piątek, 12 sierpnia 2016

Od Aaron'a C.D Ashton'a

Wpatrywałem się w chłopaka nie do końca rozumiejąc jego zachowanie. Żal, który trudno było opisać ogarnął moje ciało, kiedy w jego oczach zalśniły łzy. Wypuściłem jego dłoń i kciukami delikatnie przesunąłem po jego oczodołach chcąc usunąć z nich słone krople, nie wiedziałem co mam mu powiedzieć.
Przecież ja... Nie umierałem już teraz, a chciałem żeby wiedział, że nieważne co się stanie zrobię wszystko by być z nim jak najdłużej.
- Ashton, spójrz na mnie - poprosiłem łagodnym, choć nieco drżącym głosem. - Zobacz... Dostałem teraz silniejsze leki, mam je bo lekarze stwierdzili, że do tamtych mój organizm się przyzwyczaił - ująłem jego twarz w dłonie by przypadkiem się ode mnie nie odwrócił - Wiem, jestem chory na tę pieprzoną białaczkę, ale czy to koniec świata? Ludzie z tego wychodzą. Niektórzy nie mają co jeść, grzebią po śmietnikach, żebrzą, nie mają gdzie spać i są samotni. niektóre dzieci rodzą się bez nóg, rąk, umierają od razu po porodzie lub mają niewyleczalną chorobę psychiczną. No, a co ze mną? Mam pieniądze, mam jedzenie, dach nad głową, przyjaciół i najcudowniejszego chłopaka na świecie, który też jest miłością mojego życia i jedyne na co mogę narzekać to kilka kiepskich wydarzeń i gorsze zdrowie. - w nagłym przypływie emocji lekkim pchnięciem zmusiłem chłopaka by ułożył się na szpitalnym łóżku. Przylgnąłem do jego pleców oplatając ciasno w pasie.- Wyzdrowieję Ashton. Zaufaj mi, i jeśli tylko wyrazisz na to zgodę i nadal będziesz chciał ze mną być to dopilnuję by nic, kompletnie nic nas nie rozdzieliło. Chcę tylko mieć pewność, że to, że jesteśmy w tym wszystkim razem nie zmieni się nawet na chwilę. Nie chcę, żebyś brał odpowiedzialność za moją chorobę, bo nawet jeśli jesteśmy razem to jest ona moja. Więc Ty nie masz prawa zadręczać się tym, że nie wiesz co z tym zrobić bo ani ja, ani Ty, ani lekarze nie wiedzą co zrobić bo nikt nie umie przewidzieć co będzie dalej. Jednak jeśli mi ufasz, to obiecuję Ci, że będzie dobrze i nikt nigdy w życiu już Cię nie skrzywdzi. Kocham Cię Ashton, kocham Cię najmocniej na świecie, nigdy nie sądziłem, że będę w stanie obdarować kogoś tak silnym i słodkim uczuciem, ale jesteś całym moim życiem, szczęściem i wszystkim co mam. Nie mogę zostawić kogoś do kogo czuję tak wiele prawda? - oparłem swoje czoło o jego własne obracając się wcześniej tak, że nogi nadal miałem przerzucone przez jego pas czekałem na chociażby krótki uśmiech na jego twarzy. Musiał wiedzieć, musiał mieć pewność, że zrobię wszystko, żeby wygrać, że nie mogę go zostawić, a on sam musiał żyć. Blondyn wypuścił cicho powietrze z płuc i skinął głową na znak odpowiedzi. Patrzyłem na jego twarz obserwując prosty etap uspokojenia. Przestał ściągać do dołu brwi i rozluźnił usta, które do tej pory trzymał ściśnięte w cienką linię. Mięśnie na jego szyi poruszyły się gdy przełykał ślinę i rozluźniły zaraz po tym. Nadal miał zamknięte oczy, a szkoda, bo chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo kojące było zwykłe patrzenie w nie. Niebieskooki ułożył swoją dłoń na moim policzku mrucząc pod nosem coś czego nie zrozumiałem. Skorzystałem z okazji, że (jakkolwiek to nie brzmi) tym razem to ja leżałem nad nim i lekko wpiłem się w jego usta, na które chłopak naparł. Zawsze robił to gwałtowniej, nie nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie, naprawdę to lubiłem.Zatopiłem dłoń w jego gęstych i miękkich włosach mierzwiąc je. Ashton oddychał nieco ciężej niż zwykle, bałem się, że zadaję mu ból leżąc na rannym. By zyskać pewność, że tego nie robię położyłem dłoń po obu tronach jego głosy i oderwałem od niego by móc się podnieść. Podkuliłem nogi i oparłem na nich. Mimo i tak małej wagi nie chciałem leżeć teraz na jego obolałej klatce piersiowej. Spojrzałem na Ashton'a z jakby zaciekawieniem, miał teraz lekko zaróżowione policzki, stargane włosy i rozchylone wargi. Jego oczy skierowane były w moją stronę, na co westchnąłem. Wyglądał teraz jednej strony tak uroczo, a z drugiej cholernie seksownie.
- O czym myślisz? - spytał kładąc dłonie na moich bokach. Zwróciłem na niego radosne spojrzenie.
- O Tobie - uśmiechnąłem się szeroko - I o tym, że mój chłopak to chyba jakiś pieprzony ideał, który zasługuje na wszystko co najlepsze.- nieścinane od dłuższego czasu włosy poruszyły się na białej poduszce gdy chłopak zsunął dłonie na moje pośladki i przerzucił tak, że teraz nie byłem nad nim a obok niego.
Uśmiechnąłem się do siebie i jeszcze raz pocałowałem tym razem krócej, ponieważ ktoś przerwał nam puknięcie drzwiami. Otworzył je bez zaproszenia czarnowłosy chłopak o ciemnym spojrzeniu. Po jego nietypowej i przyciągającej urodzie rozpoznałem w nim chłopaka, który ostatnio zawołał mnie z planem lekcji.
- Aaron Cartenly? - rzucił dość spokojnym głosem siląc się na uśmiech, wyglądał na mocno przybitego jednak mnie raczej nie obchodził powód jego złego nastroju. Wyszedłem z nim spokojnie na korytarz obserwując jego zdenerwowane ruchy. Stawiał mocne kroki od pięty, przez co wydawał się na wręcz rozwścieczonego kiedy do moich uszu dobiegał dźwięk kroków. Wzdrygnąłem się nieco, nie mając pojęcia o co mu chodzi. Fakt, faktem widywałem się z nim za początku szkoły kilka razy, przypadliśmy sobie do gustu by potem on okazał się być wrednym i nachalnym dupkiem. Właściwie to chodziliśmy tylko do biblioteki by wypożyczać dla niego książki, których ja sam nigdy nie czytałem, ah no i przyjaźnił się z Nathem, więc jego obecność musiałem znosić jednak nieco częściej niż bym chciał.
- Gdzie Ty do cholery byłeś? - spytał stanowczym głosem niemal plując poszczególnymi wyrazami.
- Nie Twój interes - wzruszyłem ramionami, nie lubiłem go, a typ zawsze zbyt nachalnie się przyklejał. W tym momencie oparł jedną dłoń po boku mojej głowy. Wywinąłem się z pułapki nie oczekując rozwoju wydarzeń.
- Tęskniłem za Tobą - syknął spuszczając wzrok.
- Masz problem - wzruszyłem ramionami - Dobrze wiesz, że Cię nie lubię. To Ty skrzywdziłeś Nathaniela tyle lat temu i nie wiem jakim cudem Ci wybaczył, więc ode mnie się odwal i nie mieszaj w moje życie. - warknąłem wlepiając w niego mordercze spojrzenie. Odwróciłem się na pięcie słysząc jak wzdycha. Typ miał chyba coś nie tak z głową. Wróciłem do pokoju zastając Ashton'a wyjmującego z toreb swoje nowe ubrania. Bez zastanowienia przytuliłem się do jego pleców wdychając zapach perfum chłopaka. Uśmiechnąłem się z zadowoleniem mocniej go obejmując.
- Cieszę się, że stąd wyjeżdżamy - szepnąłem do chłopaka puszczając go widziałem uśmiech na jego twarzy, i te oczy... Znowu błyszczały tak jak na początku. Tak, jak w dniu kiedy wszedłem do jego pokoju a on znalazł mój zeszyt z tekstami. Zerknąłem w stronę łóżka, na które opadłem chwytając za zeszyt.
- Brakowało mi tego miejsca - wtuliłem się w poduszkę, która przesiąknęła moim zapachem. Chłopak roześmiał się głośno i również rzucił na łóżko.
- Czego on od Ciebie chciał? - spytał gdy zorientował się, że na niego patrzę, wyglądał spokojniej, jego oczy nir były już tak sine, a same sińce powoli schodziły z jego bladej skóry.
- Od śmierci Nathaniela... - zacząłem ale urwałem. Wspominanie tego dnia było dla mnie szczególnie bolesne. Nic dziwnego, dla nikogo śmierć bliskiej osoby nie była przyjemnym odczuciem. - On po prostu się przykleił, przed czy po niej. Wtedy jak Cie nie było. W ogóle, kiedyś zdradził Nathaniela z jakimś chłopakiem z młodszej klasy, nie obchodzi mnie ani on ani jego życie, tylko jakoś nigdy nie wie kiedy przestać - urwałem zerkając na minę chłopaka, wpatrywał się we mnie jakby nieco niepewnie, a ja odłożyłem zeszyt z niebieską okładką na ziemię i wsunąłem się pod kołdrę, ale w łóżku Ashton'a. - Muszę Ci coś powiedzieć - zaśmiałem się cicho, lekko w niego wtulając.
- Tak? - spytał cicho, a ja poczułem dłoń na plecach.
- Kocham Cię, naprawdę się cieszę, że wyjeżdżamy. Właściwie to nigdy nie byłem na żadnym wyjeździe - zaśmiałem się sucho, jak bardzo żałośnie musiałem teraz brzmieć? - To będzie pierwszy raz. No może poza moją podróżą z Perth - wzruszyłem ramionami, chociaż do szczególnych wycieczek bym tego nie zaliczył. Obaj byliśmy z tego samego kraju, o którym ja nie wiedziałem kompletnie nic, nie trudno wywnioskować, że to sprawiało mi jeszcze większą radość. Chciałem zrobić to jak najszybciej, pozałatwiać wszystkie sprawy w ciągu najbliższych dwóch dni. Bo właśnie tyle mieliśmy, co zdążyłem już zrobić i fakt, że jechaliśmy już jutro mnie uszczęśliwiał. - Ashton! - poderwałem się zrzucając z siebie kołdrę - Masz ważny Paszport? - spojrzałem na niego przestraszony, na co się zaśmiał.
- Tak, mam na pewno - odparł, jednak nie dałem za wygraną. Musiał mi go pokazać. Blondyn niechętnie zwlókł się z łóżka otwierając szafeczkę z dokumentami. Rzucił mi jeden z nich, po którego otwarciu ukazało mi się zdjęcie najsłodszego chłopaka na świecie.
- O jeeeejkuuu - rozczuliłem się wlepiając w nie spojrzenie. Mimo wszystko szybko mi je zabrał, i spiorunował wzrokiem.
- Zapomnij, że to widziałeś - mruknął wracając do łóżka, a raczej tylko do niego podszedł zabierając z niego swoją piżamę. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy, gdy chłopak zniknął przyłożyłem do twarzy jego koszulkę wdychając słodki zapach.
Jeśli on myślał, że umrę i go zostawię, to się mylił. Teraz miałem, dla kogo żyć, o kogo walczyć i nie było nic piękniejszego.
Niebieskooki szybko wyszedł z łazienki robiąc mi tam miejsce. Pomieszczenie nadal lekko parowało od gorącej wody napawając je ciepłem, przez co cała kąpiel wydawała się być jeszcze przyjemniejsza. W głowie zacząłem układać plan i myśleć nad tym czy na pewno mam wszystko gotowe
Dokumenty są.
Pieniądze są.
Bilety są.
Bagaże są.
Hotel w Sydney też był gotowy.
Analizowałem w głowie niedługą listę, w razie czego wylatujemy stąd dopiero późnym wieczorem więc jutro ostateczne sprawy da się pozamykać.
Starałem się wybierać wszystko co najlepsze, nie ukrywałem, że na to wszystko zbierałem całe swoje życie. Dziwiłem się do tej pory, że tak pokaźniej sumy pieniędzy jeszcze nie straciłem, ale było warto. Jeśli jakkolwiek miało to uszczęśliwić Asha, było warte każdych pieniędzy.
Wyszedłem spod prysznica wycierając swoje loki. Od silniejszej chemii nieco szybciej wypadały mi włosy przez dłuższy czas, więc z ulgą stwierdziłem, że zatrzymałem ten proces jakiś czas temu na dobre. Nie było widać w nich szczególnych braków. Wróciłem do pokoju obserwując zapatrzonego w telefon Ashton'a. Zamyślony, zerknąłem na jego łóżko, potem na swoje i zniechęcony samotnością położyłem się obok chłopaka.
- Mogę spać z Tobą? Prooszę nie będę się kręcić - zerknąłem na niego chcąc dostrzec wyraz twarzy, co mi nie wyszło przez marne światło.
- Możesz - odparł a ton jego głosu pozwolił mi sądzić, że się uśmiechał. Zadowolony ze wszystkiego ułożyłem się na poduszce w pozycji, która nie zabrałaby mu dużo miejsca i usnąłem.

***

Obudziły mnie pierwsze promienie słoneczne. Bardzo często budziłem się wraz  z przyjemnym wschodem słońca, który otulał moją twarz. Ashton nadal spał, jego ręka leżała na moim biodrze, a nogę wsadził między moje kolana. Uśmiechnąłem się do siebie, zadowolony z ciepła jakie dawała jego bliskość i spokojnie wyplątałem się z jego uścisku. Musiałem zacząć wszystkie przygotowania i wyrobić się do godziny piętnastej, do tego sprawdzić bagaże żebyśmy na siedemnastą zdążyli. Wolałem zrobić wszystko sam, to miał być swego rodzaju prezent ode mnie dla Ash'a za to, że nawet błędy popełnia razem ze mną i za to, że dzięki niemu żyję. Ucałowałem jego skroń i zbiegłem do kuchni robiąc mu naleśniki. Ogarnęła mnie troska, musiał dużo jeść, i tak wyglądał źle. Odstawiłem parujące placki z truskawkami i bitą śmietaną na szafkę nocną obok jego łóżka i umyłem się oraz ubrałem by szybko opuścić pokój.
Po mieście poruszałem się autobusami i metrem, dokupiłem sobie parę potrzebnych rzeczy, odebrałem ze szpitala swoje leki w między czasie znajdując chwilę na szybkie śniadanie.
Pędziłem pieszo do biura podróży gdzie za zgodą pracowników trzymałem opłacone wcześniej bilety, zgarnąłem je od miłej pani i mogłem wrócić do Akademii. Droga przez miasto okropnie się dłużyła, ulice były zakorkowane, a sam autobus również nie pędził najszybciej.  Pożałowałem, że nie wybrałem miejskiej linii metra, którego jakoś dziwnie się bałem, pewnie przez te wszystkie opowieści o zboczeńcach i złodziejach.
Kiedy biegłem po schodach prowadzących prosto do mieszkania moje serce omal nie wyskoczyło z radości i ekscytacji. Nie było jeszcze 14:30, więc spokojnie mogłem wziąć prysznic i doprowadzić do porządku nasze bagaże.
Cholernie się stresowałem, że coś pójdzie nie tak, że coś pomylę a tym samym zepsuję wszystko Ashton'owi, pewien jednak byłem, że wszystko zostało zrobione, co nie zmieniło faktu, że stres nie znikał.
Gdy znalazłem się w pokoju Ashton był w trakcie zasuwania swojej walizki, odruchowo zerknąłem w stronę szafki, gdzie rano postawiłem śniadanie, którego miejsce zastąpił pusty talerz. Odetchnąłem z ulgą musiał wszystko zjeść.
- Cześć - przywitałem go i odkładając zrobione zakupy, powitałem go uściskiem, który odwzajemnił witając się ze mną. Pocałowałem go w policzek i wszedłem do łazienki z czystymi ubraniami zgrabnie przewieszonymi przez ramię. Szybki prysznic nieco mnie rozluźnił  i ukoił stargane nerwy.
Wszystko będzie dobrze...
Ten wyjazd będzie cudowny...
Wychodząc przebrałem się w luźniejsze jeansy, białą koszulkę i adidasy, właściwie gotów do wyjścia. Niemal wybiegłem z łazienki śpiewając niemal szeptem jedną ze swoich piosenek.
- Jeju... - westchnąłem, nadal nie docierało do mnie to co się stało. - Tak bardzo się cieszę - szepnąłem patrząc na błękit jego tęczówek ponownie widziałem w nich promienie słoneczne. Objął mnie lekko w pasie i przyciągnął do siebie.
- Ja też - poczułem wargi chłopaka na swoim czole. Zgarnąłem po drodze bilety i potwierdzenie rezerwacji hotelu po czym wyszliśmy z pokoju, tym razem zamykając go na klucz.
Cóż, na wszelki wypadek nawet dyrektor wiedział o moich planach, znaczy tak... Mniej więcej, nie chciałem by Ashton ponosił ich konsekwencję.
Tak bardzo go kochałem...

Ashton? xD Boże, w końcu mają spokój xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz