wtorek, 16 sierpnia 2016

Od Logana cd. Oscar'a

Nienawidziłem szpitali. Lekarzy, którzy mogą ci zajrzeć wszędzie, dotknąć też. Pielęgniarek, które są zbyt nadopiekuńcze, albo mają w ciebie tak wyjebane, ze pomylą ci jakiś zastrzyk i w każdej chwili możesz wyjść na prostą. Tego zapachu, pełen chemii. Nawet te białe ściany mnie przerażały, przypominały mi psychiatryk. Jednak tak czy siak wolałem to miejsce, zamiast dać sobie nastawić nos komuś nieznajomemu. Nie znałem Oscar'a, poznałem go parę godzin temu, gdy mi połamał nos drzwiami. Miałem szczęście, gdyż trafiła mi się miła lekarka. Nie kazała mi się rozebrać, czy opowiedzieć czegokolwiek o sobie. Jedyne co chciała wiedzieć, to co mi się stało. Wytłumaczyłem, że przypadkiem wpadłem na otwierające się drzwi i tyle. Bo co miałem innego powiedzieć? Że jakiś koleś mi go połamał drzwiami? Skąd mogłem wiedzieć, czy nie zrobił tego specjalnie? Może po prostu chciał się ze mnie pośmiać jak inni? Chociaż po co by miał mnie wieść na własna żądanie do szpitala?
Po nastawieniu nosa jednym acz bolesnym ruchem, założyła mi jakiś plaster na nos i pozwoliła mi wyjść. Dała mi radę, abym więcej już się nie zderzał z drzwiami.
Byliśmy już w drodze do akademika. Ja na prawko będę musiał jeszcze poczekać chociaż z rok, aczkolwiek miło z jego strony, że zmarnował na mnie benzynę. W końcu to ja miałem połamany nos, jemu nic nie było, więc nie musiał mnie wieść. Oczywiście nie zaprzeczałem, po co miałem wydawać na bilet? Po za tym chłopak wydawał się całkiem miły. Wydawał się...
- Nie musisz - pokręciłem przecząco głową.
- Jesteś pewien? - nie ustępował.
Odwróciłem w jego kierunku głowę i się lekko uśmiechnąłem.
- Jedynie możesz mnie dowieść do szkoły - przekręcił oczami i wrócił wzrokiem na ulicę. Jeszcze z cztery kilometry i będziemy na miejscu.
- A może jakiś obiad? Głupio mi że ci połamałem nos - cicho się zaśmiałem i znowu odmówiłem. W końcu dojechaliśmy do akademika, wysiadłem przy bramie, a Oscar pojechał zaparkować swoją maszynę. I tu się rozstaliśmy. Przynajmniej tak sądziłem.
Odwróciłam się i ruszyłem w kierunku szkoły, aby wrócić do swojego pokoju i spojrzeć na dopiero co nastawiony nos. Dwoma palcami dotknąłem opatrunku, czego od razu pożałowałem. Poczułem ból zaraz po dotknięciu. Lekarka powiedziała, że to mi minie za godzinę i miałem się postarać już go nie ruszać. Schowałem ręce do kieszeni i ruszyłem przed siebie. Po kilku sekundach przeszył mnie zimny wiatr, zadrżałem lekko.
- Logan, czekaj - usłyszałem za sobą.
Odwróciłem się. Nieco wyższy i nieco starszy chłopak o brązowych oczach, ciemnych oczach z okularami, białych kolczykach i bladej cerze szedł szybkim krokiem w moją stronę. Przystanąłem i gdy Oscar był już obok mnie, ruszyliśmy razem do budynku.
- Jesteś pewien, że nie masz mi za złe...
Przekręciłem oczami. Chłopak był nieco uparty i wyglądał, jakby się bał, że będę go za to nienawidzić. Czy on naprawdę nie zna Henderson'a, którym wszyscy pomiatają?
Zaśmiałem się cicho pod nosem.
- Na prawdę. Nic się nie stało. Uwierz mi - odparłem z delikatnym uśmiechem patrząc na niego kątem oka i uważnie przyglądając się drzwiom, aby nimi znowu nie dostać. Otworzyłem je tym razem własnymi rękoma, nikogo po drugiej stronie nie było. Weszliśmy do środka. Naciągnąłem trochę kurtkę, gdyż nieco zmarzłem. Korytarze były puste, gdyż właśnie był środek pory obiadowej i wszyscy siedzieli na stołówce. Mi się jakoś nie podobała myśl, że także mam tak iść i słuchać o tym, jak to się o mnie rzekomo inni martwią pytając co mi się stało. W prawdzie by zadawali okrągło to pytanie, a potem by się z tego śmieli. I jak znam życie kolejny ktoś „przypadkiem” mnie uderzy ponownie drzwiami. Z tą różnicą, że ta osoba się zaśmieje i poudaje, że jej przykro.
- Nie idziesz na stołówkę? - zapytał Oscar widząc, że kieruje się do pokoju. Zatrzymałem się na schodach i lekko przygryzłem dolną wargę.
- Nie jestem głodny - tania wymówka jak inne, ale nie zbyt miałem ochotę wymyślać coś lepszego. Nie czekając już ani chwili dłużej trzymając się ramy zacząłem wchodzić po schodach w kierunku męskiego korytarza, zasianego dużą ilością pokoi dla chłopaków. Jeden z nich należał do mnie, a klucz do niego miałem w kieszeni. Bynajmniej tak myślałem, gdy wsadziłem rękę do spodni. Nie było tak klucza...

<Oscar?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz