środa, 24 października 2018

Od Scarlett c.d. Thomasa

1 komentarz:
Nie byłam pewna, jak opisać uczucia, które targały mną w tamtym momencie. Coś na kształt podekscytowania łączącego się w perfekcyjnie chaotycznej mieszance z radością, ale i ze stresem. Nie miałam zbyt wielkiego doświadczenia z chłopakami – prawdę mówiąc, było ono zerowe, bo ze względu na częste przeprowadzki nigdy nie chciałam się angażować w jakiekolwiek związki. Samą rozmowę z płcią przeciwną odbierałam jak wędrówkę po cholernie cienkim lodzie, jednak za tak samo niebezpieczną przeprawę uważałam wszystkie rozmowy z kimkolwiek, a tym bardziej zawiązanie znajomości, więc cóż, kto by się dziwił. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego to Sallei zagarnęła dla siebie całą porcję pewności siebie, kiedy ja również powinnam dostać choć odrobinkę. Życie nie lubiło mnie od początku.
Thomas emanował czymś, co powodowało, że potrafiłam wyjść ze swojej strefy komfortu. Nie, "wyjść" to zdecydowanie zbyt duże słowo. Raczej ukradkiem, jednym okiem za nią wyjrzeć, ale hej, małymi kroczkami do celu. Wracając do chłopaka – sama nie wiedziałam, czym owe "coś" było. Może jakieś pozytywne wibracje? Rozmyślanie przerwał mi męski głos; z delikatnym uśmiechem zadarłam głowę ku górze, a po krótkiej wymianie zdań, ruszyliśmy przed siebie w stronę jakiegoś lokalu. Dopiero gdy usłyszałam o jedzeniu, poczułam, jak moje kiszki płaczą z głodu.
— Jak tu pięknie. — widok, który powoli rozciągał się przede mną, gdy doszliśmy w odpowiednie miejsce, dosłownie zaparł mi dech. Moje związanie z naturą było oczywiste; od pierwszych dni uczyłam się szanować ją i podziwiać każdy, nawet najdrobniejszy element. Ludzi najczęściej zachwycały olbrzymie wodospady ze swą tajemniczą aurą, ośnieżone szczyty drapiące kopułę nieba lub nieskończone ogrody z kwiatami mieniącymi się najpiękniejszymi barwami; nikt nigdy nie dostrzegał małej biedronki pędzącej po źdźble trawy, nikt nigdy nie słyszał cichego śpiewu niewielkiego ptaszka, zapewne tęskniącego za swym ukochanym, nikt nigdy nie czuł zapachu rosy o poranku – a to właśnie te rzeczy zachwycały najbardziej. Wystarczy tylko trochę wysiłku, by odkryć piękniejszy świat na nowo.
— Wiem, dlatego cię tu zabrałem — Thomas powiedział z wyraźną satysfakcją w głosie. Zaczęliśmy szukać miejsca, gdzie moglibyśmy coś przekąsić. Z każdą chwilą czułam się przy chłopaku coraz swobodniej i naprawdę nie miałam pojęcia, jak on to robił. Potrafiłam nawet z nim rozmawiać, nie jąkając się co parę sekund!
— Wybierz, co uważasz — odparłam, gdy otrzymałam propozycję zdecydowania, do którego lokalu wejdziemy. Nigdy nie byłam dobra w decyzjach i nawet tak błahe wolałam zostawiać komuś innemu. Poza tym każde jedzenie w akompaniamencie szumu wody oraz dźwięków wydawanych przez odpływające statki wydawało się idealną opcją.

<Thomas? Proszę o odpowiedź jeszcze w roku 2018!! XD>

sobota, 4 sierpnia 2018

Od Thomas'a CD Scarlett

Brak komentarzy:

Dzwonek kończący ostatnią lekcję - najpiękniejszy odgłos jaki tego dnia było mi dane usłyszeć. No może po za słodkim głosikiem Scarlett, którym już za chwilę znów będę mógł się zachwycać. Zarzuciłem na ramię torbę i przepychając się łokciami wśród pozostałych uczniów wychodzących z klasy, skierowałem kroki w stronę głównego wyjścia. Gdy tylko znalazłem się na zewnątrz podziękowałem w duchu Bogu za tak piękną pogodę, o co ostatnimi czasy było trudno. Uśmiech na mojej twarzy urósł jeszcze bardziej gdy tylko zauważyłem Scarlett. Stała kilka kroków ode mnie, na uboczu by nie zostać zmasakrowana przez tłum. Rozglądała się niecierpliwie.
- Szukasz kogoś? -spytałem stając ramię w ramię z blond włosą niewiastą i udając, że tak jak ona przeszukuję wzrokiem tłum.
Dziewczyna roześmiała się, a był to śmiech tak zaraźliwy, że mi się udzielił.
- Dobra, chodźmy już -złapałem Scar za nadgarstek i poprowadziłem w stronę bramy- Głodny jestem.
- Ja też -odparła dziewczyna zakładając włosy za ucho- Skoczymy coś zjeść?
Nieśmiało spojrzała na mnie i zdałem sobie sprawę, że wcześniej nie zwróciłem uwagi na śliczny kolor jej oczu. Mógłbym w nie patrzeć godzinami.
- To też -przyznałem, bo jeśli w najbliższym czasie czegoś nie zjem, to to spotkanie nie skończy się dobrze.
W moim przypadku powiedzenie "gdy człowiek głodny, to zły" to mało powiedziane. A wolałbym nie psuć dzisiejszego spotkania swoim gburowatym zachowaniem- Zabieram cię nad zatokę. Byłaś tam kiedyś?
Scarlett pokręciła głową.
- To nie dobrze -zacmokałem- Spodoba ci się.

Scarlett? Jedno opko rocznie xDDD świetny wynik

sobota, 10 czerwca 2017

Od Scarlett C.D Thomasa

Brak komentarzy:
Na mojej twarzy zagościł niewielki uśmiech, bo wiadomość od Thomasa dodała mi pewności siebie. Otarłam pojedynczą łezkę, które zdążyła jeszcze spłynąć po moim policzku. Ponownie spojrzałam do lustra - wyglądałam, delikatnie mówiąc, strasznie. Zacisnęłam usta, powtarzając w głowie jak mantrę słowa "jesteś silna, Scar". Sięgnęłam do torebki i wyciągnęłam z niej potrzebne mi kosmetyki, w końcu musiałam doprowadzić się do jakiegoś porządku.
Po kilkunastu minutach wyszłam z łazienki; do końca lekcji pozostało mi kilka minut, więc stwierdziłam, że na nią nie pójdę. Włóczyłam się po korytarzach, a gdy zadzwonił dzwonek, udałam się stronę sali, gdzie miałam mieć biologię.
Na lekcji jednak nie mogłam się skupić. Przygryzałam wargę na myśl o spotkaniu z Thomsasem, oh, wyglądał na takie uroczego.
- Panno Blackfyre, czy chociaż na chwilę mogłaby pani zacząć uważać? - usłyszałam ostry głos nauczycielki. Skuliłam się w ławce i pospiesznie przeprosiłam. Bum. I tak właśnie calutka pewność siebie z powrotem powędrowała gdzieś daleko. Ah, ależ długo mogłam się nią cieszyć, fantastycznie.
Do końca lekcji siedziałam jak trusia w ostatnich ławkach i starałam się wyostrzyć wszystkie zmysły, by zrozumieć jak najwięcej z każdej lekcji. Jednak gdy spojrzałam na zegar i dostrzegłam godzinę 13:45, moje myśli wróciły do Thomasa. Przesiedziałam te ostatnie piętnaście minut jak na szpilkach, a słysząc dzwonek, jako pierwsza się zerwałam i wyszłam z sali. Na chwilę musiałam przystanąć i wziąć głęboki oddech, bo cóż, serce waliło mi jak oszalałe. Kiedy stwierdziłam, że nie wyglądam już jk chomik po wypiciu trzydziestu energetyków, ruszyłam w stronę wyjścia ze szkoły. Poprawiłam jeszcze włosy i przekroczyłam próg, od razu wśród tłumu wypatrując Thomasa.

<Thomas? ^^>

poniedziałek, 31 października 2016

Od Thomasa C.D Scarlett

Brak komentarzy:

- Muszę wyjść do toalety! -poprosiłem nauczyciela podnosząc się od razu z krzesła nie dając mu tym samym innego wyboru jak tylko pozwolić mi wyjść.
Profesor znudzony machnął tylko ręką. I tak ma jeszcze ponad dwadzieścia innych ofiar, które może zamęczać swoimi pytaniami.
Gdy tylko zniknąłem za drzwiami odetchnąłem z ulgą. Ten kto wpadł na pomysł by uczyć w szkole fizyki chyba nie wiedział co robi. Albo bardzo nienawidził młodych ludzi. Z resztą teraz i tak nie miało to większego znaczenia.
Podreptałem korytarzem do łazienki. Zamknąłem za sobą drzwi ale zamiast wejść, do którejś z kabin oparłem się o zlew. Nie przyszedłem tu za potrzebą - chciałem po prostu by natrętny głos profesora zniknął z mojej głowy. Sięgnąłem ręką do tylnej kieszeni jeansów i wyjąłem komórkę. Od razu zauważyłem nieodebraną wiadomość. Szybko kliknąłem palcem na dymek by wyświetlić treść sms-a. Te kilka krótkich linijek tekstu wywołały radość na mojej twarzy. Propozycja spotkania pochodziła od nieznanego numeru, teraz widniejącego w moich kontaktach jako "Scarlett".
Ja: Spotkałbym się z Tobą nawet i w tym momencie. O której kończysz lekcje?
Na odpowiedź nie musiałem długo czekać. Już po chwili telefon zawibrował a ja zacząłem czytać treść wiadomości.
Scarlett: Po 14. Muszę zostać na dodatkowe zajęcia.
Ja: Oj maleńka, nic tylko ci współczuć c: Kończę za pół godziny, wpadnę po cb pod szkołę.
W odpowiedzi dostałem krótkie "ok". Schowałem telefon do kieszeni i powróciłem do smutnej rzeczywistości. Nie mając innego wyjścia wyszedłem z łazienki i leniwym krokiem skierowałem się do klasy.

Scarlett? <przepraszam, że takie krótkie ale muszę się rozkręcić>

Od Scarlett C.D Thomasa

Brak komentarzy:

Zaczęłam przeciskać się przez tłum. Akurat miałam okienko, więc zmierzałam w stronę klasy Sallei. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy spojrzałam na swój nadgarstek, gdzie znajdował się numer telefonu. 
-Tak w ogóle, jestem Thomas!-usłyszałam jeszcze krzyk chłopaka. Odwróciłam głowę, by ostatni raz na niego spojrzeć, ale zniknął gdzieś w tłumie. Westchnęłam cicho, a moje myśli krążyły tylko wokół spotkania, które zaproponował. 
Udałam się pod salę lekcyjną mojej siostry. Zmarszczyłam brwi, gdy zauważyłam, że nie stoi ze znajomymi jak zwykle. Przełamałam swoją nieśmiałość i podeszłam do dziewczyny, którą znałam najlepiej. Często bywała u nas w domu, nieraz też ze mną rozmawiała.
-Hej, Katy, nie wiesz może, gdzie jest Sal?-mruknęłam w jej stronę. Szatynka posłała mi szeroki uśmiech i odgarnęła z twarzy swoje loki, po czym odparła:
-Poszła cię szukać.
-A wiesz, w którym kierunku poszła?-uniosłam brew. Zaczynałam się już stresować, bo w naszym kierunku zmierzała grupka chłopaków z klasy Sal. Przygryzłam wargę ze zdenerwowania. Nie lubiłam ich. Zawsze byli wulgarni i tacy pewni siebie, wydawało im się, że mogą mieć każdą dziewczynę. Jeden z nich próbował poderwać nawet mnie, w ten nieprzyjemny sposób, ale wtedy w mojej obronie stanęła Sallei.
-Chyba na dół-odparła szatynka, nie zwracając już na mnie zbyt dużej uwagi. Przytaknęłam i szybko odwróciłam się na pięcie. Ruszyłam przed siebie, nie odwracając się. Nie miałam najmniejszej ochoty łapać kontaktu, chociażby wzrokowego, z tamtymi typkami.
Zbiegłam po schodach, by znaleźć się na innym korytarzu. Od razu zauważyłam płomiennie rude włosy mojej siostry.
-I co, przeżyłaś?-zapytała ze śmiechem, gdy mnie zobaczyła. Nie byłam pewna, czy od razu opowiedzieć jej o Thomasie. Postanowiłam więc zataić moje spotkanie z nim. 
-Tak, ostatnio daję sobie jakoś radę-powiedziałam i rozejrzałam się, czy nikogo prócz nas nie ma na korytarzu. Na szczęście byłyśmy same.-Nie idziesz na lekcje?
-Oj, jak się spóźnię o paręnaście minut, to nic się nie stanie-machnęła ręką, równocześnie marszcząc delikatnie nos. Gdy otwarła usta, żeby coś powiedzieć, zmarszczyła brwi. Chwyciła mój nadgarstek, bo zapomniałam go jakoś za sobą schować.
-Co ty robisz?-zapytałam, próbując wyrwać rękę ze stalowego uścisku siostry. Bezskutecznie, ona zdecydowanie miała dużo siły.
-Co to jest?-fuknęła.
-Nic.
-Scarlett, wiesz, że jakbyś miała jakieś problemy, to masz mi mówić-powiedziała zirytowanym tonem. Wyrwałam rękę i osunęłam się od niej. Ogarnęła mnie nagła fala gniewu i irytacji.
-Dlaczego z ogóry zakładasz, że mam jakiś problem?-syknęłam.-Mam siedemnaście lat i naprawdę potrafię sobie radzić w szkole!
-W takim razie, co do cholery, masz na ręce?
-Numer telefonu! Nie widzisz?
-Czyj?-założyła ręce na piersi, a z jej oczu mogłam wyczytać, że była na mnie wściekła.
-Chłopaka, Sal, chłopaka. 
-Ty i chłopak?-zaśmiała się ironicznie, a moja fala gniewu natychmiast mnie opuściła, dając miejsce smutkowi. Naprawdę wielkiemu smutkowi. Zawiodłam się na mojej własnej siostrze.
-Tak, bo muszę cię zdziwić, ale nie tylko ty masz prawo do życia towarzyskiego, Sallei-powiedziałam cicho, po czym po prostu odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie, pozwalając niedużym łzom powoli spływać po moich policzkach. Słyszałam, że Sal próbuje mnie jakoś przeprosić, ale nie miałam ochoty jej słuchać. 
Skierowałam się w stronę łazienki. Spojrzałam do lustra i wzięłam parę głębokich wdechów. Moja własna siostra mnie wyśmiała. Naprawdę nie sądziłam, że dożyję takiego dnia. 
Wyciągnęłam z tylnej kieszeni spodni komórkę. Zmarszczyłam brwi, patrząc na numer telefonu Thomasa. Postanowiłam przez chwilę nie zastanawiać się, co będzie potem i po prostu napisałam do niego smsa.
"Wiem, że masz teraz lekcje, więc nie dzwonię, żeby ci nie przeszkadzać, ale o której chciałbyś się spotkać?
Scarlett xx"

Thomas?

Od Thomasa C.D Scarlett

Brak komentarzy:


- Nie ma sprawy -odwzajemniłem jej uśmiech, choć mój był o wiele szerszy i wykazywał większą pewność siebie. 
Dziewczyna wydawała się być bardzo nieśmiała a mnie w pewnym sensie to zaintrygowało. Chciałem dowiedzieć się o niej czegoś więcej ale jednocześnie nie chciałem wpakować ją w kolejne problemy. 
- Może.... W ramach przeprosin dasz się namówić na kolację? -spytałem 
Scarlett spojrzała na mnie nadal przyciskając dłoń do czoła. 
- Ale... -zaczęła ale natychmiast jej przerwałem domyślając się o co chce zapytać. 
- Nie, nie teraz. Wieczorem, po szkole -nie zdejmowałem ani na chwilę wzroku z jej bladej twarzy- Co ty na to? 
- Jasne -odpowiedziała znów lekko rozchylając usta w uśmiechu. 
- Super. To dam ci swój numer, jakoś się zgadamy.
Pożyczyłem od siedzącej nieopodal nas na schodach dziewczyny długopis i łapiąc Scarlett za nadgarstek zacząłem zapisywać na jej skórze cyfry tak wyraźnie jak mogłem. Moje pismo nie należało do najpiękniejszych. 
- Proszę. Jesteś pewna, że nie potrzebujesz pielęgniarki? -spytałem.
- Nie, w porządku -odparła spoglądając na "wytatuowany" numer telefonu. 
- To dobrze. Nie chciałbym cię mieć na sumieniu -zaśmiałem się i gdy dziewczyna już miała coś odpowiedzieć przerwał nam dzwonek. 
Jak zawsze w najmniej odpowiednim momencie. Zerwałem się z miejsca, bo właśnie miałem mieć matematykę, przedmiot na którym nawet zwykłe spóźnienie grozi tym, że będziesz gnojony przez profesora do końca swoich dni w tej akademii. Biegnąc po schodach do drzwi odwróciłem się jeszcze by zerknąć na znikającą w tłumie Scarlett. Wypowiadając sobie w myślach jej imię uświadomiłem sobie, że chyba nie podałem jej swojego. Starając się przekrzyczeć rozgadany tłum ostatni raz zwróciłem się do dziewczyny. 
- Tak w ogóle jestem Thomas! -przycisnąłem dłonie do ust by wzmocnić głos- Możesz mnie zapisać jako "chodzące nieszczęście"!
Kilka osób stojących najbliżej mnie, głównie chłopaków z mojej klasy, parsknęło śmiechem. Nie powinno ich to jednak dziwić, bo byłem wśród swoich rówieśników uważany za zwykłe tornado, które niszczy i sprowadza nieszczęścia na wszystko wokół. Miałem nadzieję, że nowo poznanej dziewczynie nie będzie to przeszkadzać. 

Scarlett?

niedziela, 23 października 2016

Od Sallei C.D. Laurence'go

Brak komentarzy:
Wstrzymałam oddech, widząc, jak Laurence odwraca się na pięcie i odchodzi. Ciężko było mi wykrztusić jakiekolwiek słowo, tym bardziej po tych wszystkich wydarzeniach w nocy. Otworzyłam usta, chcąc krzyknąć za odchodzącym chłopakiem, zatrzymać go, powiedzieć mu, że to wszystko nieprawda, a ja jestem mu bardzo wdzięczna. Poczekałam chwilę, nie mogąc dobrać słów, aż w końcu zdecydowałam się na zwykłe:
- Dziękuję! - krzyknęłam zduszonym głosem, ale nie odwrócił się; nie wiem, czy mnie zignorował, czy po prostu nie usłyszał.

***

Pokój był pusty. Łóżko Laurence'go idealnie pościelone. Ogólnie w całym pomieszczeniu panował niezmącony żadnym defektem idealny porządek. Irytowało mnie to.
Głupia szkoła.
Głupi ludzie.
Po kiego wuja robili ten cholerny remont? Mogłabym sobie teraz spokojnie siedzieć w moim starym pokoju razem ze Scarlett. Gadałybyśmy o życiu, o chłopakach, o nowinkach szkolnych... Może bawiłybyśmy się z naszymi psami w parku...?
Ale nie! Musiałam trafić z nim do jednego pokoju! Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Wciąż czułam się obrzydliwie urażona tym, że nazwał mnie głupią, podłą suką. Z drugiej jednak strony byłam mu wdzięczna za pomoc... W sumie, koniec końców, sama nie wiedziałam, co powinnam o nim myśleć i co on myśli o mnie. 
Wstałam, by leniwie doczłapać się do drzwi i ostatecznie wyjść z pokoju. Ta nuda mnie już szczerze nużyła, a nie chciało mi się iść do moich kolegów, więc wyszłam do parku - tam, gdzie byliśmy zaledwie dobę wcześniej.
Usadowiłam się na miękkiej warstwie mchu, tuż pod rozłożystym dębem. Zagwizdałam przeciągle, przypominając sobie, że gdzieś tutaj powinna grasować moja najlepsza przyjaciółka.
- Lady - uśmiechnęłam się szczerze na widok wilczycy. Wtuliłam się w jej puszystą sierść, przeczesując ją palcami - Dawno cię nie widziałam, śliczna.
Wciąż było mi żal, że nie mogłam trzymać jej w szkole. Była przeuroczą i milusińską psiną, a jednak dyrektor kazał mi się jej pozbyć przed dwoma laty. Na nic tłumaczenia, że ugryzła tamtego gnojka dlatego, że mnie zaatakował - grono pedagogiczne wspaniałomyślnie stwierdziło, że Lady nie powinna mieć jakiegokolwiek kontaktu z uczniami. Nikt - oprócz mnie i siostry - nie wie więc, że lata sobie głównie po lesie niedaleko parku, a i ja - od czasu do czasu - przynoszę jej coś do jedzenia.
Przesiedziałam więc, razem z moim pupilem, pod drzewem jeszcze jakieś pół godziny - do czasu, aż zrobiło mi się nieco chłodno. Nie chciałam rozstawać się z moją prześliczną psiną, chociaż wiedziałam, że musiałam.
A może nie musiałam?
Może trzeba było użyć trochę sprytu?

***

To był jeden z tych momentów, podczas których przydawało się boczne wejście. Przemknęłyśmy szybko przez korytarz, omijając szerokim łukiem gawędzące na jednej z ławek sprzątaczki. Omijałyśmy wszystkie miejsca, gdzie był monitoring, aż wreszcie, ku mojej uciesze, dotarłyśmy do pokoju. Wciąż był pusty. Gdzie on się podział? Nie wydawał się być osobą mającą JAKIEKOLWIEK życie towarzyskie.
- No dobra, mała - pogłaskałam ją za uchem - Nie wychodzisz. Nigdzie. Wiem, że potrafisz otwierać drzwi, ale nie wychodź. Wciąż nie możesz tu być, ale będziesz się tu kryła. Na dwór będziemy wychodzić w nocy, kiedy nikogo nie będzie, dobra? Jesteś tu w tajemnicy.
Lady wskoczyła na moją kanapę, a ja usiadłam obok niej. Wtedy właśnie zauważyłam, jak bardzo urosła - zdecydowanie przerastała przeciętnego wilka. Położyłam na niej głowę, a ona wtuliła pysk w moje ramię. Wzięłam mój pamiętnik i zaczęłam pisać, kiedy usłyszałam, jak drzwi do pokoju się otwierają.

Laurence? Wybacz, że takie słabe i krótkie~ brak weny :v