piątek, 29 lipca 2016

Od Aarona C.D Ashton'a

Od momentu, kiedy chłopak przeczytał jeden z moich tekstów czułem się niezręcznie w jego obecności.
Nie, żeby wcześniej tak nie było, tylko teraz... Jakoś tak bardziej. Zawsze wtedy miałem wrażenie, że ktoś wyciągnie z nich niepotrzebne wnioski. Kiedy chłopak zadał mi to pytanie, zastanowiłem się nad odpowiedzią, jakbym jej nie znał. Od zawsze myślałem, że to oczywiste, że wyglądam jak Anioł, ale prawda była taka, że przez moją chorobę wyglądałem po prostu jak trup. 
- Jestem Aniołem - wzruszyłem ramionami, jakby było to coś zwykłego.
- Nie kłamiesz? - na twarzy blondyna odmalowało się zaskoczenie, a ja spojrzałem na niego zdezorientowany.
- Czemu miałbym kłamać? 
- Wyglądasz bardziej jak wampir - zaśmiał się cicho, a ja zacząłem zastanawiać się kim jest on sam, i nawet miałem o to zapytać gdy w moim telefonie włączył się alarm. Chłopak uniósł pytająco brwi a ja poczułem rozdarcie. Czy wziąć przy nim leki, czy skłamać. Po raz kolejny? To nie było najlepsze wyjście i raczej nie leżało w mojej naturze. 
Może zrozumie.
- Przepraszam... - wyjąłem z małej szafki dwie, sporych rozmiarów butelki z lekami, po czym sięgnąłem po leżącą na łóżku butelkę z wodą. 
- Co Ty... - zaczął, ale mu przerwałem. 
- Nie pytaj. Nawet nie chcesz wiedzieć - zmrużyłem powieki i połknąłem trzy tabletki, po czym się roześmiałem - Ale nie martw się, narkomanem nie jestem - Ashton skinął z uśmiechem głową, a mnie nieco poprawił się humor. Przypomniałem sobie, że miałem go jeszcze o coś spytać.
- A Ty jesteś...? - zacząłem, średnio wiedząc jak sformułować pytanie.
- Ashton, mówiłem Ci już - spróbował mnie zbyć.
- Nie o to pytam. - zmarszczyłem brwi zerkając na niego z lekkim zażenowaniem. 
- No.. Aniołem, swego wyjątkowego rodzaju - uniósł teatralnie do góry dłoń i usiadł na moim łóżku, wiedziałem, że chce spytać co brałem, ale nawet gdybym chciał, nie miałem pojęcia jak opowiedzieć mu o mojej chorobie. 
- Pójdę się przejść - niemal wyszeptałem, chcąc przerwać tę niezręczną ciszę, jaka nastała między nami po jego odpowiedzi. 
- Nie zgub się - zawołał za mną gdy opuszczałem pokój. 
Okazało się, że dla mnie nawet znalezienie drzwi wyjściowych było niemal niemożliwe, gdyby nie grupka uczniów, która właśnie w ich stronę zmierzała. Kiedy znalazłem się na dworze usiadłem na małej, brązowej ławeczce, jednej z wielu. Mogłem ochłonąć i dokładnie przemyśleć swoje pierwsze wrażenie o szkole, a raczej o tym co jak do tej pory zobaczyłem. Może i czułem się dziwnie, wiedząc, że teraz prowadzę życie kompletnie na własną rękę, pewnie dlatego, że Alex zawsze była nadopiekuńcza, ale jakie to miało znaczenie, gdy stałem przed faktem dokonanym? Teraz byłem sam, i nawet mi się podobało.
Drugim aspektem, który musiałem poruszyć była moja choroba, bałem się, że w końcu ze mną wygra a te leki nie wystarczą żeby mi pomóc, jednak ja nie chciałem latać dzień w dzień do szpitala, budząc tym podejrzenia innych.
Po trzecie, żadnych przyjaciół, znajomych, związków. Co jeśli umrę? Nie chciałem walczyć dla kogoś. Walka dawała nadzieję, ta jednak przynosiła tylko gorszy ból po porażce. Nie mogłem pozwolić by ktoś za mną tęsknił. Wiedziałem jak boli strata ukochanych osób, bo pomimo, iż nie wiedziałem ( czyt. nie pamiętałem) jak zmarli moi rodzice, brakowało mi ich każdego dnia bardziej.
Poza tym nauka, chciałem mimo wszystko mieć dobre stopnie, żeby nikt nie musiał się za mnie wstydzić, lub żebym raczej ja nie musiał wstydzić się za siebie. Mój świat, do końca.
- Ty, może byś się łaskawie przesunął, nie widzisz, że jakimś cudem, zajmujesz MOJE miejsce? - zerwałem się na równe nogi, gdy moich uszu dobiegł obcy głos.
Tak szybko wpadłem w tarapaty?
Spojrzałem w górę widząc burzę czarnych włosów, ciemne oczy i ogromne mięśnie. Przełknąłem gulę w gardle, przyjaciółmi to my raczej nie zostaniemy.
Chłopak pchnął mnie gwałtownie do tyłu, a ja cofając uderzyłem o kosz na śmieci. - Nie słyszałeś?! - podniósł głos - Zadałem Ci pytanie - w głowie kłębiło mi się od myśli, byłem zwyczajnie za słaby by z nim walczyć a z tego co widziałem na pomoc kogoś innego nie miałem co liczyć, no prawie... Gdy drzwi się otworzyły a ja zobaczyłem w nich znajome blond włosy, moje serce niemal zabiło mocniej pełne nadziei. Chłopak spojrzał na mnie, niemal natychmiast zbliżając się w moją stronę.
- Hej, może zacząłbyś się czepiać kogoś swojego wzrostu i rozmiaru? No chyba, że się boisz! - blondyn krzyknął do czarnowłosego, który spojrzał na niego z wściekłością. Przypominał mi trochę byka, który właśnie ujrzał czerwoną płachtę. - No choć, ze mną nie staniesz do walki? - chłopak go zachęcał i jakby czerpał z tego przyjemność.
Mnie jednak poniosły nerwy... Serce waliło mi szybciej niż powinno, przez co zdążyłem jedynie zrobić krok do tyłu i upadłem na ziemię.

***

Ocknąłem się na łóżku, jednak chwilę zajęło mi uporanie się z faktem, że to łóżko należało właśnie do mnie.
- Cholera - jęknąłem cicho czując okropny ból w czaszce.
- O witaj śpiąca królewno - uśmiechnął się blondyn, kiedy się podniosłem.
- Przepraszam...- wydukałem ciężko i usiadłem na skraju łóżka. - Nic Ci nie jest? - spytałem przypominając sobie ostatnie sceny sytuacji rozgrywającej się na dworze.
- Mi? Nie, jest spoko, tylko tamten chłopak, szybko się nie pozbiera - uśmiechnął się dumny z siebie - A Ty? Czemu zemdlałeś? - spytał. W głowie pojawiła mi się nieprzyjemna myśl, że nikomu mam nie ufać.
- Ja.. No ten... - próbowałem wymyślić coś na szybko, ale nic nie przyszło mi do głowy, więc odparłem tylko zwykłe: - Źle się poczułem - stwierdziłem, a Ashton skinął głową ze zrozumieniem.

Ashton?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz