piątek, 29 lipca 2016

Od Ashton'a C.D Aaron'a

Po tym jak Aaron wyznał mi, że jest aniołem zatkało mnie. Gdyby nie to, że już zdążyłem go w miarę polubić, a przynajmniej nie uznawałem go za skończonego idiotę zapewne wydarłbym się na niego, że takie białoskrzydłe pokraki nie będą mieszkać w moim pokoju. Bo to nie było normalne, by upadły i anioł mieszkali razem. Przecież to zupełne przeciwieństwo. Ale skoro nie był taki najgorszy....miałem go stąd wywalić tylko ze względu na rasę? Gdy jednak spytał kim ja jestem odparłem wymijająco, że aniołem. Ale takim wyjątkowym...
Aaron wyszedł się przejść a ja zacząłem krzątać się po pokoju. Nie miałem za dużo do roboty więc po jakimś kwadransie również wyszedłem na dwór.  Boisko jak zwykle było zatłoczone ludźmi. Przeszedłem wzdłuż niego od niechcenia sprawdzając jak idzie im gra. Nie zdołałem jednak nic wychwycić przez dzikie okrzyki, więc ruszyłem dalej. Przeszedłem zaledwie kilka kroków a już usłyszałem wściekły krzyk. Nie od razu go poznałem. Dopiero gdy przeszedłem na drugą stronę szkolnego podwórka zauważyłem, że to ktoś z mojej klasy. Nie pamiętałem imienia, bo i tak nie jest mi do niczego potrzebne. Z groźną miną zbliżał się do Aaron'a z zamiarem pobicia go. Aż się uśmiechnąłem. Szybko jednak zmazałem radość z twarzy i spokojnym krokiem zbliżyłem się do tej dwójki. Stanąłem między aniołem i tym napakowanym byczkiem po czym zacząłem go drażnić zachęcając do bójki. Kochałem się bić. On zresztą też dlatego zabawa była jeszcze lepsza. Szybko dał się sprowokować. Okładaliśmy się pięściami dobrą chwilę aż ten stanął jak wryty i mrucząc "O kurwa" uciekł. Patrzyłem za nim nie wiedząc o co chodzi.
- Okey....-powiedziałem sam do siebie i odwróciłem się w stronę milczącego dotąd Aaron'a, który...leżał na ziemi.
No tak. To dlatego tamten uciekł. Żeby nie poszło na niego. Tylko co mu się stało? Kucnąłem przy aniele i uderzyłem go lekko w policzek. Nic. Krzyki w stylu "Obudź się! Co ci jest?" też nie działały. Wziąłem go więc za ramiona i rozkładając skrzydła wzbiłem się w powietrze. Nie chciałem ryzykować, że ktoś mnie zobaczy. Bo to nie pierwsza tego typu akcja gdy niosę nieprzytomnego do swojego pokoju. Już wcześniej dwa razy mi się to zdarzyło....
Aaron ocknął się pół godziny później. Chwilę leżał gapiąc się w sufit. Gdy spytałem go co się stało odpowiedział, że źle się poczuł. Pokiwałem głową. To po to pewnie brał te tabletki. Jak na moje oko mało one skuteczne skoro po kilkunastu minutach po zażyciu się mdleje. Ale nie moja sprawa. Choć ciekawiło mnie co mu jest i dlaczego nie chciał mi wyjawić co to za tabletki.
- Ale już ci lepiej? -spytałem patrząc na niego.
Był nieco bledszy niż zwykle. Mimo to pokiwał głową. Wstałem z fotela i przechodząc przez salon dotarłem do kuchni. Tam napełniłem szklankę wodą i zaniosłem chłopakowi.
- Dzięki -mruknął biorąc do ręki naczynie.
Zbliżył je do ust i wziął dość spory łyk.
- A tak właściwie czego on od ciebie chciał? -zainteresowałem się
Aaron odstawił szklankę na stół i znów padł na łóżko.
- Zająłem jego miejsce
Zaśmiałem się lekko. No tak...bardziej głupiego powodu do wszczęcia bójki nie było...
- A nie mogłeś mu przywalić? -spytałem ale po chwili uświadomiłem sobie, że rozmawiam z aniołem.
Wiec nie. Nie mógł. Brunet wyczuł chyba, że sam znalazłem odpowiedź na pytanie. Milcząc przypatrywał się sufitowi. Zaczęło mnie zastanawiać dlaczego wszystkich, których do tej pory poznałem i polubiłem to były osoby zupełnie mi przeciwne. Takie, które się nie biją, mają dobre oceny....Mimo wszelkich wysiłków nie potrafiłem znaleźć na to odpowiedzi. Aaron wstał i niemrawo ruszył do łazienki. Zamknął się w niej a ja szybko podszedłem do szafki w której trzymał swoje leki. Korciło mnie by tam zajrzeć ale już raz tknąłem jego rzecz bez pozwolenia. Zacisnąłem dłoń na klamce ale nim się zdecydowałem dobiegł mnie  szum wody a potem szczęk zamka. Odsunąłem się od szafki opierając się o blat.
- Naprawdę nie możesz mi powiedzieć co to były za leki? -spytałem
Chłopak spojrzał na mnie przelotnie, a potem na szafkę, w której schował te pigułki.
- Nie...Mówiłem już.
Wzruszyłem ramionami i już otworzyłem usta by coś powiedzieć ale w tym momencie jakiś blondyn zajrzał do pokoju.
- Zapukać nie łaska? -spytałem głosem nieco wredniejszym niż zamierzałem.
- Dy...dyrektor....wzywa cię -wyjąkał i znikł.
Wymieniłem z Aaronem zaskoczone spojrzenia. Potem jednak sobie szybko uświadomiłem o co chodzi. Bójka...Tylko skąd wiedział? Chyba, że ta gnida na mnie doniosła. Jak widać za słabo mu przyłożyłem. Nie śpiesząc się wyszedłem na korytarz a potem skierowałem się do sekretariatu. Gdy tylko otworzyłem drzwi napotkałem trzy spojrzenia. Wściekłego dyrektora, zadowolonego z siebie kolesia który dostał ode mnie manto oraz sekretarka. Nieco zaskoczona sądząc po jej minie.
- Mógłbyś mi wytłumaczyć dlaczego pobiłeś Alex'a?
Aaa....więc to tak miał na imię.
- A czy Alex mógłby wytłumaczyć dlaczego nie opowiada całej historii od początku do końca tylko ten fragment, w którym wychodzę na brutala? -spytałem mierząc nastolatka lekceważącym spojrzeniem.
- O, to w takim razie słuchamy. Dlaczego to szanowny pan Ashton musiał użyć siły? Mam nadzieję, że wytłumaczenie będzie dobre.
Opowiedziałem mniej więcej jak to było pomijając fakt, że Aaron zemdlał. Byłem tu dopiero kilka tygodni ale już zorientowałem sie, że tego typu rzeczy trzeba zachowywać w tajemnicy przed dorosłymi. I nie tylko przed nimi.
- To zwykłe kłamstwo! Już mówiłem, że rzucił się na mnie bez powodu! -krzyknął Alex.
Przewróciłem oczami. Dyrektor za to nie do końca pewien kto mówi prawdę odchrząknął i odezwał się.
- No więc w takim razie, skoro obaj uczestniczyliśmy w bójce obaj poniesiecie konsekwencje. Teraz pójdziecie sobie razem z tymi orkami na śmieci za szkołę -podał nam czarne reklamówki- I wysprzątacie cały teren wokół szkoły.
- Od tego są chyba sprzątaczki -mruknąłem- Za to im się płaci, co nie?
- Nie mów do mnie jak o kolegi -oburzył się- Przypominam, że brałeś już udział w paru bójkach i nie masz zbyt dobrych ocen, więc uwaga z zachowania oraz jego obniżenie bardziej by cię pogrążyło.
Westchnąłem i wyszedłem na korytarz za Alex'em.
- Widzisz kablu! Przez ciebie będziemy latać z tymi worami -parsknąłem.

***

Sprzątanie zajęło nam trzy godziny. Głównie dlatego, że po za zbieraniem śmieci robiliśmy sobie przerwy na obrzucanie się wyzwiskami i pustymi puszkami po napojach. Tak więc dopiero wieczorem byliśmy wolni. Zaniosłem ostatni worek wypełniony śmieciami do kontenera i wszedłem do budynku. Ten idiota zmarnował mi całe popołudnie. Obiecałem mu że jeszcze mnie popamięta. Otworzyłem drzwi do swojego pokoju a tam zastałem grającego na gitarze Aaron'a. Widząc mnie natychmiast odłożył instrument na bok.
- Co tak długo? -spytał.
- Musiałem robić im za sprzątaczkę -mruknąłem- Czemu przestałeś? -zerknąłem na gitarę.
- Ja...gram tylko dla siebie. Nie chcę by ktoś tego słuchał -powiedział cicho.
- No weź -poprosiłem składając dłonie w błagalnym geście.

Aaron?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz