niedziela, 31 lipca 2016

Od Lucasa C.D Ashlynn

Brak komentarzy:
Spojrzałem na nią przyjaźnie.
- Pewnie, że tak - odparłem.
Wymieniliśmy uśmiechy i dziewczyna poszła. Ja tymczasem postanowiłem dokończyć śniadanie. Zjadłem co miałem na talerzu, wypiłem, co miałem wypić, po czym zaniosłem pustą tacę i ruszyłem do pokoju. Tak nakarmiłem psy i ruszyłem na lekcje.
Po kilku godzinach zajęcia dobiegły końca. Podszedłem do nauczyciela i odebrałem pracę domową, którą miałem wykonać, po czym wolnym krokiem ruszyłem do wyjścia. Wszyscy wyszli już z sali, został tylko nauczyciel. W drodze do pokoju zobaczyłem grupkę ludzi, a raczej kilkoro chłopców w dość sporej grupie dziewczyn. Śmiali się z czegoś. A raczej z kogoś. Gdy podszedłem bliżej, zobaczyłem, że to Ashlynn jest obiektem drwin. Przecisnąłem się na środek zbiegowiska.
- Obrońca się pojawił! - krzyknęła jakaś niebiesko włosa dziewczyna. Nagrywała nas. Wyrwałem jej telefon z ręki i złamałem go na pół gołymi rękami. - Eee..!! Co ty...!
- Możesz być następna! - powiedziałem przez zaciśnięte żeby.
Wszyscy momentalnie się rozbiegli. Uklęknąłem obok dziewczyny. Płakała. Objąłem ja ramieniem i przyciągnąłem do siebie.
- Już Ash.... - starałem się ją uspokoić. - Już dobrze...



Ashlynn?

Od Ashlynn C.D Lucasa

Brak komentarzy:
- Wiesz jakie są niektóre dziewczyny, zobacz jaka ona brzydka, jak się ubiera, jakie brzydkie włosy, co za idiotka, jak ona chodzi, co ona je... z wszystkiego wyciągną jakąś obraźliwą plotkę i cała szkoła gada. Taki typ człowieka, nic nie zrobisz... - westchnęłam.
- Na pewno coś się da zrobić. - stwierdził.
- Nie sądzę. - posłałam mu uśmiech.
Wzięłam ostatni łyk soku po czym stałam.
- Muszę już iść... muszę załatwić kilka rzeczy w mieście. - westchnęłam wstając.
- Może spotkamy się później? - zaproponował.
- Czemu nie, może kino? - uśmiechnęłam się.



Lucas?

Od Luthera

Brak komentarzy:
 Zamieszkiwałem ten pokój od niespełna tygodnia, a już człowiek nie był w stanie określić gdzie jest kanapa, a gdzie szafeczka. Brud, kiła i mogiła. Niedawno białe kanapy, teraz były już nieco szarawe, obrzucone używanymi ubraniami i jednorazowymi talerzami, na których ostatnimi czasy jedyne co jadłem była zamawiana pizza. Oczywiście margherita, aby jak najbardziej na niej oszczędzić. Moje lenistwo oficjalnie osiągało stopień najwyższy. Nie przejmowałem się aktualnym stanem mieszkania i z najzwyczajniejszym w świecie spokojem codziennie przechadzałem się między hałdami śmieci, nie racząc nawet przesunąć papierka po cukierku na jakąś większą kupkę i nie deptać po nim kilkanaście razy dziennie. Po co przejmować się takimi pierdołami? Życie jest na to zbyt krótkie.
 Jako iż był ranek, a ja nie miałem nic do roboty, szybko się ubrałem i przelotnie umyłem. Higiena osobista? A na co to komu? Na moje twarzy tkwił już kilkudniowy zarost, a koszulkę, którą odziałem nosiłem już tyle razy, że cudem można określić fakt iż jeszcze nie zesztywniała. Rozczochrane włosy, nieco już przetłuszczone, schowałem pod beanie. Wcisnąłem dupę w za ciasne, czarne rurki, a swoje sporych rozmiarów stopy w jakieś tenisówki, które, o cholera, miały na sobie już jakieś trzy warstwy pyłu z drogi, a na podeszwie zaschnięte błoto. Spojrzałem na siebie w lustrze. Podkrążone oczy, oznaka nocy zarywanych przed ekranem telefonu przeglądając twittera i inne platformy społecznościowe. Lutherze, staczasz się, powiadam, staczasz się jak deskorolka po rampie. Potrzebujesz porządnego kopniaka, albo kogoś kto w końcu doprowadzi Cię do stanu przed upadkiem. Życie w taki sposób od pięciu lat jest co najmniej niezdrowe.
 Na dworze, mimo ciepłej pory roku, miało być zimno i wietrznie, więc założyłem czarną, dżinsową kurtkę, do której kieszeni wrzuciłem zapalniczkę z opakowaniem papierosów. Cudowny nałóg. Do drugiej wcisnąłem jeszcze portfel, a do spodni wpakowałem telefon. Wyszedłem, dokładnie zamykając drzwi. Jakby było tam co ukraść... A nawet jakby było, złodziej nie dokopałby się do tego przed moim powrotem. Posiadanie chlewu ma też swoje zalety, jak widać.
 Wolnym krokiem zmierzałem na dwór, mijając przy tym pojedyncze osoby, które znałem głównie z widzenia. W ciągu tygodnia mieszkania tu nie poznałem tak właściwie nikogo. Większość tego czasu przesiedziałem głównie w pokoju, albo w sklepiku, bądź też kiosku (jak zwał tak zwał) naprzeciwko, w którym pracował kolega, który przeprowadził się tu wraz ze mną, aczkolwiek zamieszkał kilka przecznic dalej. Dzisiaj, prócz krótkiego spaceru miałem również na uwadze odwiedzenie przyjaciela, który jak na Dhampira był bardzo rozrywkowy. Większość z nich jest mroczna i zamknięta w sobie, jednakże Joshua był swego rodzaju wyjątkiem. Wesoły i rozpogodzony, zawsze służył mi pomocną dłonią i jako jedyny wspierał mnie po stracie skrzydeł. Reszta najzwyczajniej w świecie się mnie wyparła. Od tamtego czasu jesteśmy niczym papużki nierozłączki. Zjeździliśmy razem już pół tego świata szukając miejsca dla siebie i zapowiadało się, że właśnie tutaj zostaniemy na dłużej, bo ta okolica jest dosyć przyjazna, a dodatkowo wszędzie jest blisko.
 Będąc już na podwórku zasiadłem na jednym z murków otaczających budynek. Odruchowo wyciągnąłem papierosa i kryjąc go w dłoniach, zapaliłem go, by następnie pociągnąć pierwszego buszka. Czując automatyczny relaks, podciągnąłem lewą nogę na murek, oparłem łokieć o jej kolano i pochyliłem się do przodu, obserwując okolicę. Co jakiś czas wciągałem stopniowe dawki dymu do moich i tak zniszczonych już do granic możliwości płuc. Mimo tego, że byłem w stanie wypalić dobrą paczkę dziennie, dalej byłem w świetnej kondycji fizycznej i zdawało się, jakby fakt iż przysłowiowo "Jaram jak smok" spływał po moim organiźmie jak po kaczce.
 Pod budynek akademii podjechał samochód, z którego wysiadł obładowany walizkami i torbami blond włosy chłopak. Szczuplutki i dosyć drobny. Ze spokojem przyglądałem się jak próbuje wytachać wszystkie rzeczy z bagażnika, przy czym zaciągałem się już drugim papierosem. W pewnym momencie z jego rąk wyleciała walizka, z której z kolei wysypały się kartki i zawodowe przyrządy rysownicze. Nie przyglądałem mu się dłużej, bo jak się okazało mój zapas papierosów wyparował, a to znaczyło, że powinienem ruszyć do monopolowego. Tam Josh jak zawsze przywitał mnie z uśmiechem na ustach i przyjacielskim uściskiem.
- Papierosy, prawda?- Oparł się o ladę, a ja parsknąłem.- Kiedy zaczniesz tu przychodzić tylko ze względu na zajebistego przyjaciela, a nie braku kolejnej śmiertelnej dla każdego człowieka dawki tytoniu?
- Może kiedy mój przyjaciel przestanie w końcu przychodzić wtedy gdy będzie potrzebował podwózki na kolejną imprezę i zapewnionego powrotu z niej?- Założyłem ręce na piersi, śmiejąc się z Josha, którego szyja i buzia pokryła się soczystą czerwienią.
- To nie prawda?- Brzmiało to bardziej jak pytanie, a nie odpowiedź.
- Dobra, po prostu dawaj te cholerne papierosy.- Zacząłem bujać się na piętach, próbując utrzymać równowagę.
- Devilsy?
- Jak zawsze.
- Czarne?
- Czarne.- Potwierdziłem z uśmiechem na ustach. Odwróciłem się plecami do lady i oparłem o nią tyłkiem. Jak to zazwyczaj bywa, sklep o tej porze był pusty. Nagle dostałem z otwartej dłoni w kark, na co się skuliłem i głośno przekląłem.- Josh, debilu.- Syknąłem rozmasowując bolące miejsce. W tym momencie usłyszeliśmy zamykane drzwi, a do sklepu wszedł ten sam chłopak, który zmagał się z bagażami. Kiedy mu się przyjrzałem, mogłem powiedzieć dwie rzeczy: "Azjatycki koleżka" i "ładny".- Ten Japończyk chyba mnie śledzi.- Mruknąłem po cichaczu do dhampira. On zaczął się śmiać, zwracając przy tym na nas jego uwagę. Blondyn aktualnie stał przy półce z batonikami. Uderzyłem tego idiotę (Josha, nie Azjatę) w łeb.
- To nie Japończyk. To Koreańczyk.- Starał się zachować ciszę, ale dalej popadał w ataki śmiechu.
- Serio? Jak ty ich rozróżniasz?
- Inne rysy twarzy, plus miało się już kilku towarzyszy. Jeśli wiesz o czym mówię.- Jego popisowe ruchy brwiami dopełniły zdanie, a ja uderzyłem się z otwartej dłoni w czoło.
- Jesteś taką dziwką Josh, przysięgam.- Przewróciłem oczami. Od jakże dorosłej konwersacji odciągnął nas dźwięk spadających pudełek. Joshua wyszedł zza lady i ruszył w stronę tego Koreańczyka, który znając życie zwalił pół regału.
- Hej, uważaj trochę, co? Układałem to dobre dwie godziny!
- Przepraszam...- Cichy głosik. Bardzo cichy i bardzo delikatny głosik.
- Josh, nie podburzaj się tak, dobra? Obaj wiemy, że prędzej czy później i tak to wszystko by spadło. Nie umiesz układać puzzli, a pudełka, na które działa fizyka to dla Ciebie czarna magia. Za fajki zapłacę następnym razem.
- A kiedy będzie następny raz, jeżeli mogę się spytać?- Jego czerwone włosy zafalowały, gdy zwrócił głowę w moją stronę.
- Jutro, albo nawet dzisiaj wieczorem.- Uśmiechnąłem się, spoglądając na blondyna, który gorączkowo zbierał z podłogi batoniki musli. Poklepałem Josha po ramieniu i wyszedłem wyjmując z pudełka kolejnego papierosa.
 Będąc już w samych bokserkach rzuciłem się na swoje łóżko. Z lizakiem w ustach, jedną słuchawką w uchu i telefonem w rękach powróciłem do mojego codziennego zajęcia. Czyli... tak, przeglądanie twittera.

Retweet
Fav
Fav
Retweet
Retweet
Fav
Szczęk zamka.

Zaraz, co?!
 Spojrzałem na drzwi, w których aktualnie stał... tak ten Koreańczyk.
- Skośne oczka.- Powiedziałem pierw z nieco zdziwioną miną, ale za chwilę została ona zastąpiona przez uśmieszek.

<Ryunosuke? W KOŃCU TO NAPISAŁAM OMG>

Od Aarona C.D Ashton'a

Brak komentarzy:
To wszystko było takie... Nietypowe. Wiedziałem, że tak łatwo się nie skończy.
Wpatrywałem się jeszcze chwilę w scenę za oknem, czując jak bardzo nadal chce mi się spać. Jednak dopiero pytanie chłopaka uświadomiło mi co naprawdę włada moim organizmem.
- Bardzo, dziękuję - wziąłem od niego talerz i ignorując zasady higieny usiadłem na łóżku przez krótką chwilę bawiąc się jedzeniem, pomimo głodu, wczorajsze wydarzenia kompletnie odebrały mi apetyt. W przeciwieństwie do chłopaka, który nim się obejrzałem odłożył na mały stolik pusty talerz. Zmusiłem się do zjedzenia wszystkiego, nie chcąc urazić chłopaka i zabrałem talerze zanosząc je z powrotem do kuchni.
Wracając spojrzałem na zegarek i swój plan. Lekcje miałem o dziesiątej a zbliżała się dopiero ósma, więc wszystko powinno być dobrze, pierwszym co musiałem zrobić było połknięcie trzech tabletek. Niedługo musiałem stawić się na wizytę kontrolną u lekarza.Teraz jednak, starałem się o tym nie myśleć. Podszedłem do szafy, z której wyjąłem  wszystkie potrzebne rzeczy no i ubrania czarną, skórzaną kurtkę, biały podkoszulek i czarne spodnie z dziurami, po czym poszedłem wziąć prysznic. Po całej rutynie, opuściłem pomieszczenie rozglądając się po pokoju, w którym zostałem sam. Pościeliłem łóżko doprowadzając następnie pokój do ogólnego porządku. Z dziwnie dobrym humorem wziąłem plecak, plan i zamknąłem pokój.

Odnalezienie klasy było trudniejsze niż zdawało mi się na początku, za pierwszym razem szkoła sprawiała nieco mniejsze wrażenie.
A teraz?
Kręte korytarze z ciemnymi zakamarkami i ukrytymi przejściami, nie dam rady.
- Cholera jasna - mruknąłem sam do siebie wlepiając pusty wzrok w kartkę papieru z instrukcjami. Mój głos przyciągnął uwagę jednej z uczennic ponieważ ta odwróciła się do mnie i uśmiechnęła przyjaźnie.
- Pomóc Ci? - spytała a ja siknąłem głową. Blond-włosa bez słowa wyrwała mi z dłoni plan zajęć i pokręciła głową z rozbawieniem - Sala historyczna jest w przeciwną stronę - mruknęła i pobiegła schodami w górę. Ruszyłem zaraz za nią, nieco zażenowany swoim brakiem orientacji w terenie. Gdy jednak dotarłem na miejsce wszystkie inne uczucia ustąpiły miejsca narastającej panice. W klasie siedziało już paru uczniów, którzy nie wyglądali tak źle jak na początku mi się zdawało, przysiadłem się do jednego z nich, wydawał się sympatyczny, więc poczułem się nieco lepiej, przynajmniej nie musiałem stawać oko w oko z nauczycielem.
Ta, jak i wszystkie poprzednie lekcje minęły mi na rozmowie z tym samym szatynem, rozstaliśmy się dopiero na przerwie obiadowej czy czymś takim, na pewno była długa. Ignorując jedzenie, którego ostatnio jakoś nie potrzebowałem, pobiegłem do pokoju, z którego zgarnąłem gitarę oraz zeszyt z tekstami i wyszedłem na dwór, szukając spokojnego i ustronnego miejsca.
To nie było takie trudne, za małym budynkiem na placu, w którym nawet nie chciałem zgadywać co się mieściło, nie kręcił się praktycznie nikt, nie licząc małego szczeniaka, który być może należał do jakiegoś pracownika. Oparłem się o niebieską ścianę i wyjąłem gitarę, otwierając zeszyt na niedokończonej piosence. Mój dzisiejszy humor jakoś sprzyjał twórczości. Szło mi całkiem dobrze, tekst i muzyka z każdą podejmowaną próbą stawały się coraz bardziej spójne. Kiedy zapisałem ostatnie zdanie i ponownie zabrałem się za grę, przerwał mi cichy syk.
- Czemu nie chcesz, żeby ktoś Cię usłyszał? - obejrzałem się zaczerwieniony na swojego towarzysza, którym okazał się Ashton.
- Raczej po prostu się wstydzę - westchnąłem. Chłopak usiadł koło mnie i zabrał zeszyt z moich kolan, nie protestowałem, pewnie i tak wszystko słyszał.
- Długo tu stoisz? - spytałem zagryzając dolną wargę.
- Na tyle długo, że słyszałem co najmniej trzy wersje tej samej piosenki - zirytowany jego odpowiedzią mruknąłem ciche "głupek", a ten wymierzył mi cios w żebra.
- Wcale nie - skupiony na tekście odpowiedział dość zdawkowo.
- Masz - podałem mu gitarę - Chcę posłuchać jak ktoś to gra. - chłopak spojrzał na mnie z zaskoczeniem.

Ashton?

sobota, 30 lipca 2016

Od Ashton'a C.D Aaron'a

Brak komentarzy:
Podszedłem do swojej szafki i zacząłem wyciągać z niej swoje rzeczy. Biały podkoszulek i krótkie spodenki od piżamy.
- To było dziwne... -dobiegł mnie cichy głos Aaron'a.
Chyba tak jak ja nie bardzo wiedział co o tym myśleć. Ponieważ nie wiedziałem co odpowiedzieć skinąłem tylko głową i mijając go doszedłem do łazienki. Zamknąłem drzwi i przekręciłem zamek po czym ściągnąłem z siebie ciuchy i puściłem strumień ciepłej wody. Zacząłem zastanawiać się o co chodziło w tej całej sytuacji pod szkołą. Wciąż czułem lekkie pieczenie na szyi w miejscu gdzie wbiła mi się koszulka po tym jak ten zapaśnik mnie złapał i wyciągnął z krzaków. Naprawdę byłem ciekawy o co poszło i kim był ten martwy koleś. Nie byłem pewien czy chodził tu do szkoły ale ponieważ go nie znałem nie było mi go żal. Ciekawiło mnie za to kiedy odnajdą jego zwłoki. Ale z drugiej strony...nie moja sprawa. Najlepiej gdybym w ogóle o tym zapomniał. Gdyby ktoś dowiedział się że tam byłem....że tam byliśmy. No cóż, nie byłoby ciekawie. Na samą myśl o tym przeszył mnie dreszcz.
Zakręciłem wodę i zacząłem wycierać skórę ręcznikiem. W głowie pojawiła mi się kolejna sytuacja z dzisiejszego wypadu. A konkretnie to, że Aaron nie zwrócił najmniejszej uwagi na moje skrzydła. A może po prostu nie zauważył, że różnią się kolorem od jego lśniąco-białych piór, których jeszcze nie miałem okazji zobaczyć? Przeczesałem dłonią włosy i wyszedłem z łazienki. Tam od razu napotkałem wzrok Aaron'a, który stał oparty o parapet z nieco nieobecnym wyrazem twarzy.
- Znasz ich? -spytał po chwili.
Pokręciłem głową. Chłopak jeszcze chwilę stał pod oknem po czym z cichym westchnieniem podszedł do swojej szafy i wyciągnął parę rzeczy. Patrzyłem jak zmierza do łazienki i gdy zniknął za drzwiami otworzyłem okno i wyjrzałem na zewnątrz. Niestety stąd nie miałem szans dojrzeć miejsca, w którym doszło do bójki. Nie słyszałem też żadnych krzyków, ani w ogóle żadnych odgłosów jeśli nie liczyć szumu wiatru. Zamknąłem okno i podszedłem do swojego łóżka. Ułożyłem poduszki po czym wyciągnąłem kołdrę i także rozłożyłem ją na materacu. Nie miałem jednak ochoty spać. Widok krwi budził we mnie dziwne uczucie. Nie był to strach...choć w sumie w tamtym momencie się przestraszyłem, głównie z obawy o własne życie....ale było to bardziej coś w stylu ekscytacji. Usiadłem na podłodze i oparłem się o łóżko plecami. Przypomniała mi się ta noc gdy wywalono mnie z nieba. Wtedy miałem przed oczami podobny widok. Tylko zwłok było więcej. Tak samo jak krwi. Odchyliłem głowę do tyłu i spojrzałem na sufit.

***

Rano obudziłem się jeszcze przez Aaron'em. Wziąłem szybki prysznic, założyłem czarną koszulkę z długim rękawem, które podwinąłem do łokcia, czarne rurki i glany. Uczesałem włosy i po tym wszystkim ruszyłem do kuchni na śniadanie. Postanowiłem usmażyć jajecznicę. Rozbiłem jajka o patelnię, dodałem szynkę. Czekając aż danie będzie gotowe wyciągnąłem z szafki dla talerze i sztućce. Aaron pewnie też będzie głodny. Gdy nakładałem już porcje na talerze pokój przeszył piskliwy krzyk. Omal nie upuściłem patelni na podłogę. Wyjrzałem z kuchni i szybkim krokiem podszedłem do okna. Zauważyłem grupkę nastolatków biegnących za szkołę. Część z nich krzyczała, a na ich twarzach malował się strach. Odwróciłem się w stronę śpiącego Aaron'a. Siedział na łóżku przecierając oczy.
- Chyba właśnie znaleźli trupa -mruknąłem.
Chłopak patrzył w moją stronę zaspanym wzrokiem. Dopiero po chwili lekko skinął głową uświadamiając sobie co się wczoraj stało.
- Głodny? Zrobiłem nam śniadanie -powiedziałem już radosnym głosem.
Często coś takiego miałem. Jestem czym poruszony, z powagą się temu przyglądam a zaraz potem śmieję się jak głupi jakby tej sytuacji nigdy nie było. Chociaż była. Ale nie miałem zamiaru zaprzątać nią sobie głowy. To już nie mój interes. Choć przyznam, że miałem ochotę jeszcze spotkać się z tym brunetem na jakąś ustawkę. Mimo, że wyglądał na silniejszego to nie byłbym sobą gdybym nie chciał się zemścić. I to między innymi za to, że nazwał mnie szczeniakiem.

Aaron?

Od Oscar'a C.D Melanie

Brak komentarzy:
Po dziwnej lekcji wróciłem do domu.
-I co? Przyjęli cię? - zapytał mnie Kamil gdy wszedłem do domu.
-Chyba tak. Ja idę się przejść. - powiedziałem tylko i zabrałem portfel wychodząc. Poszedłem do restauracji i zamówiłem kawę. Gdy wyszedłem wpadła na mnie jakaß dziewczyna.
Strasznie cie przepraszam. - powiedziała a jej siczka zaczęła szczekać
- Kurde... - powiedziałem cicho, wylałem sobie kawę.
- Naprawdę mi przykro! Lepiej idź do domu i to czymś natrzyj. Najlepiej wodą z solą... albo z cukrem.... nie pamiętam. - powiedziała. Była mocno zestresowana. Z początku nie wiedziałem kim jest ale poznałem ją, to ta dziewczyna, która uśmiechnęła się do mnie w klasie. Zaczęła uspokajać suczkę po czym znów powiedziała:
- Na prawdę mi przykro.
-Nie no. Spokojnie. To nic. - odparłem
-Na pewno? - zapytała
-Spokojnie. Przecież to tylko wypadek. - uśmiechnąłem się.
-Melanie - przedstawiła się
-Oscar. Ten wasz nauczyciel jest dziwny. - odparłem
-No trochę. Będziesz z nami chodził do klasy?
-Na to wygląda, że tak. Dobra idę się przebrać. - powiedziałem - Może pójdziesz ze mną a potem przejdziemy się z twoim psem? - dodałem cicho, ale to tak, że wątpiłem aby usłyszała.


Melanie?

Od Aarona C.D Ashton

Brak komentarzy:
Kiedy biegliśmy czas zdawał się dłużyć, że ciągnące się minuty były przyjemne, mogłem tak wiecznie. Co jakiś czas zerkałem na chłopaka czy się nie zmęczył, ten jednak biegł jakbyśmy dopiero co zaczęli. Po jakimś czasie wybiegliśmy z lasu, a ja poczułem się trochę nieswojo.
- Co jest? - spytał mnie na początku z powagą, ale po chwili roześmiał się głośno - Nie mów, że się boisz - spojrzał na mnie a na jego twarzy wymalowało się rozbawienie, pomieszane ze zdziwieniem.
- Nie boję! - szturchnąłem go w żebra i zaśmiałem. Staliśmy tak dłuższą chwilę, a ja skupiłem się na swoim mimo wszystko zmęczeniu, opierając dłonie na kolanach. Staliśmy tak jakiś czas, gdy do naszych uszu dobiegł cichy, nieprzyjemny łoskot.
Zerwałem się i cofnąłem potykając o jakiś kamień.
- Csii - uciszył mnie i machnął ręką.
- To pewnie zwierzak - mruknąłem, ale na przekór moim słowom  z krzaków wyszło dwoje ludzi, po bliższym kontakcie wzrokowym okazało się, że są to mężczyźni. Obaj wpadliśmy za pierwszy lepszy krzak, przy czym ja, poraniłem sobie nogi.
- Cholera jasna - mruknąłem wściekły, musiałem jak najszybciej odkazić ranę by nie wdało się w nią żadne zakażenie. Poczułem krew spływającą mi po kostce i trochę spanikowałem. Jednak to co toczyło się przed nami groziło dużo większym niebezpieczeństwem. Jeden z nich, blondyn krzyczał coś o niewyjaśnionych porachunkach wymachując nożem na wszystkie strony. Spojrzałem na chłopaka, który po mojej drugiej stronie przypatrywał się całemu zajściu. Chciałem mu powiedzieć, że musimy się stąd jak najszybciej wydostać, miałem przeczucie, że źle się to dla nas skończy.
Moje przeczucie nie myliło mnie nigdy.
Siedzieliśmy w bezruchu, a zabawa przed nami toczyła się w najlepsze. Obaj walczyli o nóż blondyna, jednak to brunet był tym, który dostał go w swoje ręce. Wbijając łokieć w brzuch przeciwnika, był większy i silniejszy więc bez większych trudności powalił go na ziemię.
Dalej ( przynajmniej dla mnie ) wszystko potoczyło się w jakby zwolnionym tempie. Umięśniony brunet bez trudu i większego wysiłku wbił nóż w klatkę piersiową przeciwnika, polała się krew, a mnie zebrało się na wymioty. Odwróciłem wzrok by spojrzeć na swojego towarzysza, który również patrzył w moją stronę, wydał bezgłośne "Nie ruszaj się" a ja pobladłem, bo dokładnie w tym momencie morderca wbiegł między nas chwytając blondyna za koszulkę i uniósł do góry.
- Myślałeś szczeniaku, że Cię nie zauważę? - syknął wściekle, a ja spanikowałem, spróbowałem się podnieść, ale Ashton pokręcił głową, próbując mnie powstrzymać.
To był zły pomysł.
Napastnik był czujny, a zachowanie chłopaka przyciągnęło jego uwagę, przez co odwrócił się i spojrzał na mnie.
To też był błąd.
Wytrącony z równowagi poluźnił uścisk, co nastolatek natychmiast wykorzystał. Mocno zamachnął się nogami kopiąc go w krocze, a zdezorientowany mężczyzna puścił go i zatoczył do tyłu, zaciskając z bólu wargi.
- Biegnij! - wrzasnąłem zrywając się z miejsca i złapałem za rękaw bluzy chłopaka.
- Zmień się! - krzyknął do mnie, ale ja go nie słuchałem, to zajęłoby zbyt wiele czasu, którego nie mieliśmy.
W momencie rozpoczęcia naszej ucieczki, potknąłem się o wystający z ziemi korzeń drzewa.
Upadłem na ziemie i usłyszałem krzyk naszego przeciwnika. Czułem się coraz słabiej, i coraz szybciej traciłem siły, blondyn podbiegł do mnie i chwycił za barki. Musiał zauważyć mój kiepski stan ponieważ jakiś czas trzymał mnie za rękaw.

***

Byliśmy przed szkołą, obaj wystraszeni i zmęczeni wdrapywaliśmy się przez zamkniętą już bramę.
- Jak chcesz wejść? - spytałem, przypominając sobie jego słowa.
- Przez uchylone okno - wzruszył ramionami - Zmień się - powiedział, a ja poczułem kompletny brak siły.
- Nie dam rady - jęknąłem słabo a chłopak westchnął z irytacją i natychmiast rozwinął skrzydła. Te jego nie pasowały do moich, ale kompletnie nie skojarzyłem do "kogo" mogły należeć, chwycił mnie za ramiona i wzbił w powietrze zatrzymując się na dachu, dokładnie przed naszym oknem.
Wsunąłem dłoń do środka i otworzyłem drzwi na szeroko, wpadając do środka. Chłopak znalazł się tam zaraz po mnie.
- Przepraszam na chwilę - nie patrząc na niego wbiegłem do łazienki i natychmiast zwróciłem wszystko co dzisiaj zjadłem. Blondyn zapukał do drzwi pytając czy wszystko dobrze a ja zarumieniony nie odpowiedziałem. Podszedłem do umywalki myjąc zęby i buzie przy okazji opłukałem rany na nogach i rękach. Odwinąłem swoje rękawy widząc na nich siniaki, pewnie po tym jak chłopak złapał mnie za ramiona. Wyciągnąłem je tak, żeby mieć pewność, że nic nie zobaczy i wyszedłem z pomieszczenia.
- Już lepiej dzięki - usiadłem na łóżku a chłopak zaczął wyjmować jakieś przedmioty, jak się domyśliłem pewnie zamierzał wziąć prysznic. - To było dziwne... - jęknąłem a on jedynie skinął głową.

Ashton?

Ryunosuke Takarai

Brak komentarzy:

imię: Ryunosuke
nazwisko: Takarai
przezwisko: W dzieciństwie miał ich sporo, szkoda wymieniać. Teraz jakoś niezbyt przejmuje się tym, jak go ludzie nazywają.
wiek: Choć wygląda niezwykle młodo i można go pomylić z licealistą, to w rzeczywistości ma już 23 lata.
rasa: Zmiennokształtny, ale jeszcze nie opanował wszystkich przemian w pełni.
płeć: Mężczyzna
orientacja: Homoseksualny, ale ukrywa to na wszelakie sposoby.
pochodzenie: Urodził się i wychował w Anglii, ale jego korzenie są w Korei Południowej.
pokój: 3
motto: " Dopiero późną nocą, przy szczelnie zasłoniętych oknach, gryziemy z bólu ręce, umieramy z miłości. "
aparycja: Ryu to chłopak o bardzo drobnej posturze i nie oszukujmy się... wystarczy włożyć mu na głowę perukę z długimi blond włoskami i już mamy słodką dziewczynkę. Ma tym kobiecej urody. Jasna nieskazitelna cera, przylegające do głowy uszy o delikatnych kształtach, drobne usta, z których niekiedy mogą się wydostać bardzo wysokie dźwięki zapierające dech w piersiach, pełne oczy o brązowych tęczówkach i oczywiście najlepsza w jego wyglądzie rozczochrana czupryna w kolorze złota.
Ryunosuke, jak już było wspomniane, jest chłopakiem o bardzo drobnej budowie ciała. Ma zaledwie 175 cm wzrostu i waży tylko 58 kg. Mimo takich wymiarów posiada drobne zarysy mięśni i nie można powiedzieć, że jest cherlawy. Ma małe dłonie z rozkosznie delikatnymi i zręcznymi paluszkami.
charakter: Ryunosuke na początku znajomości może wydawać się obojętny i zimny. Tak naprawdę jest on po prostu nieśmiały, a całą winę za to pierwsze wrażenie ponosi jego skrytość i małomówność. Może to być też obrona przed skrzywdzeniem. Stara się udawać twardego i obojętnego, ale rzadko mu to wychodzi. Powód jest prosty. Boi się opuszczenia i poczucia pustki. Kiedyś już komuś zaufał i pożałował tego. Mimo tych pozorów, Ryu jest niewiarygodnie czułym chłopcem. Ma gołębie serduszko, które nie może patrzeć na krzywdę innych. W końcu... sam doznał tak wielu cierpień... chce chronić przed nimi innych. Tak samo sobie pragnie ich oszczędzić. Jak było wspomniane, na początku udaje gbura, albo przynajmniej takiego ciamajdę, by nie zwracać na siebie uwagi. Jednak jak za bardzo przesadzi i dostanie ochrzan od razu staje się posłuszny. Co prawda, bardzo niechętnie, ale ze względu na swoje już dość pocharatane od gruzu życia serce nie chce przysparzać sobie problemów ani tym bardziej wrogów. Czasami jednak ma wrażenie, że lepiej było się zbuntować niżeli obecnie być, na czyichś usługach. To wszystko jest jednak do czasu. Jasnowłosy jest typem chłopca, który niechętnie zwierza się innym, wręcz przeciwnie. Stara się ukryć wszystkie smutki i złości w samym sobie co jak wiadomo, nie skutkuje dobrze. Jednym z takich... złych efektów jest to, że kiedy dojdzie już do stanu krytycznego potrafi nieźle odpalić. Wypluwa wszystko co mu leży na sercu. Nie przebiera w słowach i najczęściej posługuje się słownikiem łaciny. Na początku jest w stanie nawet pobić lub użyć swoich mocy, by się na kimś wyżyć a później to już coraz gorzej. Pobada w depresję, obwinia siebie o całą sytuację, zaniża znacznie swoją samoocenę co kończy się wybuchem niepohamowanego płaczu. Na szczęście takie akcje nie zapadają mu głęboko w pamięć, ale często ma senne koszmary z nimi związane. Mimo to bardzo łatwo się z nim pogodzić. Zwykle to on chce przeprosić, ale jest mu to odradzane ze względu na to, iż w większości przypadków to nie jego wina. Jeśli jednak okaże się, że oprawca go przeprosi, będzie się czuł z tym bardzo nieswojo i będzie to widoczne gołym okiem. W takich sytuacjach najczęściej bardzo obficie się rumieni. Zawstydza się również jak ktoś go chwali lub mu komplementuje. Chociaż w sumie... on zawsze ma rumiane policzki i nosek, bo z niego już taki chłopczyk. Większość rzeczy powoduje u niego słodkie rumieńce. Bardzo tego nie lubi no, bo... czy wypada się tak zawsze rumienić jak burak? Raczej nie. Poza tym to... jest pedancikiem. Lubi mieć zawsze porządek i ład. Robi wszystko precyzyjnie i dokładnie, by nikogo nie zawieść, a tym bardziej tych, na których mu zależy. Jest naprawdę dobry. Stara się wszystkim pomagać. Nigdy, ale to przenigdy nie odmawia pomocy, nikomu. Tak naprawdę... jest po prostu zamknięty w sobie. Swoje prawdziwe oblicze pokazuje tylko nielicznym, więc kiedy dostąpisz zaszczytu zobaczenia go w tym stanie to wiedz, że albo masz szczęście albo ufa ci do tego stopnia, że mógłby za ciebie oddać życie. Zachowuje się wtedy jak mały chłopczyk. Cieszy go wszystko wkoło. Bawi się, śmieje jak dziecko. Nie można mu mieć tego za złe, ponieważ jako dziecko nie doświadczał tego. Jest wyjątkowo wrażliwy i delikatny jak... taki płatek śniegu. Kruchy... mały... niewidoczny i niepozorny, ale za to piękny kiedy spojrzy się z bliska.
partner: Za bardzo obawia się istot ludzkich, dlatego znalezienie potencjalnego kandydata na partnera jest równe z cudem.
rodzina: Cóż... Ryu zawsze miał pełną rodzinę – mamę oraz tatę. Niestety... kiedy chłopak miał 15 lat jego rodzice wyjechali w pilnej sprawie do innego miasta, z którego nigdy już nie wrócili. Nie wiadomo do dzisiejszego dnia, co się z nimi stało. Sprawa została umorzona. Został oddany pod opiekę wuja, który mieszkał w Polsce razem ze swoją partnerką, czyli ciotką jasnowłosego. Tam też się przeprowadził i zamieszkał z opiekunami.
zainteresowania: Ryu od najmłodszych lat posiadał odmienne zainteresowania od większości chłopców. Nie interesowały go samochody, żołnierzyki ani nawet klocki. Większość swojego wolnego czasu spędzał na świeżym powietrzu, bawiąc się ze swoimi zwierzętami. W późniejszych latach odkrył, co to ołówek i gumka do mazania. Zaczął rysować i to zaczęło zajmować jego czas. Jeszcze później poznał, co to pokazy mody. Kiedyś z nudów obejrzał jeden taki w telewizji, ale ubrania mu się nie podobały, więc stwierdził, że stworzy swoje własne i tak oto dzisiaj jasnowłosy jest zakochany wręcz w rysowaniu oraz projektowaniu ubrań. Ogólnie jest bardzo utalentowany, jeśli chodzi o rysunek, ale najbardziej lubi rysować kreacje. Bardzo dobrze zna się również na szyciu, ale nie wierzy w siebie ani w swoje możliwości, dlatego też tylko jeden strój udało mu się skończyć. Niestety... praca ta wisi zakurzona w jego szafie i wątpliwe jest to, że opuści ją w najbliższych latach. Poza tym... jest bardzo obeznany w dziedzinie mody i zna się na tym dobrze, ale po jego wyglądzie nie widać, że się tym interesuje. Gdyby nie jego lęk przed reakcją otoczenia na jego nietypowe hobby może przywiązywałby większą wagę do tego, jak chodzi ubrany.
Do jego większych zainteresowań należy również magia związana z horoskopami, a także tarotem. Mocno wierzy w los, a także różne dziwne przesądy. Często traci na tym pieniądze. Potrafi kupować sobie drogie gadżety, które według codziennego horoskopu mają mu przynieść danego dnia lub tygodnia szczęście. I tak żyje w przekonaniu, że póki ma dany przedmiot nic mu nie grozi, dopóki sam nie pokusi losu. Umie układać również karty tarota i czytać z nich odpowiedzi na pewne pytania, choć nie zawsze udaje mu się do końca zrozumieć karty.
Ryunosuke lubi też robić coś z niczego. Najczęściej wykorzystuje do tego rzeczy, które normalnie poszłyby do śmieci. Zajmuje się też robótkami ręcznymi.
inne:
- Posiada pozytywkę w kształcie niebieskiego kuferka. Gdy owe urządzenie się nakręci, otwiera się wieczko. We wnętrzu znajduje się porcelanowa meduza, która kręci się w rytm ulubionej melodii Ryu.
- Uwielbia muzykę klasyczną, ponieważ go uspokaja. Najbardziej lubi jednak utwory grane na skrzypcach, harfie i pianinie.
- Kocha meduzy. Od dziecka się nimi fascynował. Cały jego pokój był w meduzach... inaczej nie mógł zasnąć.
- Czasami bardzo dziwnie reaguje na różne bodźce np.: może się wystraszyć zwykłego pstryknięcia długopisem, a gdy ktoś się na niego zaczai i wyskoczy z maską zombie nie przerazi się nawet w najmniejszym calu.
- Ma tendencję do żucia czyichś włosów... omnomnomnomnom :3
kontakt: Howrse -> Lunativ
zwierzę: Ryu jest posiadaczem tchórza z gatunku łasicowatych o imieniu Tymon <- nie żeby to imię oznaczało " Odważny ".


Od Melanie C.D Oscar'a

Brak komentarzy:
Obudziłam się rano strasznie niewyspana. Budzik wył niemiłosiernie, a mnie nie chciało się wstać by go wyłączyć, ale nie będę leżała w łóżku i słuchała jego ballady, bo uszy mi eksplodują. Niechętnie wstałam i podeszłam do biurka. Wzięłam do ręki wrzeszczące urządzenie i nacisnęłam przycisk wyłączając ten okropny dźwięk. Poszłam do łazienki, zabierając ze sobą jakieś ubranie, po czym wzięłam zimny prysznic, by się dobudzić. Umyłam na szybko włosy, następnie nałożyłam na nie odżywkę, spłukałam i wysuszyłam je. Ubrałam się w biała koszulę bez rękawków, kwieciste spodenki, a do tego dżinsowy bezrękawnik.



Spięłam włosy w kok, zabrałam torbę i ruszyłam na lekcje. Weszłam do pierwszej z sal. Siedziało już kilku uczniów, ale nauczyciela jeszcze nie było. Wyjęłam książki i zaczęłam powtarzać na szybko materiał. Nie zdążyłam przeczytać nawet jednej strony, bo do sali wszedł nauczyciel. Przywitaliśmy się z nim i zaczęliśmy lekcje. Nagle wywołał imię jakiegoś chłopaka i kazał mu rozwiązać zadanie na tablicy. Diego, jak się dowiedziałam od nauczyciela, podszedł niechętnie do tablicy i wziął marker. Nie zdążył nic napisac bo do sali wszedł jakiś chłopak.
- A ty co tu robisz? - zapytał zdziwiony nauczyciel, że ktoś w środku lekcji wchodzi na zajęcia.
- I? I... Am I only touring? - mruknął cicho chłopak. - Znaczy... Ja, tylko zwiedzam...
Razem z nauczycielem patrzyliśmy na niego zdziwieni. Nie widziałam go tutaj wcześniej.
- How old are you? - zapytał nauczyciel
- Nineteen - odparł chłopak cicho, że ledwo go usłyszałam, a nauczyciel to dopiero. Jednak chyba ma lepszy słuch ode mnie.
- Sit down here - rozkazał wskazując na pustą ławkę za mną.
- But... I even am not involved still in this school. - mruknął zmieszany chłopak.
- Now you are already involved. Sit down. - powiedział nauczyciel i spojrzał na niego zdenerwowany.
Chłopak usiadł na wolnym miejscu i spuścił głowę. Cała klasa dalej na niego patrzyła dopóki nauczyciel nas nie upomniał. Odwróciliśmy się do tablicy i zapisywaliśmy działanie.
Po lekcji, każdy zaczął szybko wychodzić, ale ja odwróciłam się do chłopaka. Spojrzał na mnie zmieszany. Uśmiechnęłam się do niego, po czym wstałam i wyszłam.


***


Po lekcjach ruszyłam do pokoju odłożyć plecak, odrobiłam szybko to co mieliśmy zadane, po czym otwarłam szufladę by wyjąć gumę do żucia, ale zorientowałam się, ze już takowej nie posiadam. Podeszłam do mojej suni leżącej na moim łóżku. Usiadłam obok nie, a ta zaczęła merdać ogonem.
- Idziemy na spacer? - spytałam, a suczka słysząc te słowa rozpromieniła się.
Zaśmiałam się i zapięłam ja na słycz. Wyszłam z pokoju i zamknęłąm go.
Jak to ja, musiała posłuchać muzyki. Założyła słuchawki i włączyłam playlistę, a następnie ruszyłam do miasta. Po drodze Scarlet zaczepiała prawie wszystko co się ruszało, chcąc się bawić. Gdy stanęłam pod marketem, przywiązałam sunię przed sklepem i weszłam do środka. Podeszłam do kasy i kupiłam upragnioną gumę do żucia. Zapłaciłam i wyszłam, po czym wzięłam jeden listek miętowej gumy do ust. Tak.. zdecydowanie jestem uzależniona. Założyłam słuchawki, zabrałam sunię i ruszyłam wzdłuż ulicy, zmierzając do parku. Nagle wpadłam na jakiegoś chłopaka, który wyszedł zza zakrętu. Wyjęłam słuchawki z uszu i spojrzałam na niego. Na koszulce miał plamę po kawie.
- Strasznie cie przepraszam. - zakryłam ręką usta. Scarlet zaczęła szczekać
- Kurde... - powiedział cicho.
- Naprawdę mi przykro! Lepiej idź do domu i to czymś natrzyj. Najlepiej wodą z solą... albo z cukrem.... nie pamiętam. - byłam nieźle zestresowana.
Teraz czekałam tylko aż chłopak zacznie się po mnie drzeć. Spojrzałam na niego i dostrzegłam tego chłopaka, który dzisiaj wpadł sobie na naszą lekcję. Sunia dalej szczekała, więc kucnęłam przy niej i zaczęłam ją uspokajać. Następnie wstała i jeszcze raz spojrzałam na plamę po kawie.
- Na prawdę mi przykro.
Dodałam jeszcze raz.


Oscar?

Od Ashton'a C.D Aaron'a

Brak komentarzy:
Usiadłem na łóżko ale nim zdążyłem się na nim rozłożyć usłyszałem propozycję Aaron'a
- Jeśli chcesz to chodź -powiedział trzymając dłoń na klamce.
Spojrzałem na niego. W sumie nie miałem teraz nic do roboty, a po za tym nie chciało mi się siedzieć samemu w tym pokoju. Wstałem więc z łóżka i podszedłem do szafy. Wyciągnąłem z niej ciemnoszarą bluzę i zarzuciłem ją na swój T-shirt. Nałożyłem też buty a po schowaniu telefonu do kieszeni byłem już gotów do wyjścia. Cichaczem wyszliśmy na korytarz. Na szczęście nikogo już tam nie było.
- Teraz będzie dość łatwo stąd wyjść ale z powrotem może być gorzej -szepnąłem- Musimy się śpieszyć zaraz przyjdzie woźna i zacznie zamykać pokoje.
- Zamykać? -spytał zaskoczony Aaron
- Gdyby nas nie zamykali nic byśmy sobie nie robili z tego ich zakazu wychodzenia -wyjaśniłem- Tędy
Pociągnąłem chłopaka za rękaw w stronę schodów. Zeszliśmy po nich powoli. Teraz musieliśmy uważać, bo zaraz mieliśmy przejść obok sekretariatu, a nie miałem ochoty na kolejne spotkanie z dyrektorem. Aaron pewnie też nie. W końcu dotarliśmy do końca korytarza bez żadnych problemów. Tam skierowaliśmy się do wyjścia. Drzwi był otwarte. Wyszliśmy na zewnątrz ale dopiero po zrobieniu kilku kroków podczas których ze szkoły nie dobiegł żaden hałas sygnalizujący, że zauważyli naszą ucieczkę odetchnęliśmy z ulgą. Oboje. Wprawdzie takie akcje nie były mi obce ale zawsze było ryzyko, że ktoś nas nakryje. Na szczęście się udało.
- To co? Gdzie masz zamiar biegać? -spytałem
Aaron rozejrzał się. Wybór nie był za duży. O boisku szkolnym nawet nie było mowy. Zauważyli by nas. Jeśli nie chcielibyśmy się zbytnio oddalać to został tylko las, bądź ta część miasta położona bliżej akademii. Zgodnie wybraliśmy las. Ruszyliśmy truchtem w jego stronę a po niespełna pięciu minutach już byliśmy osłonięci przez drzewa.
- Często tak biegasz? -spytałem
- Co jakiś czas. To naprawdę mi pomaga -powiedział biorąc głębszy oddech.
Świeże powietrze wypełniało nasze płuca, a wiatr targał włosy. Raz po raz musieliśmy przeskakiwać nad zwalonym pniem czy większą gałęzią. Nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Głównie skupialiśmy się na biegu. Tak nas to pochłonęło, że wręcz straciliśmy poczucie czasu.

Aaron?

piątek, 29 lipca 2016

Od Aarona C.D Ashtona

Brak komentarzy:
Leżałem na łóżku wpatrując się w sufit. Zastanawiałem się czy to z mojej winy chłopak wpadł w tarapaty, czy też może stało się coś jeszcze. Czego by nie powiedzieć czułem się cholernie winny. Gdybym tylko miał więcej siły... Leniwie podciągnąłem się na łóżku odwijając nogawkę swoich spodni. Na mojej nodze widniał sporych rozmiarów siniak, fioletowej barwy.
Pewnie po zetknięciu z tym cholernym śmietnikiem.
Je*ana białaczka...
Niby najgorsze miałem za sobą, ale na każdej wizycie lekarskiej mówili mi, że mogę dostać ataku i umrzeć. A ja cholernie bałem się śmierci. Szkoda, że Anioły były śmiertelne, że cierpiały, chorowały, umierały tak, jak inni.
Chcąc odgonić od siebie przykre myśli wytarłem cisnące się do oczu łzy i podniosłem, schodząc z łóżka. Wziąłem swoją gitarę szukając w głowie pierwszej lepszej piosenki, do której znałem nuty. Zacząłem od samej gry, do której śpiew doszedł dopiero po czasie. Jednak zakończyłem go bardzo szybko, zdając sobie sprawę z tego, że ktoś jednak mógł mnie usłyszeć. To nie tak, że tego nie chciałem, tylko często śpiewałem o rzeczach, związanych ze mną, moją chorobą i faktem, że nawet nie mam z kim o tym porozmawiać.
A czy bym chciał? Oczywiście, że tak. Jednak nie mogłem nikomu zaufać, to prowadziło do przywiązania, a ja nie chciałem żeby skończyło się stratą. Gdy grałem, nawet nie zauważyłem kiedy Ashton znalazł się w pokoju. Kiedy jednak ujrzałem jego sylwetkę, zarumieniony odłożyłem gitarę i przestałem grać. Blondyn jednak zaczął przekonywać mnie bym to powtórzył.
- Dobra - roześmiałem się - Ale pod warunkiem, że Ty zagrasz mi pierwszy - mój towarzysz niemal natychmiast usiadł na swoim łóżku i chwycił gitarę. Zaczął natychmiast, jakby w głowie miał już ustaloną piosenkę a wszystko brzmiało tak... Niesamowicie i perfekcyjnie. Byłem poruszony przyglądając się jego palcom, tak sprawnie poruszającym się po strunach, jakby po nich pływały. To... Powinien uśłyszeć każdy, byłem ciekaw czy gra pod publikę ale za nic nie chciałem mu tego przerwać.
- Dobra. Teraz Ty - urwał nagle, a ja poczułem się jak kompletne beztalencie. Niczym była moja amatorska gra przy jego umiejetnościach.
- Ale... - zacząłem, chcąc się mimo wszystko wymigać.
- Nie ma ale - upomniał mnie - Obiecałeś - chłopak wymierzył w moją stronę oskarżycielsko palec a ja kompletnie zniechęcony wziąłem do ręki gitarę.
Mnie jednak nie pozwolono skończyć.
Jakoś w połowie mojej gry w drzwiach pojawiła się ciemnowłosa postać. Uniosłem głowę do góry i oniemiałem, trzeba było przyznać, że takiej urody nie da się zapomnieć.
- Szukam Aarona Cartnely- spojrzał na mnie piwnymi oczyma. - To Ty? - spytał na co skinąłem głową. - Świetnie, pozwól na zewnątrz - uśmiechnął się, ukazując dwa rzędy białych zębów.
- Nie gap się tak - Ashton uderzył mnie w żebra z trudem powstrzymując śmiech - To przewodniczący czy coś takiego, ale z tego co wiem jest zajęty - wyszeptał po czym zepchnął mnie z łóżka a ja posłusznie wyszedłem na zewnątrz. Okazało się, że chodziło tylko o moje koty, które już niedługo mogły do mnie wrócić i plan lekcji, którego nie odebrałem. Wróciłem do pokoju i odłożyłem wąską, białą kartkę na biurko.
- Wiesz, ja wychodzę, chyba się tu trochę rozejrzę. - mruknąłem cicho po czym bez słowa opuściłem pokój.

***

Wróciłem po kolacji, tym razem odważyłem się i coś zjadłem, udało mi się nawet poznać parę osób i nie umrzeć ze zdenerwowania, więc dzień ten spokojnie mogłem uznać za udany. Pokój jednak zastałem pusty, zbliżała się dwudziesta druga, słyszałem o ciszy nocnej i zastanawiało mnie, czy Ashtona ona w ogóle obchodzi. Mimo wszystko wrócił parę minut przed, a mi zrobiło się głupio, że tak pochopnie go osądziłem.
Jednak wrócił dokładnie w momencie gdy ja miałem zamiar wyjść pobiegać wiedziałem, że nie mogę, ale wiedziałem też jak ważne było to dla mojego zdrowia.
- Wychodzisz? - spojrzał na mnie zaskoczony.
- Idę tylko pobiegać, nocą robi się to lepiej. - uśniechnąłem się do niego. Wiedziałem, że nimomu nie powie.
- Czemu? - spytał zerkając na mnie. No dobra, że nie wyglądałem jak młody grecki Bóg wiedziałem doskonale.
- Bieg jest dobry na... - ugryzłem się w język w ostatniej chwili - Myślenie podczas zajęć następnego dnia. - dodałem żałując kolejnego kłamstwa.
- Jeśli chcesz to choć - uśmiechnąłem się do niego patrząc jak siada na łóżko. Cóż jakkolwiek bym go nie oceniał, na pewno wiedział jak wyjść stąd niezauważonym.

Ashton? Takie mało ambitne ale chyba mam pomysł xD

Od Ashton'a C.D Aaron'a

Brak komentarzy:
Po tym jak Aaron wyznał mi, że jest aniołem zatkało mnie. Gdyby nie to, że już zdążyłem go w miarę polubić, a przynajmniej nie uznawałem go za skończonego idiotę zapewne wydarłbym się na niego, że takie białoskrzydłe pokraki nie będą mieszkać w moim pokoju. Bo to nie było normalne, by upadły i anioł mieszkali razem. Przecież to zupełne przeciwieństwo. Ale skoro nie był taki najgorszy....miałem go stąd wywalić tylko ze względu na rasę? Gdy jednak spytał kim ja jestem odparłem wymijająco, że aniołem. Ale takim wyjątkowym...
Aaron wyszedł się przejść a ja zacząłem krzątać się po pokoju. Nie miałem za dużo do roboty więc po jakimś kwadransie również wyszedłem na dwór.  Boisko jak zwykle było zatłoczone ludźmi. Przeszedłem wzdłuż niego od niechcenia sprawdzając jak idzie im gra. Nie zdołałem jednak nic wychwycić przez dzikie okrzyki, więc ruszyłem dalej. Przeszedłem zaledwie kilka kroków a już usłyszałem wściekły krzyk. Nie od razu go poznałem. Dopiero gdy przeszedłem na drugą stronę szkolnego podwórka zauważyłem, że to ktoś z mojej klasy. Nie pamiętałem imienia, bo i tak nie jest mi do niczego potrzebne. Z groźną miną zbliżał się do Aaron'a z zamiarem pobicia go. Aż się uśmiechnąłem. Szybko jednak zmazałem radość z twarzy i spokojnym krokiem zbliżyłem się do tej dwójki. Stanąłem między aniołem i tym napakowanym byczkiem po czym zacząłem go drażnić zachęcając do bójki. Kochałem się bić. On zresztą też dlatego zabawa była jeszcze lepsza. Szybko dał się sprowokować. Okładaliśmy się pięściami dobrą chwilę aż ten stanął jak wryty i mrucząc "O kurwa" uciekł. Patrzyłem za nim nie wiedząc o co chodzi.
- Okey....-powiedziałem sam do siebie i odwróciłem się w stronę milczącego dotąd Aaron'a, który...leżał na ziemi.
No tak. To dlatego tamten uciekł. Żeby nie poszło na niego. Tylko co mu się stało? Kucnąłem przy aniele i uderzyłem go lekko w policzek. Nic. Krzyki w stylu "Obudź się! Co ci jest?" też nie działały. Wziąłem go więc za ramiona i rozkładając skrzydła wzbiłem się w powietrze. Nie chciałem ryzykować, że ktoś mnie zobaczy. Bo to nie pierwsza tego typu akcja gdy niosę nieprzytomnego do swojego pokoju. Już wcześniej dwa razy mi się to zdarzyło....
Aaron ocknął się pół godziny później. Chwilę leżał gapiąc się w sufit. Gdy spytałem go co się stało odpowiedział, że źle się poczuł. Pokiwałem głową. To po to pewnie brał te tabletki. Jak na moje oko mało one skuteczne skoro po kilkunastu minutach po zażyciu się mdleje. Ale nie moja sprawa. Choć ciekawiło mnie co mu jest i dlaczego nie chciał mi wyjawić co to za tabletki.
- Ale już ci lepiej? -spytałem patrząc na niego.
Był nieco bledszy niż zwykle. Mimo to pokiwał głową. Wstałem z fotela i przechodząc przez salon dotarłem do kuchni. Tam napełniłem szklankę wodą i zaniosłem chłopakowi.
- Dzięki -mruknął biorąc do ręki naczynie.
Zbliżył je do ust i wziął dość spory łyk.
- A tak właściwie czego on od ciebie chciał? -zainteresowałem się
Aaron odstawił szklankę na stół i znów padł na łóżko.
- Zająłem jego miejsce
Zaśmiałem się lekko. No tak...bardziej głupiego powodu do wszczęcia bójki nie było...
- A nie mogłeś mu przywalić? -spytałem ale po chwili uświadomiłem sobie, że rozmawiam z aniołem.
Wiec nie. Nie mógł. Brunet wyczuł chyba, że sam znalazłem odpowiedź na pytanie. Milcząc przypatrywał się sufitowi. Zaczęło mnie zastanawiać dlaczego wszystkich, których do tej pory poznałem i polubiłem to były osoby zupełnie mi przeciwne. Takie, które się nie biją, mają dobre oceny....Mimo wszelkich wysiłków nie potrafiłem znaleźć na to odpowiedzi. Aaron wstał i niemrawo ruszył do łazienki. Zamknął się w niej a ja szybko podszedłem do szafki w której trzymał swoje leki. Korciło mnie by tam zajrzeć ale już raz tknąłem jego rzecz bez pozwolenia. Zacisnąłem dłoń na klamce ale nim się zdecydowałem dobiegł mnie  szum wody a potem szczęk zamka. Odsunąłem się od szafki opierając się o blat.
- Naprawdę nie możesz mi powiedzieć co to były za leki? -spytałem
Chłopak spojrzał na mnie przelotnie, a potem na szafkę, w której schował te pigułki.
- Nie...Mówiłem już.
Wzruszyłem ramionami i już otworzyłem usta by coś powiedzieć ale w tym momencie jakiś blondyn zajrzał do pokoju.
- Zapukać nie łaska? -spytałem głosem nieco wredniejszym niż zamierzałem.
- Dy...dyrektor....wzywa cię -wyjąkał i znikł.
Wymieniłem z Aaronem zaskoczone spojrzenia. Potem jednak sobie szybko uświadomiłem o co chodzi. Bójka...Tylko skąd wiedział? Chyba, że ta gnida na mnie doniosła. Jak widać za słabo mu przyłożyłem. Nie śpiesząc się wyszedłem na korytarz a potem skierowałem się do sekretariatu. Gdy tylko otworzyłem drzwi napotkałem trzy spojrzenia. Wściekłego dyrektora, zadowolonego z siebie kolesia który dostał ode mnie manto oraz sekretarka. Nieco zaskoczona sądząc po jej minie.
- Mógłbyś mi wytłumaczyć dlaczego pobiłeś Alex'a?
Aaa....więc to tak miał na imię.
- A czy Alex mógłby wytłumaczyć dlaczego nie opowiada całej historii od początku do końca tylko ten fragment, w którym wychodzę na brutala? -spytałem mierząc nastolatka lekceważącym spojrzeniem.
- O, to w takim razie słuchamy. Dlaczego to szanowny pan Ashton musiał użyć siły? Mam nadzieję, że wytłumaczenie będzie dobre.
Opowiedziałem mniej więcej jak to było pomijając fakt, że Aaron zemdlał. Byłem tu dopiero kilka tygodni ale już zorientowałem sie, że tego typu rzeczy trzeba zachowywać w tajemnicy przed dorosłymi. I nie tylko przed nimi.
- To zwykłe kłamstwo! Już mówiłem, że rzucił się na mnie bez powodu! -krzyknął Alex.
Przewróciłem oczami. Dyrektor za to nie do końca pewien kto mówi prawdę odchrząknął i odezwał się.
- No więc w takim razie, skoro obaj uczestniczyliśmy w bójce obaj poniesiecie konsekwencje. Teraz pójdziecie sobie razem z tymi orkami na śmieci za szkołę -podał nam czarne reklamówki- I wysprzątacie cały teren wokół szkoły.
- Od tego są chyba sprzątaczki -mruknąłem- Za to im się płaci, co nie?
- Nie mów do mnie jak o kolegi -oburzył się- Przypominam, że brałeś już udział w paru bójkach i nie masz zbyt dobrych ocen, więc uwaga z zachowania oraz jego obniżenie bardziej by cię pogrążyło.
Westchnąłem i wyszedłem na korytarz za Alex'em.
- Widzisz kablu! Przez ciebie będziemy latać z tymi worami -parsknąłem.

***

Sprzątanie zajęło nam trzy godziny. Głównie dlatego, że po za zbieraniem śmieci robiliśmy sobie przerwy na obrzucanie się wyzwiskami i pustymi puszkami po napojach. Tak więc dopiero wieczorem byliśmy wolni. Zaniosłem ostatni worek wypełniony śmieciami do kontenera i wszedłem do budynku. Ten idiota zmarnował mi całe popołudnie. Obiecałem mu że jeszcze mnie popamięta. Otworzyłem drzwi do swojego pokoju a tam zastałem grającego na gitarze Aaron'a. Widząc mnie natychmiast odłożył instrument na bok.
- Co tak długo? -spytał.
- Musiałem robić im za sprzątaczkę -mruknąłem- Czemu przestałeś? -zerknąłem na gitarę.
- Ja...gram tylko dla siebie. Nie chcę by ktoś tego słuchał -powiedział cicho.
- No weź -poprosiłem składając dłonie w błagalnym geście.

Aaron?

Od Aarona C.D Ashton'a

Brak komentarzy:
Od momentu, kiedy chłopak przeczytał jeden z moich tekstów czułem się niezręcznie w jego obecności.
Nie, żeby wcześniej tak nie było, tylko teraz... Jakoś tak bardziej. Zawsze wtedy miałem wrażenie, że ktoś wyciągnie z nich niepotrzebne wnioski. Kiedy chłopak zadał mi to pytanie, zastanowiłem się nad odpowiedzią, jakbym jej nie znał. Od zawsze myślałem, że to oczywiste, że wyglądam jak Anioł, ale prawda była taka, że przez moją chorobę wyglądałem po prostu jak trup. 
- Jestem Aniołem - wzruszyłem ramionami, jakby było to coś zwykłego.
- Nie kłamiesz? - na twarzy blondyna odmalowało się zaskoczenie, a ja spojrzałem na niego zdezorientowany.
- Czemu miałbym kłamać? 
- Wyglądasz bardziej jak wampir - zaśmiał się cicho, a ja zacząłem zastanawiać się kim jest on sam, i nawet miałem o to zapytać gdy w moim telefonie włączył się alarm. Chłopak uniósł pytająco brwi a ja poczułem rozdarcie. Czy wziąć przy nim leki, czy skłamać. Po raz kolejny? To nie było najlepsze wyjście i raczej nie leżało w mojej naturze. 
Może zrozumie.
- Przepraszam... - wyjąłem z małej szafki dwie, sporych rozmiarów butelki z lekami, po czym sięgnąłem po leżącą na łóżku butelkę z wodą. 
- Co Ty... - zaczął, ale mu przerwałem. 
- Nie pytaj. Nawet nie chcesz wiedzieć - zmrużyłem powieki i połknąłem trzy tabletki, po czym się roześmiałem - Ale nie martw się, narkomanem nie jestem - Ashton skinął z uśmiechem głową, a mnie nieco poprawił się humor. Przypomniałem sobie, że miałem go jeszcze o coś spytać.
- A Ty jesteś...? - zacząłem, średnio wiedząc jak sformułować pytanie.
- Ashton, mówiłem Ci już - spróbował mnie zbyć.
- Nie o to pytam. - zmarszczyłem brwi zerkając na niego z lekkim zażenowaniem. 
- No.. Aniołem, swego wyjątkowego rodzaju - uniósł teatralnie do góry dłoń i usiadł na moim łóżku, wiedziałem, że chce spytać co brałem, ale nawet gdybym chciał, nie miałem pojęcia jak opowiedzieć mu o mojej chorobie. 
- Pójdę się przejść - niemal wyszeptałem, chcąc przerwać tę niezręczną ciszę, jaka nastała między nami po jego odpowiedzi. 
- Nie zgub się - zawołał za mną gdy opuszczałem pokój. 
Okazało się, że dla mnie nawet znalezienie drzwi wyjściowych było niemal niemożliwe, gdyby nie grupka uczniów, która właśnie w ich stronę zmierzała. Kiedy znalazłem się na dworze usiadłem na małej, brązowej ławeczce, jednej z wielu. Mogłem ochłonąć i dokładnie przemyśleć swoje pierwsze wrażenie o szkole, a raczej o tym co jak do tej pory zobaczyłem. Może i czułem się dziwnie, wiedząc, że teraz prowadzę życie kompletnie na własną rękę, pewnie dlatego, że Alex zawsze była nadopiekuńcza, ale jakie to miało znaczenie, gdy stałem przed faktem dokonanym? Teraz byłem sam, i nawet mi się podobało.
Drugim aspektem, który musiałem poruszyć była moja choroba, bałem się, że w końcu ze mną wygra a te leki nie wystarczą żeby mi pomóc, jednak ja nie chciałem latać dzień w dzień do szpitala, budząc tym podejrzenia innych.
Po trzecie, żadnych przyjaciół, znajomych, związków. Co jeśli umrę? Nie chciałem walczyć dla kogoś. Walka dawała nadzieję, ta jednak przynosiła tylko gorszy ból po porażce. Nie mogłem pozwolić by ktoś za mną tęsknił. Wiedziałem jak boli strata ukochanych osób, bo pomimo, iż nie wiedziałem ( czyt. nie pamiętałem) jak zmarli moi rodzice, brakowało mi ich każdego dnia bardziej.
Poza tym nauka, chciałem mimo wszystko mieć dobre stopnie, żeby nikt nie musiał się za mnie wstydzić, lub żebym raczej ja nie musiał wstydzić się za siebie. Mój świat, do końca.
- Ty, może byś się łaskawie przesunął, nie widzisz, że jakimś cudem, zajmujesz MOJE miejsce? - zerwałem się na równe nogi, gdy moich uszu dobiegł obcy głos.
Tak szybko wpadłem w tarapaty?
Spojrzałem w górę widząc burzę czarnych włosów, ciemne oczy i ogromne mięśnie. Przełknąłem gulę w gardle, przyjaciółmi to my raczej nie zostaniemy.
Chłopak pchnął mnie gwałtownie do tyłu, a ja cofając uderzyłem o kosz na śmieci. - Nie słyszałeś?! - podniósł głos - Zadałem Ci pytanie - w głowie kłębiło mi się od myśli, byłem zwyczajnie za słaby by z nim walczyć a z tego co widziałem na pomoc kogoś innego nie miałem co liczyć, no prawie... Gdy drzwi się otworzyły a ja zobaczyłem w nich znajome blond włosy, moje serce niemal zabiło mocniej pełne nadziei. Chłopak spojrzał na mnie, niemal natychmiast zbliżając się w moją stronę.
- Hej, może zacząłbyś się czepiać kogoś swojego wzrostu i rozmiaru? No chyba, że się boisz! - blondyn krzyknął do czarnowłosego, który spojrzał na niego z wściekłością. Przypominał mi trochę byka, który właśnie ujrzał czerwoną płachtę. - No choć, ze mną nie staniesz do walki? - chłopak go zachęcał i jakby czerpał z tego przyjemność.
Mnie jednak poniosły nerwy... Serce waliło mi szybciej niż powinno, przez co zdążyłem jedynie zrobić krok do tyłu i upadłem na ziemię.

***

Ocknąłem się na łóżku, jednak chwilę zajęło mi uporanie się z faktem, że to łóżko należało właśnie do mnie.
- Cholera - jęknąłem cicho czując okropny ból w czaszce.
- O witaj śpiąca królewno - uśmiechnął się blondyn, kiedy się podniosłem.
- Przepraszam...- wydukałem ciężko i usiadłem na skraju łóżka. - Nic Ci nie jest? - spytałem przypominając sobie ostatnie sceny sytuacji rozgrywającej się na dworze.
- Mi? Nie, jest spoko, tylko tamten chłopak, szybko się nie pozbiera - uśmiechnął się dumny z siebie - A Ty? Czemu zemdlałeś? - spytał. W głowie pojawiła mi się nieprzyjemna myśl, że nikomu mam nie ufać.
- Ja.. No ten... - próbowałem wymyślić coś na szybko, ale nic nie przyszło mi do głowy, więc odparłem tylko zwykłe: - Źle się poczułem - stwierdziłem, a Ashton skinął głową ze zrozumieniem.

Ashton?

Od Ashton'a C.D Aaron'a

Brak komentarzy:
Gdy chłopak wyciągnął swoją gitarę oraz kartki zapisane tekstami piosenek od razu oczy mi zabłyszczały.
- Grasz? -spytałem nie spuszczając wzroku z chłopaka oraz leżącego na łóżku instrumentu.
Brunet zaczął coś wyjaśnić cichym głosem i sprawiał przy tym wrażenie zmieszanego. Zupełnie nie wiedziałem czemu. Przecież nie ma w tym nic wstydliwego, że ktoś jest muzykiem.
Wstałem z fotela i powoli podszedłem do łóżka. Aaron akurat wyciągał z walizki swoje ubrania. Kątem oka zauważyłem są to głównie ciuchy w ciemnych kolorach. Wyciągnąłem rękę po jedno z dzieł napisanych przez chłopaka. Gdy zauważył, że po nie sięgam od razu odrzucił swoje swetry na bok i zbliżył się do mnie. Szybko odskoczyłem i zacząłem z uwagą czytać to co było napisane na kartce.
- Oddaj to -krzyknął i próbował mi ją z ręki.
Odwróciłem się do niego plecami i czytałem dalej póki wersy się nie skończyły. Z uśmiechem na twarzy oddałem właścicielowi tekst. Aaron w milczeniu wrócił do rozpakowywania swoich rzeczy. Uprzednio jednak pozbierał kartki i schował je do jednej z szafek.
- Obraziłeś się? -spytałem- Wiesz...to co napisałeś jest naprawdę dobre.
Nie odpowiedział. Patrzyłem na niego zastanawiając się czy ma mi to za złe. Widząc, że nie ma ochoty na rozmowę wzruszyłem ramionami i poszedłem do kuchni. Wyciągnąłem dwie szklanki i do nalałem do jednej coli. Trzymając butelkę nad drugą szklanką zawahałem się.
- Chcesz coli? -spytałem
Chłopak coś mruknął niezbyt wyraźnie. Zastanawiałem się chwilę czy ten odgłos przypominał bardziej "Yhy" czy "Nie". Nie do końca pewien czy dobrze usłyszałem zakręciłem butelkę i zaniosłem ją wraz z pustą szklanką na stół w salonie.
- "Jak zechce sam sobie naleje" -pomyślałem i wróciłem do kuchni po swój kubek.
Tym razem nie usiadłem na fotelu ale na parapecie. Wziąłem duży łyk i odstawiłem naczynie obok siebie. Wtedy właśnie uświadomiłem sobie, że nie zadałem mu tego najważniejszego pytania. To głownie ono wpływało na to czy polubię daną osobę czy nie. Wiem, że może to się wydawać chamskie ale po złych doświadczeniach z niektórymi rasami jestem po prostu do nich uprzedzony. Spojrzałem na Aarona. Skończył już układanie swoich rzeczy i teraz odkładał pustą walizkę pod ścianę. Jak już wcześniej zauważyłem przypominał wampira. Choć wolałem mieć pewność.
- A tak właściwie kim ty jesteś? -spytałem

Aaron?

Od Aarona C.D Ashton'a

Brak komentarzy:
Ta szkoła była dla mnie nadzieją, może nie dla samej, nudnej nauki, ale dla faktu, że byłem blisko szpitala i tak dalej...
Cóż sam budynek wydawał się całkiem ładny a akademik przyjemny, nie wiedzieć jednak czemu nie pozwolili mi wybrać sobie pokoju, zapewne Alex znowu namieszała i ustalała swoje zasady. Trudno, właściwie mieszkanie z kimś w ogóle mi nie przeszkadzało, pewnie każdy z nas pójdzie w swoją stronę, a o ile nie jest chrapiącym lunatykiem, wytrzymam.
A no i kim była Alex? Osobą, z którą mieszkałem do tej pory, reszta nie była ważna. Kochałem ją jak matkę i to dzięki niej prawda podobnie jeszcze żyłem, byłem jej za to wdzięczny, jednak nigdy nie umiałem jej tej wdzięczności pokazać, może więc wyprowadzka nie była taka zła? Dbała o mnie, pilnowała żebym przyjmował leki, ale nigdy nie umiałem dać jej niczego w zamian.
Wracając do tematu, moje myśli zaniosły mnie prosto pod drzwi pokoju, uchyliłem je lekko bez pukania, na początku nie będąc pewny, czy w ogóle się otworzą. Wszedłem do środka starając się nie rozglądać po pokoju, w którym (jak się po chwili okazało) ktoś jednak był. Blond włosy chłopak, chyba wyższy ode mnie, nieco blady o głębokich oczach, może nie będzie tak źle.
- Co? - wyrwał mnie z zamyślenia, zadając pytanie, którego nie zarejestrowałem.
- Dlaczego nie wziąłeś sobie pokoju sam? - spytał wsuwając sobie dłonie pod głowę.
- Nie wiem moja... - zawahałem się, nie wiedząc jak odpowiedzieć na pytanie - Mama musiała namieszać - skubałem zębami wewnętrzna stronę policzka, jak zawsze kiedy kłamałem. Chłopak zaśmiał się i podniósł siadając w... normalnej pozycji - Mam nadzieję, że bardzo Ci to nie przeszkadza?.
- Rozumiem, zdarza się - wzruszył jedynie ramionami. Zastanowiłem się czy należy się przedstawić, nie żebym miał na to ochotę, ale w końcu mieliśmy razem mieszkać. Rzuciłem dużą, fioletową walizkę na łóżko i podszedłem do chłopaka.
- Aaron - uśmiechnąłem się do niego lekko, wysuwając chudą rękę w jego stronę. Chłopaka dłoń była umięśniona, ale nie przesadnie, wyciągnął ją z ociąganiem i podał mi. Jego uścisk był dość... Mocny, ale miałem nadzieję, że udało mi się to ukryć.
- Ashton - nie spojrzał na mnie, tylko wrócił do wpatrywania się za okno. Spojrzałem na swoje rzeczy a potem na godzinę, zbliżała się druga, chyba powinienem coś zjeść.
- Ja ten... Przepraszam, ale mógłbyś...
- Ta, wiem, chcesz coś zjeść. Nowi wszyscy jesteście tacy sami - wzniósł ręce w górę i zwlekł się z zajmowanego miejsca. Wygładził ubranie i wyszedł z pokoju, nie czekając na mnie.
Bez słowa ruszyłem za nim, gdy doprowadził mnie do dużego i przestronnego pomieszczenia, wokół były ustawione stoły, przy których powoli gromadzili się uczniowie.
- Zdążyłeś na obiad. Gratuluję - w jego głosie brzmiał sarkazm - Poradzisz sobie, czy odprowadzić Cię do stolika? - posłał mi nieco przyjemniejszy, jednak wypełniony cynizmem uśmiech.
- Dzięki - mruknąłem i nie oglądając się poszedłem do przodu. Z równo ustawionych tacek zgarnąłem jedną rozglądając się po zastawionych jedzeniem stołach. Zrobiło mi się nie dobrze, nie lubiłem natłoku ludzi, a już na pewno nie lubiłem jeść przy innych. Odstawiłem tackę na miejsce i przepychając się między uczniami, opuściłem stołówkę, wpadając na kogoś.
- Przepraszam - mruknąłem, nie patrząc na (jak przynajmniej mi się zdawało) chłopaka. Oh, Boże. Miałem wrażenie, że wszystkich jest tam coraz więcej, więc zrobiło mi się słabo, gorąco i duszno. Wrażenie, że zaraz zwymiotuję zmusiło mnie do biegu.
Wparowałem do swojego pokoju, gdzie mój współlokator grał na gitarze.
- Przepraszam - jęknąłem zdesperowany - Mogę otworzyć okno? - musiałem wyglądać strasznie, ponieważ chłopak sam mi w tym pomógł. Kiedy świeże powietrze dotarło do moich płuc, opadłem na łóżko i odwróciłem się do ściany, jakbym udawał, że mnie tam nie ma. Nie mogłem pobiec na dwór, nie chciałem, żeby ktoś mnie widział.
- A tak w ogóle to co się stało? - Ashton wrócił na swoje miejsce, zerkając na mnie.
- Nic takiego - spróbowałem go zbyć i w ciszy zająłem się rozpakowywaniem swoich rzeczy, zaczynając od instrumentów i tekstów z piosenkami.
- Grasz? - zainteresował się blondyn, obserwując mnie.
- Ta... Wiesz trochę - mruknąłem - Sam dla siebie, jeśli wiesz co mam na myśli - może i kręciłem, ale głupio było mi przyznać, że po prostu jestem nieśmiały.

>Ashton?<

Od Ashton'a C.D Aaron

Brak komentarzy:
- Ashton, proszę cię tylko nie zachowuj się jak dziecko. To jest szkoła. Tu macie się uczyć a nie szukać wygód -powiedział dyrektor i zamknął się w swoim gabinecie kończąc tym samym naszą rozmowę.
Mruknąłem pod nosem parę przekleństw pod jego adresem i wyszedłem na korytarz. Pięknie! Czyli jednak nic nie da się zrobić! Będę musiał dzielić swój pokój z jakimś obcym facetem. Ekstra! Oby tylko był to ktoś normalny kogo będę w stanie znieść. Chociaż z moim szczęściem pewnie trafi mi się jakiś mazgajowaty kujon. Dlaczego akurat na mnie to trafiło? W akademii jest jeszcze parę pustych pokoi bądź takich które zamieszkują pojedyncze osoby. A akurat padło na mnie! Koleś dobrał sobie złe towarzystwo. Nie zaprzyjaźniam się tak łatwo.
Przeszedłem przez korytarz aż dotarłem pod drzwi swojego pokoju. Otworzyłem je i wszedłem do środka. Przez to wszystko zapomniałem w ogóle spytać o której wprowadzi się tu ten 'nowy'. A z resztą.....Co za różnica? Porządek jest, miejsce na jego rzeczy są, a ja nie mam zamiaru urządzać jakiegoś przyjęcia powitalnego. Usiadłem na fotelu w taki sposób, że nogi zwisały mi przez jedną poręcz, a głowa leżała na drugiej. Spojrzałem na zegarek. Zaraz południe. Wtem usłyszałem cichy skrzyp drzwi, a potem do pokoju wsunęła się najpierw głowa, a potem reszta chłopaka. Miał ze sobą walizkę. Czyli to on. Musiałem przyznać, że wyglądał w miarę ok. Ciemne włosy, blada cera. Trochę jak wampir. Popatrzył na mnie, a ja powoli odwróciłem wzrok udając zainteresowanie tym co dzieje się za oknem. Zastanawiałem się czy powinienem się odezwać czy go zignorować. Może lepiej coś powiedzieć....Jeśli go zignoruję może potem z tego wyjść, że jestem jakimś bufonem. Nie żeby obchodziło mnie co o mnie myślą inni ale to w końcu będzie mój współlokator.
- Dlaczego wybrałeś akurat ten pokój? -spytałem bez żadnych emocji w głosie- Nie lubisz mieszkać sam?

Aaron?

czwartek, 28 lipca 2016

Od Oscar'a

Brak komentarzy:
Ostatnie walizki i będę w Polsce, ten lot się dłuży i dłuży...
-Excuse me, for how much are we landing? - zapytałem przechodzącą stewardesse.
-For some two hours. - odparła
Jeszcze dwie długie godziny... Postanowiłem posłuchać muzyki, słuchawki, mp4, muzyka na full. Jakoś te dwie godziny przeleciały. Dotarłem na lotnisko, przywitał mnie mój jedyny przyjaciel Kamil.
-Hello, long you waited? - zapytałem
-Jakieś dziesięć minut, mów proszę po Polsku. Jesteśmy w tym kraju więc powinno się mówić po tym języku. - poprosił
-Jeśli trzeba. - mruknąłem
Przez resztę drogi do jego domu (wspomniałem, że będę u niego mieszkać? Nie? To teraz wspominam.) siedzieliśmy cicho. Weszliśmy do domu.
-Lili wie? - zapytałem
-O czym?
-No, że tu będę mieszkał tymczasowo?
-Wie, że przyjechałeś. Ale nie wie, że tu pomieszkasz.
-Ahm. - mruknąłem - Długo nie będę, jutro idę do nowej Akademii. Zobaczymy jak to będzie.
-No spoko, dziś chłopaki przychodzą na mecz, dołączysz się?
-Zastanowię się.
-Okej.
Wszedłem schodami na górę i wstąpiłem do pokoju, w którym będę dziś spał. Był przestronny, ciemne ściany, biurko, duże łóżko, szafa, komoda i szafka nocna. Odłożyłem walizki i zszedłem do kuchni coś zjeść, Kamil przygotowywał jakieś przekąski na mecz ale mnie to niezbyt interesowało. Załamałem się gdy zajrzałem do lodówki przyjaciela.
-Od kiedy Lili nie ma? - zapytałem
-Od trzech dni. - odparł
-Kiedy wraca?
-Jutro. A co?
-Zadzwoń do niej aby zakupy zrobiła. - odparłem
-Co ci się tu nie podoba? - zapytał
-Może to, że pewnie odkąd jej nie ma codziennie zamawiasz pizzę, w lodówce jest tylko piwo i resztki pizzy oraz zapiekanki? - zapytałem sarkastycznie
-Oj tam - mruknął i powrócił do swoich zajęć. Wziąłem portfel i wyszedłem z jego domu, udałem się do miasta. Jego dom mieścił się na skraju miasta, obok lasu (odludzie). Wstąpiłem do całodobowej restauracji, po zjedzeniu czegoś normalnego, co w moim znaczeniu oznacza to że nie jem żadnych frytek itp. Nie spożywam także mięsa. Więc można się domyślić co zamówiłem. Wyszedłem z restauracji i udałem się do parku, oczywiście słuchałem muzyki. Zleciała tak cała noc, włóczyłem się jeszcze nad ranem po mieście, aż doszedłem do nowej Akademii. Zauważyłem kogoś przed budynkiem, nie odzywając się ani słowa poszedłem tam. W milczeniu ominąłem osobę i wszedłem do budynku. Przez parę godzin zwiedzałem akademię po czym trafiłem do kogoś na lekcję. Chyba była to moja przyszła klasa.
-A ty co tu robisz? - zapytał wielce zdziwiony nauczyciel
I? I... Am I only touring? - mruknąłem cicho - Znaczy... Ja, tylko zwiedzam... - dodałem szybko ale nadal cicho.
Nauczyciel i cała klasa patrzyła się jak na kogoś z innej planety.
-How old are you? - zapytał nauczyciel
-Nineteen.
-Sit down here - rozkazał wskazując na pustą ławkę.
-But... I even am not involved still in this school. - mruknąłem zakłopotany
-Now you are already involved. Sit down. - powiedział.
Usiadłem posłusznie nie wiedząc o co mu może chodzić, prowadził dalej lekcję jak gdyby nigdy nic. Ale czułem, że wszyscy wzrok mają zwrócony na mnie.

Ktoś? Gdyby ktoś nie wiedział:


"- Ile masz lat? - zapytał nauczyciel
- Dziewiętnaście.
- Usiądź tutaj - rozkazał wskazując na pustą ławkę.
- Ale... Nawet nie należę do tej szkoły. - mruknąłem zakłopotany
- Teraz już należysz. Siadaj. - powiedział. "

Oscar Person

Brak komentarzy:

imię: Oscar
nazwisko: Person
przezwisko: ----
Wiek: 19 lat
Rasa: Wampir
płeć: Mężczyzna
Orientacja: Biseksualna
pochodzenie: Wielka Brytania, Anglia, Londyn
Pokój: 1
motto: Przyjaźń to nie słowo ani relacja. To cicha obietnica, która mówi: byłem, jestem i będę przy tobie w każdej chwili, w której będziesz mnie potrzebować. 
Aparycja: Ciemne głębokie oczy przykryte okularami, dość długie brązowe włosy. Sto siedemdziesiąt osiem centymetrów wzrostu, szczupła sylweta, mało umięśniona. Blada skóra i białe kolczyki.
charakter: Oscar jest nie do końca ogarnięty, często zapomina o niektórych rzeczach, myli wiele rzeczy. Gdy jest w laboratorium trzeba trzymać się od niego z daleka. Jak zwykle pomyli jakąś probówkę i coś eksploduje. Mało kto z nim przebywa, Oscar woli posiedzieć sam, nie robiąc krzywdy innym. Przez strach przed skrzywdzeniem kogoś, unika ludzi i nie spędza z nimi zbyt wiele czasu. Jest przyjazny i uśmiechnięty ale nie lubi zapraszać kogoś do siebie, zazwyczaj ma bałagan i sam nie wie za co się brać lub gdzie szukać. Nie lubi rozmawiać o sobie, czuje się wtedy zakłopotany, często powie coś nie na tę chwilę i wychodzi jak wychodzi. Nie rozmawia o swoich zainteresowaniach bo wie, że zostanie wyśmiany. Jak było i jest.
partner: aktualnie szuka
rodzina: mum, dad, sister and brother zostali w Anglii.
zainteresowania: muzyka, zwierzęta, nauka (eksperymenty laboratoryjne), sztuka,
inne
*mówi kilkoma językami, m.in. Angielski, Niemiecki, Rosyjski, Włoski/Francuski, Hiszpański i Polski.
*Uzależniony od czekolady.
*Uwielbia sporty. Najbardziej ekstremalne.
*Jest sprzymierzeńcem zwierząt mimo iż własnych nie posiada.
*Ma alergie na idiotów.
*A tak serio to ma alergię na orzechy. Ale na idiotów też.
*Gra na D-J'ce i fortepianie.
*Maluje, rysuje i szkicuje.
*Wegetarianin.
kontakt: Wiliam.E
Zwierzę: brak

środa, 27 lipca 2016

Ismael Cartenly

Brak komentarzy:

imię: Ismael
nazwisko: Cartenly
przezwisko: Nie ma, zwracaj się do niego jak chcesz
wiek: 17 lat
rasa: Anioł
płeć: Mężczyzna
orientacja: Homoseksualny.
pochodzenie: Perth, Australia
pokój: 5
głos: James Bay
motto: carpe diem quam minimum credula postero (chwytaj dzień, jak najmniej ufając przyszłości)
aparycja: Jest chudym chłopakiem o wzroście około 176 cm. Ismaela siła, równa się sile 10-latka, czasem ma wrażenie, że jego mięśnie po prostu odeszły i nie mają zamiaru wracać, chociaż lubi biegać i nawet mu to wychodzi. Prawą łopatkę chłopaka przeszywa długa blizna, po wypadku, który skutecznie wymazano mu z pamięci. Zazwyczaj nosi długie swetry w ciemnych kolorach, proste, nie lubi przesady. Poza tym, Ismaela spokojnie można określić mianem najsłodszego chłopca świata, niebieskie, duże oczy podkreślają uroczy, szeroki uśmiech. Zwieńczeniem jego urody z całą pewnością są dość krótkie, kręcone, ciemne włosy, mały nos i lekko zarumienione policzki.
Charakter: Chłopak po wydarzeniach z przeszłości, których już nie pamięta stał się zamknięty w sobie. Trzyma wszystko i wszystkich na dystans, lecz jak na razie udaje mu się to ukryć. Często zmienia pogląd swojej i tak szarej codzienności, stawiając sobie coraz wyższe cele, które zawsze wykonuje niemal perfekcyjnie. Inni mogli by powiedzieć, że życie nastolatka jest wręcz idealne, wydaje im się, że chłopak ma wszystko czego może zapragnąć. Jedną z jego największych wad jest zaufanie, zbyt łatwo obdarza nim innych ludzi, wyszedł z założenia, że cecha ta nie dość, że jest przyczyną wszystkich jego problemów, to jeszcze ciągnie się za nim od najmłodszych lat, ponieważ nie potrafi się jej pozbyć. Jest wybredny, wszystko mu nie pasuje i raczej trudno go zadowolić (sami sobie zinterpretujcie to zdanie). Co jeszcze... Ismael, chociaż nie chce, jest też bardzo uczuciowy, walczy o każde, nawet najmniejsze wspomnienie jego rodziny, nie potrafiąc wyrzucić przeszłości za siebie, nie dopuszcza do siebie myśli, że to co było nie może wrócić. Jedną z jego słabych stron jest też stanowczość, a raczej jej brak. Niesie pomoc każdemu, kto jej potrzebuje, przy użyciu swojej mocy, chociaż zdaje sobie sprawę z tego jak wiele ryzykuje, i jak ogromne niesie to za sobą konsekwencje.
Nienawidzi popełniać błędów, za każdy wymierza w siebie falę pogardy i samokrytyki, z irytacją podchodząc do każdego swojego czynu. Chociaż, jakby się bardziej postarać i przejść wiele ciężkich prób, w 17-latku można odnaleźć prawdziwego przyjaciela.
partner: No kogoś tam miał, ale na razie szuka.
rodzina: Nie pamięta.
zainteresowania: Największym jego zainteresowaniem jest muzyka. Chłopak gra na gitarze, pianinie, skrzypcach, śpiewa i pisze własne piosenki. Z muzyką wiąże przyszłość.
inne: 
~Mówi w czterech językach
~Kiedyś w ramach zakładu pomalował sobie oczy lakierem do paznokci
~Interesuje go historia starożytna
~Jeśli ma dobry humor, potrafi śmiać się w najmniej spodziewanych momentach
~Uzależniony od słodyczy
kontakt: Laurence
Zwierzę:
półroczne kotki, Leo, Bella, Dexter

Od Lucasa C.D Ashlynn

Brak komentarzy:
Z samiutkego rana wziąłem prysznic, ubrałem się, nakarmiłem psiaki i poszedłem na śniadanie. Mijało mnie wielu uczniów, którzy też zmierzali do jadalni. Gdy stanąłem w kolejce w oko wpadła mi kanapka z kurczakiem. Wziąłem dwie na tackę a do tego puszczę 7up i szklankę soku jabłkowego. Zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu wolnego miejsca, aż moją uwagę przykóła Ashlynn siedząca sama w kącie. Podszedłem do niej.
- Hejo, można się dosiąść? - spytałem pogodnie. Podniosła głowę znad miski płatków.
- Jasne - lekko się uśmiechnęła.
Isiadłem obok niej i wziąłem do ust kanapkę. Dziewczyna z kolei odstawiła miskę na bok.
- Nie jestem głodna - powiedziała gdy zobaczyła że się jej przyglądam. - Smacznego.
- Dzięki - odparłem i ugryzłem bułkę. - Powiesz mi o co chodzi z tymi plotkami? Pomogę ci jakoś.
Dodałem gdy przełknąłem.


Ashlynn?

Od Lucasa C.D Avril

Brak komentarzy:
Dziewczyna nagle zmieniła się w muchę i odleciała. Nie próbowałem jej nawet namierzyć, to nie miało sensu. Byłem w środku lasu i tak bym jej nie zobaczył wród tych drzew. Postanowiłem ją zignorować i zapuścić się jeszcze głębiej w las by coś zjeść. Nie biegłem długo, zobaczyłem jelenia i postanowiłem go sobie przekąsić. Zaczaiłem się i w odpowiednim momencie skoczyłem na ofiarę. Ta zbyt wystraszona tym co się dzieje chciała uciekać ale zrobiła marne kilka kroków gdy odgryzłem jej łeb. Odrzuciłem ją na bok i zacząłem pałaszować ofiarę. Delektowałem się każdym kawałkiem mięsa i każdą kroplą krwi. Jednak moja uczta nie trwała długo, bo na horyzoncie zobaczyłem dzika. Zostawiłem resztę padliny i zaatakowałem dziką świnię. Już po chwili leżała martwa na ziemi a ja zajadałem w najlepsze.

***


Rano obudziłem się obok martwego jelenia. Byłem już człowiekiem. Nie pamiętałem ile zwierząt zabiłem, ale wiem że nie będę jadł przez parę dni. Podszedłem do jednego z drzew i zabrałem ze skrytki (co jakiś czas chowam tam ubrania by po przemianie w człowieka nie iść goły do szkoły) koszulkę, bokserki, spodnie, sparpety i trampki z pumy. Ubrałem się ignorując martwe zwierzę, a gdy skończyłem ruszyłem do akademii. Wyszedłem z lasu i żwawym krokiem przeszedłem kilkadziesiąt metrów do drzwi. Zabrałem kluczyk do pokoju i ruszyłem na piętro. Na schodach wpadła na mnie jakaś dziewczyna. Przewróciła się.
- Ała... - powiedziała cicho
- Nic ci nie jest?
Spytałem i podałem jej rękę.


Avril? Poznasz wilka z lasu? XD

wtorek, 26 lipca 2016

Od Avril C.D Lucasa

Brak komentarzy:
Bestia patrzyła na mnie łakomie oblizując się językiem po pysku. Cofnęłam się do tyłu jednak każdy mój krok powodował, że napastnik się zbliżał. I coraz bardziej denerwował. Przełknęłam głośno ślinę i rozejrzałam w popłochu. A trzeba było iść tą dłuższą drogą przez miasto. Może i zajęłoby mi to ze trzy kwadranse ale chociaż nie spotkałabym wygłodniałego wilkołaka. Pod ręką nie miałam niczego czym mogłabym uderzyć basiora. Nic. Wahałam się czy nie uderzyć go z buta ale jeśli okazałby się zbyt zwinny to byłoby już po mojej nodze. A mimo to zaryzykowałam. Wymierzyłam mu cios nogą w brzuch i gdy ten w osłupieniu przechylił się na bok wstałem i zaczęłam biec przed siebie. Mój maraton jednak nie trwał długo. Poczułam mocne uderzenie w plecy a potem ogromna włochata łapa przycisnęła mnie do pnia. Wilk zawarczał groźnie ukazując przy tym kły. Albo raczej narzędzie do rozcinania ofiar na kawałki. Zwał jak zwał. Z pyska wydobył się odór mięsa i krwi. Odwróciłam głowę na bok. Zamknęłam oczy i w po chwili byłam już muchą. Wzbiłam się w powietrze tak wysoko jak mogłam. Nienawidziłam zmieniać się w owady. A mimo to musiałam pozostać w tej postaci póki nie dotarłam na skraj lasu. Tam wylądowałam na ziemi i znów przyjmując postać człowieka sprintem wbiegłam do szkoły.

Lucas?

Od Ashlynn C.D Lucas

Brak komentarzy:
Wróciłam dość późno, ponieważ gdy zrobiło się szaro, poszliśmy na plażę. Uwielbiałam tam siedzieć, sama... słuchać szumu fal.
***
Gdy byłam w połowie drogi, zaczęło padać. Nie... lać! Ruszyliśmy biegiem i po kilku minutach byliśmy już w akademii. W pokoju wzięłam gorący prysznic, umyłam włosy nakładając na nie odżywkę, następnie przebrałam się w piżamy, podsuszyłam włosy i poszłam spać.
***
Rano nakarmiłam Lukasa i poszłam do stołówki na śniadanie. Siedziałam przy ostatnim stoliku w rogu pomieszczenia, sama. Grzebałam łyżką w mleku między płatkami, po co ja to w ogóle brałam? Przecież zupełnie nie chce mi się jeść!
- Hejo, można się dosiąść? - usłyszałam znajomy głos, podniosłam głowę.
- Jasne. - posłałam mu lekki uśmiech.
Chłopak usiadł obok mnie, odstawiłam miskę z płatkami w brzeg tacki i zajęłam się sokiem pomarańczowym.


Lucas?

OD Lucasa C.D Ashlynn

Brak komentarzy:
Gdy wyszedłem z łazienki, ubrałem się w krótkie szorty i pierwszy lepszy T - shirt, po czym złapałem za telefon i usiałem na kanapie. Puściłem muzykę, po czym zacząłem przeglądać wiadomości na messengerze. Moja była dziewczyna ciągle myśli, że jesteśmy razem, kolega znowu złamał nogę na treningu, tata kupił nowy dom.... eeeeeejjjjj..... to nie fair! Czemu musiał kupić dom jak ja się wyniosłem?! Kocham moją rodzinę! Zaśmiałem się pod nosem i wstałem. Wziąłem butelkę jabłkowej wody smakowej i napiłem się. Pf..... trzeba się w końcu rozpakować.


***


Po kilku dłuuuuuugich godzinach wszystkie rzeczy był na swoim miejscu. Wziąłem walizki i wsadziłem je do szafy. Rozejrzałem się po pokoju. Nie wyglądał źle. Było już późno, więc położyłem się spać. Jednak zasnąć nie mogłem, bo ciągle myślałem o Ashlynn...



Ashlynn?

Od Ashlynn C.D Lucasa

Brak komentarzy:
Chłopak wyszedł a my z Luacasem poszliśmy do zoologicznego. Kupiłam mu przysmaki i nową zabawkę wodną. Poszliśmy do parku, usiadłam na murku fontanny zamaczając nogi w wodzie. Była chłodna, ale nie bardzo. Niezwykle przejrzysta, Luky biegał radośnie za nową zabawką, którą rzucałam mu w stronę wody.

Lukas?

Od Lucasa C.D Ashlynn

Brak komentarzy:
Psy zaczęły się witać, ja tymczasem podszedłem do dziewczyny.
- Masz może wodę smakową? - spytałem i zrobiłem oczy szczeniaka.
- Mam - powiedziała i rzuciła mi butelkę z cytrynową wodą. Sama przyniosła dwie szklanki. Usiedliśmy na kanapie.
Psy dalej siedziały w trójeczkę i bawiły się razem. Nalałem dziewczynie wody, a następnie sobie. Wzięła łyk wody. Zacząłem ją obserwować. Patrzyłem jak trzyma szklankę, jak pije, a następnie jak odwraca wzrok w moją stronę.'
- Co się tak gapisz? - spytała z uśmiechem.
- Bo jesteś śliczna - powiedziałem i wziąłem łyk napoju. Ashlynn zarumieniła się lekko.
- Nie jestem ładna, a co dopiero śliczna. - starała się unikać mojego wzroku.
- Jesteś śliczna... tak masz rację nie umiem podrywać dziewczyn, jeśli o to ci chodzi - zaśmiała się - ale staram się, doceń to.
Dalej nie patrzyła w moja stronę.
- Unikanie czyjegoś wzroku jest niegrzeczne - powiedziałem z uśmiechem na twarzy.
Odwróciła się do mnie i z udawanym oburzeniem na mnie spojrzała.
- Lepiej? - przykleiła na twarz uśmiech.
- I teraz nie powiesz mi, że nie jesteś śliczna.
Uśmiechnąłem się, a dziewczyna znowu się zarumieniła.
- A tak właściwie o co chodziło tym dziewczynom?
Czekałem aż dziewczyna mi odpowie, ale tylko posmutniała.
- Nie mów jak nie chcesz, przepraszam że spytałem...
Dalej siedziała i patrzyła się na swoje kolana.
- Morze ja już pójdę.... - Powiedziałem i wstałem. Zagwizdałem na psy, a te smutne, ze muszą już iść pożegnały się z Lukasem i podeszły do mnie. - Pokój 13... jakbyś chciała pogadać... albo coś.
Powiedziałem i wyszedłem. Przeszedłem zaledwie kilka kroków i otwarłem drzwi pokoju. Wszedłem i zamknąłem je. Następnie poszedłem do łazienki wziąć prysznic.



Ashlynn?

Od Ashlynn C.D Lucas

Brak komentarzy:
Zaśmiałam się lekko.
- Teraz to już się z tobą raczej nie umówią. - posłałam mu uśmiech.
Weszliśmy do mojego pokoju, Lukas przywitał mnie radośnie, widząc jednak przedstawicieli swojego gatunku, poszedł do nich.
- Chcesz coś do picia?


Lucas?

Od Lucasa C.D Ashlynn

Brak komentarzy:
Spojrzałem na nią.
- Szczerze to miałem zamiar jeszcze trochę tu posiedzieć... ale widzę że nie opuszczą cię na krok - wskazałem na psy, które były w siódmym niebie gdy dziewczyna je głaskała.
- To idziemy?
- Pani przodem.
Uśmiechnęła się i ruszyła w stronę akademii. Psy cały czas chciały się z nią bawić. Szliśmy w milczeniu od czasu do czasu śmiejąc się z czworonogów. Gdy weszliśmy do akademii i ruszyliśmy korytarzem do pokoju dziewczyny, jakieś dziewczyny zaczęły wytykać ją palcami i się śmiać. Ashlynn widocznie posmutniała. Podszedłem do dziewczyn.
- Co was tak bawi? - spytałem poważnym i oskarżycielskim tonem. Te spojrzały na mnie lekko wystraszone, bo pokazałem im oczy wilka. Tak... taki głupi efekt uboczny gdy się denerwuję. - No pytam! Co was tak bawi?!
Te tylko mnie wyminęły i wystraszone pobiegły przed siebie.


Ashlynn? Taki obrońca XD

Od Ashlynn C.D Lucas

Brak komentarzy:
- No tak. - odwzajemniłam uśmiech i jeszcze raz pogłaskałam psiny. - Chyba muszę już wracać, obiecałam Lukasowi że zabiorę go do zoologicznego.
- Lukasowi?
- Mój pies. - uśmiechnęłam się lekko. - Wracasz już, czy zostajesz? - spytałam.


Lucas?

Od Lucasa C.D Ashlynn

Brak komentarzy:
Spojrzałem na nią. Posmutniała, było to wyraźnie widać.
- Nie będę pytał co się stało, bo pewnie nie chcesz o tym mówić.
Posłała mi blady uśmiech.
- Jakiej jesteś rasy? - spytałem.
- Zmiennokształtna, a ty?
Udałem oburzenie.
- A nie widać? - udał mocno dotkniętego na co dziewczyna lekko się zaśmiała. - Jestem wilkołakiem
Dodałem z uśmiechem.


Ashlynn?

Od Ashlynn C.D Lucas

Brak komentarzy:
Zmierzyłam wzrokiem chłopaka, wyglądał na miłego.
- Ashlynn. - uścisnęłam lekko jego dłoń, którą przed chwilą wyciągnął w moim kierunku. Uśmiechnął się lekko, odwzajemniłam gest. - To ty jesteś tym 'nowym' w akademii? - spytałam, dyrektor coś wspominał.
- Tak, ja. - skinął głową i westchnął. - Podoba ci się tu?
- Zależy którego dnia, raz jest w porządku a później... szkoda gadać. - westchnęłam.
Głównie chodziło mi o te denne wyzwiska, plotki innych dziewczyn.

Lucas?

Od Lucasa C.D Ashlynn

Brak komentarzy:
Nowa szkoła - nowe problemy. Nie zdążyłem jeszcze się rozpakować, a już dowiedziałem się, że w okolicy jest dość duże miasto znajdujące się na pograniczu lasu. Teraz podczas pełni będę się musiał szczególnie pilnować. Świetnie. A co jeszcze gorsze, w drodze do pokoju wpadł na mnie wampir i gdyby nie obecność innych uczniów, już dawno bym mu przyłożył. Ale koniec końców dotarłem do pokoju numer 13. Przekręciłem kluczyk i wszedłem. Moje bagaże czekały na środku pomieszczenia, które było dość obszerne. Najbardziej spodobała mi się ogromna kanapa. No nic. Nie miałem zbytnio czasu ani ochoty na rozpakowywanie się. Wziąłem Diego i Lunę na spacer. Postanowiłem zabrać je do parku. Zdjąłem koszulkę i rzuciłem ja na kanapę. Wyszedłem z akademika i skierowałem się w wyznaczony cel. Gdy byłem już na miejscu, spuściłem psy ze smyczy. Od razu pobiegły w stronę wody. Mały zbiornik wody, a na środku siedziała jakaś dziewczyna.
- Diego! Luna! - zawołałem psy, gdy te zaczęły ochlapywać dziewczynę. Podszedłem bliżej. Zobaczyłem, że jest cała mokra. - Przepraszam za nich - powiedziałem i westchnąłem.
- Nic się nie stało. To tylko woda. - posłała mi lekki uśmiech.
Odwzajemniłem go. Nieznajoma stanęła na nogi i wyszła na ląd. Psy zaczęły ją obskakiwać.
- Przestańcie! - poleciłem. Od razu usiadły, ale dalej patrzyły na dziewczynę błagalnym wzrokiem.
- Słodziaki - powiedziała i zaczęła je głaskać, a te zadowolone zaczęły wymachiwać ogonami.
- Jestem Lucas, a ty?


Ashlynn?

Od Lucasa C.D Katrfin

Brak komentarzy:
Cały dzień chodziłem wkurzony. Rozwalałem lekcje, niszczyłem wszystko co napotkałem, a dlaczego? Bo dzisiaj jest pełnia! Wkurzony wszedłem do pokoju i zobaczyłem jakąś dziewczynę.
- Wypie*dalaj!
Wrzasnęła i posłała mi spojrzenie zwykłej suki.
- Em.. To mój pokój.
Powiedziałem zdenerwowany i spojrzałem na nią.
- Eh... Zaraz pójdę... Tylko dopiję.
Pomachała butelką do połowy pustą. Teraz się mocno wkurzyłem.
- Dziś pełnia... Nie zadzieraj.
Syknąłem a w tonie mojego głosu było więcej jadu niż we wszystkich wężach w promieniu 100 mil.
- Wilkołaczek mi się trafił jak miło.
Podeszła do mnie mówiąc to jakby z wyrzutem.
- Wyjdź... - wycedziłem.
- Żadnej zabawy z tobą - powiedziała i skierowała się do drzwi machając butelką alkoholu. Gdy wyszła, zamknąłem za nią drzwi i poszedłem do łazienki gdzie zamknięte były moje psy. Spały, ale zostawiłem otwarte drzwi. Napiłem się wody i wyszedłem zamykając pokój na klucz. Zaniosłem go do pani w recepcji i wyszedłem kierurąc się do lasu. Gdy tam dotarłem usłyszałem za sobą głos tej dziewczyny.
- Piesek się zgubił, cio?
Zaśmiała się pod nosem.
- Życie ci nie miłe?! - wrzasnąłem na całe gardło i poczułem że zaczynam się zmieniać. Nie będę mówić co się działo, każdy to wie. Gdy byłem już wilkiem totalnie zapomniałem o swoim ludzkim wcieleniu. Teraz byłem bestią.
- Aport!
Usłyszałem za sobą czyjś głos a po chwili jakiś badyl trafił mnie w głowę. Odwróciłem się warcząc głośno. Stała tam dziewczyna. Trzymała w ręku kawałek mięsa. Bez namysłu rzuciłem się na nią by tylko zjeść ten krwisty kawał wołowiny. Dziewczyna zaczęła uciekać, uważała to za zabawę. Gdy w końcu skoczyłem na nią i wyrwałem jej mięso z ręki jednym kłapnięciem znalazło się w moim żołądku. Spojrzałem na dziewczynę. Jej wyraz twarzy wskazywał że ma gdzieś że zaraz jej coś zrobię.
- Okalecz mnie kundlu! - powiedziała.
Tego było za wiele. Ugryzłem ją w ramię, przejechałem pazurami po oku, tak by zostały jej krwiste szramy, wbiłem pazury w nogi. Teraz w końcu zaczęła się bać.



Katfrin?

Od Lucasa C.D Avril

Brak komentarzy:
Dzisiaj jest pełnia. Nieszczęsna faza naszego wspaniałego satelity, pojawiająca się raz co miesiąc. Nieszczęsna faza która wprawia mnie w agresję i jednocześnie podziw. Nieszczęsna faza dzięki której mi odbija i zmieniam się w włochatą bestię i biegam po lesie szukając mięsa. Tak, to jest pełnia. Dla zwykłych ludzi i innych stworzeń to tylko piękna kula, która co jakiś czas zmienia swoją formę. Ale dla wilkołaka to przeklęty krążek zmieniający nas w bestie. Jak potrafię się jakimś cudem odrobinkę pohamować i nie zabijam ludzi, najwyżej okaleczam. Ale inni... Wolę nie myśleć. Wziąłem do ręki kluczyk i wyszedłem z pokoju zamykając go. Zaniosłem kluczyk do recepcji. Następnie wyszedłem z akademii starając się omijać innych uczniów. Byłem dziś wyjątkowo wnerwiony. Ruszyłem biegiem w stronę lasu bo czułem że się zmieniam. Ledwo zniknąłem za drzewami i poczułem że moja twarz zaczyna się wydłużać a moje ciało zaczyna rosnąć i pokrywać się sierścią. Nie minęło kilka minut, a ja byłem już bestią. Ruszyłem przed siebie tak szybko jak tylko mogłem. Chciałem uciec w głąb lasu póki jeszcze cokolwiek pamiętam. Jednak po chwili zacząłem zwalniać bo zauważyłem dziewczynę. Szła w stronę akademii. Postanowiłem iść za nią. Co chwilę deptałem po jakiejś gałęzi i dziewczyna widocznie czuła że ktoś ją śledzi. Gdy jednak byłem bardzo blisko niej i nadepnąłem o dość sporą gałąź odwróciła się i zaczęła iść tyłem. Zwinnie przemknąłem tak aby być za nią. Byłem kilka metrów od niej gdy przewróciła się. No tak to jest gdy się nie patrzy pod nogi. Wypuściłem powietrze na co dziewczyna odrętwiała. Odwróciła się i z przerażeniem patrzyła w moje oczy. Warczałem cicho. Jakim trzeba być głupim żeby podczas pełni iść do lasu?! Zbliżyłem się do niej i zacząłem wąchać jej ciało. W łokcia leciała jej krew więc otworzyłem szeroko oczy i zacząłem głośniej warczeć chcąc zasmakować w jej krwi.




Avril?

poniedziałek, 25 lipca 2016

Od Avril

Brak komentarzy:
Stałam na ulicy gapiąc się pustym wzrokiem w las rozciągający się przede mną. To właśnie on dzielił mnie od nowej szkoły, do której zostałam zapisana przez wuja. Ten głupi, rozległy i porośnięty milionem drzew teren stał mi na drodze. Niby żaden problem ale zwarzywszy na to, że zbliżał się wieczór wizja samotnego spaceru po lesie nieco mnie przerażała. I nie chodziło tu o samą ciemność bo akurat to nie stanowiło najmniejszego problemu. Nie należę do strachliwych osób, jeśli byłaby potrzeba mogłabym nawet o północy przejść przez cmentarz ale....Las w dodatku oświetlony blaskiem księżyca to idealne mieszkanie dla wilkołaków. Dla tych agresywnych, żądnych krwi bestii. Należały one do tej mniejszości rzeczy, które wprawiają mnie w odrętwienie. Mocniejszy podmuch wiatru wyrwał mnie z zamyślenia. Lepiej mieć to już za sobą. Postanowiłam dojść do akademii pod postacią człowieka. Jako wiewiórka czy inne tego typu zwierze tylko zwróciłabym uwagę wilków.
Ruszyłam powoli patrząc twardo przed siebie. Starałam się nie rozglądać za każdym razem gdy moich uszu docierał odgłos łamanej gałęzi. W końcu jednak trzaski stawały się głośniejsze. Dochodziły z bliska ale mimo to nie mogłam dojrzeć nikogo, kto mógłby wydawać te odgłosy. Szłam dalej na przód póki w okół nie zapanowała kompletna ciemność. Przystanęłam. Kolejny niepokojący odgłos dobiegł zza pobliskiego drzewa. Odwróciłam się. Zaczęłam iść tyłem uważnie przyglądając się każdemu drzewu. Nagle moja noga natrafiła na kamień a ja tracąc równowagę padłam na ziemię. Wtedy znów rozległ się szelest a potem poczułam ciepły oddech na karku. Sparaliżowana odwróciłam głowę i zamarłam. Przede mną stał ogromny wilk wpatrujący się we mnie żółtymi ślepiami. Zdusiłam w sobie krzyk. Jedyne do czego w tej chwili byłam zdolna to tylko patrzeć w te jasne, groźne oczy.

Lucas? Inny wilkołak?

Od Katfrin

Brak komentarzy:
Dźwięk uderzających obcasów o podłogę, dziewczyna nic nie widziała, pogrążona była w słuchaniu muzyki. Szła przez środek ulicy nie zwracając na nikogo, ona była tu najważniejsza. Tylko nie wiedziała, że to dziś ma zginąć, to ten dzień… jutro rodzice dowiedzą się o jej śmierci, będą płakać i przechodzić żałobę. Jednak ona sobie na to zasłużyła, mimo woli w moich oczach pojawiła się iskierka szczęścia, którą ujrzałam przechodząc przez ulice w szybie czarnego samochodu. Podążyłam za jeśli dobrze usłyszałam Dekką. Była to blondynka o zielonych jak trawa oczach i zgrabnej figurze, jednak na jej nodze była wielka blizna. Przechodziła od kostki aż do kolana, dziewczyna nie zasłoniła ją, sukienka sięgała jej jedynie do ud. Dziewczyna odwróciła się nagle i zaczęła rozglądać po ulicy, zdziwiłam się, jednak nie mogłam tego po sobie poznać. Przeszłam obok niej bez zainteresowania a jej wzrok utkwił w moich plechach. Cofnęła się o krok jakbym miała ją zabić. Skręciłam w prawo do jakiegoś sklepu alkoholowego, tam weszłam i krążyłam między półkami nadal mając na oku dziewczynę, która teraz też, weszła do sklepu. Czyli wilk stał się owieczką… zajebi*cie! Wzięłam pierwsze lepsze wino i podeszłam do tej cholernej kasy gdzie zapłaciłam i wyszłam bez słowa. Musiałam znaleźć tego zleceniodawcę, pier*olony… nie przyjmuje takich zleceń. Potem są same problemy, mogą ci coś zrobić bo wiedzą, że to ty, mogą zniszczyć ci zlecenia. Zabijać twoją rodzinę… choć to było by cudowne, ale obiecałam sobie, że sama to zrobię. Szłam już w kierunku akademika z winem w torebce… muszę się napić, a potem wpier*olić zleceniodawcy. Ale to jutro… dziś jest tylko ja i te pier*olone wino po, którym będę wpierd*ielać się wszystkim do pokoi… pier*ole oni mają problem nie ja. Weszłam do pokoju i od razu otworzyłam alkohol, który piłam z butelki. Nie miałam zamiaru się nim dzielić… położyłam się na łóżku kiedy do pokoju wszedł jakiś chłopak.
- Wypie*dalaj – powiedziałam od razu i znów delektowałam się smakiem słodkiego wina.
- Em… to mój pokój – rzekł a ja rozejrzałam się po pomieszczeniu… ku*wa już jestem pijana? Jeszcze pokoju nie powinna mylić.
- Ech… zaraz pójdę… tylko dopije – powiedziałam i pokazałam mu butelkę do połowy pustą. Zacisnął szczękę lekko zły.
- Dziś pełnia… nie zadzieraj – syknął w moją stronę.
- Wilkołaczek mi się trafił jak miło – prychnęłam i podeszłam do niego.
- Wyjdź… - rzekł a ja wywróciłam oczami.
- Żadnej zabawy z tobą – powiedziałam i skierowałam się do drzwi poruszając dłonią w której miałam alkohol.


Lucas? default smiley xd

Katfrin Salvadore

Brak komentarzy:

Imię: Katfrin Kayla Columbiana Hafetesona Tea 
Nazwisko: Salvadore 
Przezwisko: Kat, Kay, Col, Haf, Te 
Wiek: 19 lat 
Rasa: Upadły 
Płeć: Kobieta
Orientacja: Aseksualna a jeśli już to heteroseksualna 
Pochodzenie: Wenecja Włochy jednak dużo podróżowała 
Pokój: 2
Głos: Taylor Momsen 
Motto: A, że mnie Pan Bóg stworzył a szatan opętał jestem odtąd na wieki grzeszna i święta, dobra i zła, wierna i zdradziecka. 
Aparycja: Ta wredna suka maluje się dość mocno i zawsze ubiera się na czarno. Więc jak już można zgadnąć jej ulubiony kolor to czarny. Ma anoreksje ale pomimo to ma mięśnie po przez długie i ciężkie ćwiczenia. Jej długie blond włosy zwykle są pokręcone. Wzrost tej dziewczynki zrodzonej z szatana to 172 cm jej oczy są koloru ciemnego brązu. Ma tatuaże na prawej dłoni i plecach oraz kolczyk
Charakter: Miła, kochana osoba nie mogąca skrzywdzić muchy… no tak muchy nie skrzywdzi bo nawet jej nie dotknie. Za bardzo się brzydzi… ble! Ale czy na pewno jest miła i kochana? Tsa… wręcz przeciwnie, nie wyobraża sobie życia bez sarkazmu i zabijania innych. Kocha wnerwiać, a wręcz wk*rwiać innych i śmiać się z nich. Nie lubi być poważna choć nie chodzi tu o śmianie się… w ogóle po co marnować urodę? Zmarszczki…? To nie dla niej, woli być bezlitosną suką z piękną mordą niż wesołą księżniczką z brokatem na mordzie zasłaniającą zmarszczki! Zawsze przerywa czyjeś wypowiedzi łapiąc za błędy, przyczepi się do wszystkiego i każdego, choć sama uważa, że ona jest idealna… uważa? Ona to wie, jest idealną bezlitosną suką, nazwij ją tak a ona będzie szczęśliwa choć nie da po sobie o tym poznać… zmarszczki?!

No cóż Katfrin nie należy też do kłamców… chyba, że wyjdzie jej to na dobre. Zwykle jest szczera, ale jeśli po przez kłamstwo można coś osiągnąć… to czemu nie wykorzystać swojej wspaniałej gry aktorskiej? Nie interesuje ją czy ktoś przez to będzie cierpieć, przecież ważne by jej było dobrze! Nie interesuje ją życie innych, ich szczęście to ich uczucie, nie jej! Nie ma zamiaru cieszyć się tylko dlatego bo komuś zdarzyła się miła rzecz… to bezsensu!

Katfrin to mroczna osoba, wyobraża sobie świat inaczej niż każdy inny… nie jest taki piękny jak teraz… jeśli uważasz, że dzisiejszy świat jest do d*py czy brutalny to nie chcesz poznać marzeń tej dziewczyny… nie… w ogóle nie poznawaj tej osoby. Zniszczy cię, Columbiana uwielbia łamać psychikę ludzi i mówić co mają robić. Torturuje ich, a potem są jej cieniami, dlatego wiele wie, od ludzi, których złamała, teraz są jej sługami i dobrze jej z tym. Żyje swoimi zasadami i nieważne czy zagraża to jej życiu. Zrobi to co musi. Za swoją rodzinę (a raczej jej część bo tylko brata, Demona i Mortena) mogła by zginąć, oddać wszystko, być poniżana i torturowana, jednak nigdy nie uklęknie. Przed nikim się nie pokłoni, nigdy. Nie ma szacunku dla innych, nie będzie im podlegać, nie ukłoni się, nie będzie sługą. To ona łamię ludzi, to ona nimi potem rządzi, to ona zabija, to ona torturuje. Ona nie pokłoni się nawet jeśli wpływać będzie to na jej życie, jeśli będziesz chciał ją zabić za to, że tego nie zrobiła, ona splunie ci na twarz i powie, że się nudzi. Będzie miała odwagę spojrzeć w twoje uczy i zaśmiać się, rzec, że nigdy się tak nie uśmiała, że już nigdy się nie uśmiechnie i ostatnie co zobaczy to twoją mordę. Więc każąc Katfrin się pokłonić nie licz na wiele, jedynie na wyśmianie, poniżanie, plucie na ciebie oraz sarkazm.

Dziewczyna jest bardzo uparta co do swoich planów, więc nie ważne czy będą one prawie nie do zrobienia trzeba wykonać to do końca. Nie lubi gdy ktoś jej pomaga i mówi co ma robić, twoja pomoc będzie bezskuteczna… czemu? Chcesz pomóc tej wrednej zimnej osobie? Nie wtrącaj się do tego co robi… tylko tyle wymagaj jeśli chcesz jednak zrobić coś innego Katfrin tego po prostu nie zauważy, będzie ignorowała twoją pomoc i ciebie. Więc nie licz na podziękowania czy przytulanie… Columbiana nie lubi się przytulać, nie lubi gdy ktoś ją dotyka, przypomina jej to dzieciństwo, jak jej rodzina ją biła i molestowała. Kat prawie się wtedy złamała, prawię się pokłoniła i powiedziała by robili co chcą. Jednak w tym czasie pojawił się Sylvain który uratował ją przed błędem życia.

Jest to cierpliwa osoba… nie wierzę pierwsza dobra cecha! Ale czy w dobrych zamiarach…? No właśnie nie. Katfrin może czekać miesiącami na dobry moment zabicia, torturowania i wyciągania informacji. Uwielbia łamać ludzi, do nich trzeba mieć cierpliwość, odwagę, narzędzia i silną wolę, dziewczyna ma wszystko co potrzebne więc czemu się nie zabawić? Niestety w tej zabawię szczęśliwa jest tylko dziewczyna. Możesz uznać ją za psychicznie chorą i prawdopodobnie masz rację.

Choć pod warstwami żądzy zabijania, wredoty, bezlitości oraz zła jest to dziewczynka która miała złe dzieciństwo, złe życie, to rodzina zrobiła ją taką jaką jest. To rodzinę powinni obwiniać, i choć Katfrin w to nie wierzy i chce zapomnieć wiedziała, że wtedy, gdy ją dotykalni i bili złamała się, wtedy była małą dziewczynką chcącą być kochaną i szanowaną. Ale zmienili ją, zmienili na potwora. Maszynę do zabijania, do torturowania i żądną zemsty dziewczynę . Każdy myśli, że dla niej nie ma już ratunku… może to prawda. Może już nigdy nie zrobi czegoś dobrego, ale chce zaznać prawdziwego szczęścia, nie chodzi jej tylko o miłość. Pragnie być spokojną osobą nie martwiącą się o to kto i jak może chcieć ją zabić. Chce być normalną osobą… jednak czy potrafiłaby się zmienić? Raczej nie… dlatego nie wierzy w to co wierzą inni. Kiedyś obiecała sobie, że stanie się jak diabeł, już dziś może przyznać, że dokonała tego zadania. Już dziś może umrzeć…

Choć zawsze pragnęła spełniać swoje marzenia, realizuje je do dziś, do dziś chce być szczęśliwa jednak nie widać tego po niej na pierwszy rzut oka… może nawet nie i po setnym ale jednak, ma marzenia, ma cele. Nie ma jednego… szczęścia.
Partner: - 
Rodzina: Sylvain Alex Salvadore (brat)
Christian Salvadore (brat) 
Zainteresowania:
 Uwielbia walczyć… po prostu to kocha, specjalizuje się z broni białej a palnej zwykle nie dotyka choć umie z niej korzystać. Bronią którą się posługuje to bat, Urumi i Sasumata umie strzelać też z łuku. Wspaniale jeździ konno, można powiedzieć, że urodziła się w siodle. Uwielbia ćwiczyć najczęściej na drążkach, biega, gra w ręczną oraz pływa. Dobrze się boksuje, tak… trenowała boks kilka dobrych lat i jest w tym niezła, wręcz idealna, więc nie podchodź do niej gdy jest wku*iona. Rysuje co dobrze jej wychodzi.
Inne:
 Nie wierzy w Boga ani inne bóstwa
Jest satanistką i teraz ciska ci się pytanie: Przecież ona nie wierzy! No właśnie... Haf modli się do siebie;
Uwielbia zabijać najczęstszą bronią jest Urumi i Sasumata a także zwykły prosty bat, umie strzelać też z łuku ale nie jest mistrzynią
Ma koszmary, z których budzi się zawsze o godzinie 3:34 i potem nie zasypia;
Lubi ćwiczyć;
Deszcz to jej ulubiona pogoda, a jeszcze błyskawice... burza to jest jej ulubiony dzień;
Kiedy zadajesz jej jakąś ranę, ona często nawet nie zwróci na nią uwagi, tyle razy zadawała sobie ból, że nieraz go nie wyczuwa;
Uwielbia się krzywdzić, tak jej ciało jest pokryte bliznami jednak tylko dla tego, że po prostu lubi ból;
Kocha gdy ktoś się jej boi;
Jest wzrokowcem;
Ma bardzo dobrą orientacje w terenie, ciężko jest jej się zgubić nawet gdy tego chce.
Uwielbia kawę
Specjalizuje się z jeździe konnej
Codziennie rano i wieczorem biega oraz ćwiczy
Jest anorektyczką
Jest silna psychicznie
Nie lubi owadów
Nie lubi dzieci
Kocha wysiłek
Lubi co i raz czytać (nie przyznaje się do tego)
Kiedyś zjadła ludzkie mięso ale jej nie smakowało
Jest wspaniałą aktorką
Włada 10 językami biegle

Inne zdjęcia: 
1 2 3 4 5 6 7
Kontakt: Katfrin. (kropka na końcu) 
Zwierzę: Vijo i Morten