż zazwyczaj. Co wcale nie oznaczało też, że było tu spokojnie. Osób było dość sporo, a większą część stanowiły dzieciaki, które wręcz rozpierała energia. Podszedłem do stolika, obrzucając siedmiolatka spojrzeniem. Z zainteresowaniem przyglądał się swoim rówieśnikom obierając mandarynkę. Pewnie brakowało mu tego. Tej zabawy i możliwości pogadania z kimś w jego wieku. Nie zdziwiłem się więc gdy usłyszałem skierowane do starszego brata pytanie.
- Mogę się pobawić?
Z ustami zapchanymi kawałkami mandarynki jego głos brzmiał jeszcze bardziej uroczo niż zazwyczaj.
- Najpierw zjedz -usłyszałem rozbawienie w głosie osiemnastolatka.
Toto wsadził do buzi ostatnie kawałki i posłał bratu proszące spojrzenie.
- Już zjadłem.
Po chwili Aaron w końcu dał się przekonać i pozwolił chłopczykowi na zabawę z innymi. Oboje patrzyliśmy jak podbiega do grupki chłopców i zaczyna z nimi rozmowę.
- Cóż... Nieśmiałości po Tobie nie odziedziczył -mruknąłem.
Poczułem jak kawałek skórki ląduje na moim policzku. Pokręciłem głową i zabrałem się za jedzenie. Dziś wyjątkowo nie miałem apetytu. Byłem zbyt podekscytowany perspektywą spędzenia we trójkę całego dnia.
Po dziesięciu minutach gdy oboje skończyliśmy jeść zaczęliśmy rozglądać się w poszukiwaniu Toto. Chłopczyka jednak nie było w pomieszczeniu. Żaden dzieciak nie wiedział też gdzie się podział. Aaron zaczynał wpadać w panikę. Sam także strasznie się o niego bałem ale za wszelką cenę starałem się uspokoić bruneta.
- Dopiero co go odnalazłem! Jak ja mogłem go zgubić!? -krzyczał ignorując spływające po policzku łzy.
- Aaron, on na pewno się znajdzie. Poszukaj tutaj, ja pójdę na zewnątrz.
Ciemnooki nie odpowiedział od razu. Schował twarz w dłoniach i jęknął kilka razy. Dopiero potem zauważyłem ledwo dostrzegalne kiwnięcie głową. Westchnąłem i wyszedłem na zewnątrz.
- Toto! -maszerowałem chodnikiem wykrzykując imię chłopca.
W miarę upływu czasu zaczynałem bać się o niego coraz bardziej. Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy, to to, że jego ojciec za tym stoi. Pamiętałem jak za wszelką cenę chciał zatrzymać chłopca ze sobą. Jak widać nie nauczył się niczego od ostatniego spotkania.
Skręciłem za róg, chcąc okrążyć teren wokół hotelu gdy dobiegł do moich uszu znajomy głos.
- Tylko pamiętaj, to będzie nasza taka mała tajemnica, dobrze? -słodki, damski głosik był cichy ale w miarę jak szedłem przed siebie stawał się coraz wyraźniejszy.
Rozpoznawałem go, choć bardzo chciałem się mylić. Nie chciałem by była to ona. Nie znowu.
Wchodząc do jednej ze ślepuch uliczek ujrzałem jednak widok, który rozwiał wszelkie nadzieję. Wysoka blondynka kucała przed Toto z rękoma opartymi na jego barkach. Gdy tylko mnie zauważyła wstała i posłała drwiący uśmiech.
- Toto, wracaj do hotelu -burknąłem
Siedmiolatek posłusznie opuścił zaułek i słyszałem jego przyśpieszone kroki oddalające się od tego miejsca. Gdy całkowicie ucichły skupiłem uwagę na dziewczynie stojącej przede mną.
- Uroczy chłopiec. Naprawdę... -zaczęła przywołując na twarz delikatny uśmiech.
O ile za każdym razem gdy z jej ust wychodziło jakiekolwiek słowo byłem pewien, że jest to kłamstwo. Tym razem jednak czułem, że Toto naprawdę ją zauroczył. Co nie było dziwne. Tylko idiota nie uległby emu malcowi.
- Nie zbliżaj się do niego. -warknąłem- Czego od niego chciałaś?
Moja złość wyraźnie ją bawiła. Nie chciałem dawać jej  jakiejkolwiek satysfakcji ale gdy chodziło o tak ważne mi osoby nie mogłem pohamować gniewu.
- Od niego? -spytała udając zaskoczenie- Nic, skąd taki pomysł?
- Przestań! Po co go tu zaciągnęłaś?
Dziewczyna wykonała kilka kroków w moją stronę i zatrzymała się dopiero gdy odległość między nami skróciła się do metra.
- Posłuchaj mnie uważnie braciszku -syknęła- Mój plan rozwalenia Ci życia nadal jest aktualny. Tak się składa, ze ten chłopczyk miał mi zagwarantować to, że będziesz cierpiał. Nie mam jednak siły go zabijać. Jest zbyt kochany -westchnęła- Tak więc posłużę się nim w inny sposób. Bardzo nie chciałbyś go stracić prawda? To pomyśl co by było gdyby dowiedział się, że jesteś mordercą -w tym momencie zacmokała kilka razy demonstrując swoją dezaprobatę- Nie ucieszyłby się prawda?
- Czego od nas chcesz?
- Chcę tego chłopca -wypaliła prosto z mostu- On nie powinien wychowywać się w otoczeniu pedałów. A już szczególnie takich wywodzących się z patologicznych rodzin.
- Mamy tę samą rodzinę -prychnąłem
- Ale ja jestem normalna. I mogę mu zapewnić dobre życie. Chcesz wiedzieć co mu dzisiaj powiedziałam? -wyraźnie się ze mną droczyła.
Wpatrywałem się w nią w milczeniu. Gdy wyczuła, ze nie mam zamiaru zapytać westchnęła z irytacją.
- Doprawdy, z Tobą nie ma żadnej zabawy. Powiedziałam mu, że jestem jego matką -zaśmiała się- Jak myślisz, uwierzył mi? I z kim wolałby mieszkać? Ze mną czy z bandą zakochanych w sobie facetów? -syknęła i podeszła jeszcze krok bliżej stając ze mną twarzą w twarz- A to dopiero początek. Zrobię wszystko by Wam go odebrać.

Aaron?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz