poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Od Aaron'a C.D Ashton'a

To wszystko mnie przytłoczyło, zdawałem sobie sprawę, że to właśnie tutaj Ashton spędził, chciałoby się powiedzieć najlepsze, jednak na usta samo nasuwało się przeciwne temu słowo... Najgorsze lata swojego krótkiego życia.
Nie mogłem winić go za to jak czuł się w tym miejscu, pewnie nie przywoływało zbyt wielu miłych wspomnień. Poczułem, że chcę go ochronić przed tym co Ashton tam zastał. Poderwałem się z miejsca i ze łzami w oczach wbiegłem do pokoju, gdzie akurat był. Byłem tym wszystkim zbyt rozemocjonowany. Stracił wszystko, to co kochał, to czego nienawidził, to za czym tęsknił i to czego chciał się zawsze pozbyć.
Ludzie odebrali mu to co miał, nie myśląc jak wiele kosztuje to samego Ashton'a, przez jakie piekło musiał przejść.
Wbiegłem do jego pokoju rzucając się chłopakowi na szyję. Widziałem zaskoczenie na jego twarzy, które zignorowałem tuląc go mocniej.
- Tak bardzo mi przykro... - szepnąłem, tylko na tyle było mnie w tym momencie stać, na zwykłe pocieszanie i tulenie go do siebie, mimo, że byłem niższy. Ash zrobił krok do tyłu unosząc chmurę kurzu do góry, która oblepiła nogawki jego spodni, obserwowałem jak biały pył otacza jego czarne spodnie i zostaje tam, znajdując sobie dogodne miejsce. - Obiecuję, że już nigdy nie pozwolę by było Ci smutno - szepnąłem zgodnie z prawdą. Sam nie wiem czemu czułem taką odpowiedzialność za jego szczęście, ale tak było i żadna przeszłość nieważne jak straszna nie mogła tego zmienić, żadne wydarzenie nie mogło mnie od niego oddalić.
- Chcesz już iść? - zerknąłem na niego, w jego jasne tęczówki, które zdawały się być nieco przygaszone. Wolno skinął głową rozglądając się po starym pokoju. Ciekaw byłem jak by to wszystko wyglądało gdyby tyle zła nie przeszło przez jego życie, ciekawe czy przyszedłby do Akademii.. O tym jednak wolałem nie myśleć. Splotłem jego dłoń ze swoją, ściskając ją. Z odejściem z domu odeszło ode mnie przytłoczenie, ten przykry ciężar, jednak chłopak chyba nie poczuł tego co ja. Był lekko przygnębiony, nawet nie lekko, ale widziałem jak bardzo starał się tego nie okazywać.
Wytrącony z równowagi odwróciłem się na pięcie słysząc znajomą piosenkę, wzrokiem odszukałem jej wykonawcy, a mój i Ashton'a wzrok przyciągnął staruszek z gitarą. Dosłownie, staruszek, miał pewnie z sześćdziesiąt lat, ale grał lepiej od większości nastolatków. Jego dłoń płynęła po strunach tak delikatnie, nie szarpał ich, a namawiał do ruchu, a one go słuchały. Jego dłoń płynęła, a oczy wpatrzone były w dal, grał z pamięci. Westchnąłem cicho słysząc spokojne dźwięki, miłe dla ucha, niemal czułe. Złapałem dłoń chłopaka raz jeszcze wlepiając spojrzenie w siwiejącego. Stałem tam jeszcze chwilę, dopóki nie poczułem, że zrobiłem się cholernie głodny. Zerknąłem na chłopaka, wydawał się nieco spokojniejszy, jego twarz złagodniała, już nie wymuszał uśmiechu, nie miał go wcale ale i to wydawało się milszym widokiem niż emocje jakie wyrażał chwilę temu. Na które ja nie mogłem kompletnie nic poradzić.
- Idziemy coś zjeść? - spytałem cicho, kompletnie nie wiedziałem jak się teraz zachować, co powiedzieć by go rozweselić, co mógłbym zrobić, westchnąłem zirytowany własnym zachowaniem. Ciekaw byłem o czym myśli, czy znowu dołuje się myślami o tym co mogło się wydarzyć w jego życiu gdyby nie był Aniołem. Jednak ja nawet nie chciałem o tym myśleć, Boże... Gdybym go stracił. Chciałbym być z nim do końca, nie wiedziałem kiedy umrę, pewnym było, że niedługo, więc za wszelką cenę chciałem nacieszyć się nim o ile mi na to pozwoli.
Zakasłałem kilkukrotnie i przetarłem oczy czując jak obłoki dymu wdzierają mi się do oczu. Uniosłem wzrok, a Ashton zrobił to samo, to dym z jakiegoś budynku, ale nie paliło się tam, leciał wprost z komina, drażniąc oczy wszystkim dookoła. Zerknąłem na Ashtona, który jednak zniknął mi z pola widzenia. Nieco wystraszony ruszyłem przed siebie odnajdując go za gęstą chmurą dymu. Podszedłem do chłopaka wolnym krokiem i chwyciłem jego dłoń trzymając się go póki nie odzyskałem pełnej kontroli nad własnym wzrokiem. W tym samym momencie z budynku wyszedł mężczyzna krzycząc by nikt się nie martwił, że wszystko mają pod kontrolą. Bez słowa ruszyliśmy przed siebie, Ash nadal zatopiony był we własnych myślach, ja nadal bezradny. Weszliśmy w końcu do jakiejś restauracji, w której ładnie pachniało naleśnikami, za którymi tak przepadałem.
I obaj je wzięliśmy, jogurtowe, z bitą śmietaną i nutellą. Jak do tej pory nie śmiałem się odezwać, gdy położył dłoń na swoim kolanie sam wsunąłem swoją pod stół i ułożyłem na niego.
- Mogę coś dla Ciebie zrobić? - spojrzałem mu w oczy, widziałem jak bardzo stara się udawać, że wszystko jest dobrze, był kochany, za nic nie chciał mi zepsuć humoru. Posłał mi sztuczny uśmiech mrucząc ciche "jest dobrze". Zmarszczyłem brwi, zacząłem się zastanawiać co lubił Ashton...
Lubił motory, no ale jego mu raczej kupić nie mogę.
Lubił żelki, ale one też odpadały, bo je już miał.
Z tego co widziałem, interesował się rysunkiem, ale nie umiałem tego wykorzystać.
No i jego gitara...  Ale z nią co? Miał ją tu i nic więcej nie mogłem zrobić. Obserwowałem jak je, niewiele wtedy mówił, właściwie odkąd wyszliśmy z jego domu w ogóle się nie odzywał, zacząłem czuć się temu wszystkiemu winny bo sam mu to zaproponowałem,  Nawet jeśli sam to proponował to gdybym nie dotknął tamtych fotografii.
Głupi idiota.
~Jesteś pieprzonym debilem Aaron, czy Ty nigdy nie myślisz? - wyrzucałem sobie w myślach, czując jak narastająca gula w gardle uniemożliwia mi jedzenie.
- Smakowało Ci? - zerknąłem na Ashton'a z szerokim uśmiechem.
- Tak, bardzo - pochwalił i zerknął na mnie - Dobrze się czujesz? - spytał - Zbladłeś - zerknąłem na niego zaskoczony, by po chwili poszerzyć uśmiech.
- Dobrze, wszystko w porządku - mimo to odłożyłem niemal pełen talerz, zapłaciłem i wyszliśmy.
- Choć na spacer - to nie była propozycja, tylko bardziej rozkaz. Chciałem z nim porozmawiać, wyjaśnić wszystko, albo raczej to ja zamierzałem mówić i w nosie miałem czy będzie chciał mnie słuchać. Jeśli to miało mu jakkolwiek pomóc to chciałem by wiedział, że będę przy nim do końca.
Poszliśmy znowu na plażę, czysta woda zachwyciła mnie tak samo jak poprzednim razem. Usiadłem na piasku tak by moje stopy dotykała woda. Gdy blondyn do mnie dołączył oplotłem go ramionami w pasie i przyciągnąłem do siebie, opierając brodę na jego ramieniu.
- Wiesz, że ja Cię nie zostawię? - spytałem ściszonym głosem, moje usta muskały jego szyję, na której zobaczyłem gęsią skórkę.
- Zimno Ci? - spytałem, faktycznie było tu trochę chłodno. Bez słowa ściągnąłem z siebie bluzę i okryłem nią ramiona chłopaka. Na mnie była za duża więc na niego pasowała idealnie, dopiero po tym usłyszałem odpowiedź na pierwsze pytanie.
- Wiem, że zostawisz - szepnął. Zdenerwowany rzuciłem mu wrogie spojrzenie, gotów wywołać kłótnię gdy zorientowałem się, że ma na myśli moją białaczkę.
- Nie. Zostaję tu z Tobą. - dotknąłem jego włosów - Zostanę z moim ukochanym do końca, dopóki tylko będziesz chciał ze mną być. Nic mnie nie powstrzyma, a taka choroba to jak katar. - prychnąłem oczekując reakcji. Zerknął na mnie z politowaniem, jednak jego twarz rozpromienił się nieco. - Gdybym mógł dałbym Ci wszystko czego potrzebujesz, oddałbym wszystko co mam żebyś był szczęśliwy - szepnąłem zgodnie z prawdą - Problem w tym, że wszystkim co mam jesteś tylko Ty i żyję tylko dla Ciebie - uśmiechnąłem się. Zauważyłem też jak kąciki ust Ash'a unoszą się w górę. Zerknął na mnie, a ja przewróciłem go na piasek zwisając nad chłopakiem.
Przypomniał mi się dzień kiedy wszystko się zaczęło, a było jak teraz. Tylko ja, Ashton i woda. Obaj leżeliśmy ubrudzeni piaskiem ciesząc się swoją obecnością. To był jeden z tych dni dzięki, którym chciałem żyć za wszelką cenę. Teraz jednak każdy nim był.
- Pamiętasz? - spytałem zerkając na niego. Niebieskooki pokiwał głową, a ja schyliłem by go pocałować. Wpiłem się w słodkie wargi zaplatając dłonie na jego szyi, teraz całowanie chyba szło mi nieco lepiej niż na samym początku, przynajmniej nie czułem się już jak drewno. Oderwałem się od niego po paru minutach, wzdychając z zadowoleniem.
- Wracamy? Nie przejmuj się, jeśli przez jeden dzień nie zrobimy nic konkretnego też nie stanie się nic złego. Jednak jesteś mi za to winien zoo - zaśmiałem się i pocałowałem go jeszcze w policzek. To dziwne, ale ludzi tu nadal nie było, może przez chłód dzisiejszej pogody, nie wiem.
Jednak taka prywatność w ogóle mi nie przeszkadzała. Podniosłem się i pomogłem mu wstać, miałem rację moja bluza na niego pasowała.

Wróciliśmy do hotelu, zamknąłem drzwi i usiadłem na łóżku obok niego, z tylnej kieszeni spodni wyjął zdjęcia, które wcześniej oglądaliśmy w jego domu. Podszedłem do chłopaka i wsadziłem mu głowę pod koszulkę zaciągając się zapachem jego skóry.
- Kocham Cię - mruknąłem przygładzając roztrzepane włosy.
- Ja Ciebie też - mógłbym tej odpowiedzi słuchać godzinami, przytuliłem się do chłopaka i usnąłem, tak zwyczajnie.

***
Obudziło mnie ciche skrzypnięcie drzwiami, uchyliłem powieki widząc wychodzącego z łazienki Ashton'a, uśmiechnąłem się do chłopaka.
- Przepraszam nie chciałem usypiać - pokręcił głową dając mi do zrozumienia, że nic się nie stało. Poszedłem w jego ślady, jako, że była noc nie mieliśmy już gdzie wyjść. Byłem na siebie zły, że zasnąłem, ale też jakoś zmęczony. Wziąłem szybki prysznic, umyłem zęby przebrałem się i wróciłem do pokoju. Ashton leżał w łóżku oglądając coś w telewizji. Nie mogłem się powstrzymać, podszedłem do niego i pocałowałem w czoło.
- Dobranoc Ashton - zaśmiałem się cicho i położyłem do łóżka. Wlepiłem wzrok w telewizor, czekając aż zyskam pewność, że chłopak osunął się spokojnie w objęcia Morfeusza.

Następny dzień był spokojniejszy, jakby lepszy. Po śniadaniu poszliśmy na krótki spacer, podczas którego miejsce miała dość nietypowa sytuacja. Do Ashtona bowiem podeszła wysoka, łudząco podobna blondynka.
Z tego co wiedziałem nie miał rodzeństwa. Puściłem jego dłoń mrużąc powieki, obserwowałem jak podchodzi w jej stronę. Wolałem się nie wtrącać.

Ashton? Wybacz brak pomysłów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz