piątek, 29 lipca 2016

Od Aarona C.D Ashtona

Leżałem na łóżku wpatrując się w sufit. Zastanawiałem się czy to z mojej winy chłopak wpadł w tarapaty, czy też może stało się coś jeszcze. Czego by nie powiedzieć czułem się cholernie winny. Gdybym tylko miał więcej siły... Leniwie podciągnąłem się na łóżku odwijając nogawkę swoich spodni. Na mojej nodze widniał sporych rozmiarów siniak, fioletowej barwy.
Pewnie po zetknięciu z tym cholernym śmietnikiem.
Je*ana białaczka...
Niby najgorsze miałem za sobą, ale na każdej wizycie lekarskiej mówili mi, że mogę dostać ataku i umrzeć. A ja cholernie bałem się śmierci. Szkoda, że Anioły były śmiertelne, że cierpiały, chorowały, umierały tak, jak inni.
Chcąc odgonić od siebie przykre myśli wytarłem cisnące się do oczu łzy i podniosłem, schodząc z łóżka. Wziąłem swoją gitarę szukając w głowie pierwszej lepszej piosenki, do której znałem nuty. Zacząłem od samej gry, do której śpiew doszedł dopiero po czasie. Jednak zakończyłem go bardzo szybko, zdając sobie sprawę z tego, że ktoś jednak mógł mnie usłyszeć. To nie tak, że tego nie chciałem, tylko często śpiewałem o rzeczach, związanych ze mną, moją chorobą i faktem, że nawet nie mam z kim o tym porozmawiać.
A czy bym chciał? Oczywiście, że tak. Jednak nie mogłem nikomu zaufać, to prowadziło do przywiązania, a ja nie chciałem żeby skończyło się stratą. Gdy grałem, nawet nie zauważyłem kiedy Ashton znalazł się w pokoju. Kiedy jednak ujrzałem jego sylwetkę, zarumieniony odłożyłem gitarę i przestałem grać. Blondyn jednak zaczął przekonywać mnie bym to powtórzył.
- Dobra - roześmiałem się - Ale pod warunkiem, że Ty zagrasz mi pierwszy - mój towarzysz niemal natychmiast usiadł na swoim łóżku i chwycił gitarę. Zaczął natychmiast, jakby w głowie miał już ustaloną piosenkę a wszystko brzmiało tak... Niesamowicie i perfekcyjnie. Byłem poruszony przyglądając się jego palcom, tak sprawnie poruszającym się po strunach, jakby po nich pływały. To... Powinien uśłyszeć każdy, byłem ciekaw czy gra pod publikę ale za nic nie chciałem mu tego przerwać.
- Dobra. Teraz Ty - urwał nagle, a ja poczułem się jak kompletne beztalencie. Niczym była moja amatorska gra przy jego umiejetnościach.
- Ale... - zacząłem, chcąc się mimo wszystko wymigać.
- Nie ma ale - upomniał mnie - Obiecałeś - chłopak wymierzył w moją stronę oskarżycielsko palec a ja kompletnie zniechęcony wziąłem do ręki gitarę.
Mnie jednak nie pozwolono skończyć.
Jakoś w połowie mojej gry w drzwiach pojawiła się ciemnowłosa postać. Uniosłem głowę do góry i oniemiałem, trzeba było przyznać, że takiej urody nie da się zapomnieć.
- Szukam Aarona Cartnely- spojrzał na mnie piwnymi oczyma. - To Ty? - spytał na co skinąłem głową. - Świetnie, pozwól na zewnątrz - uśmiechnął się, ukazując dwa rzędy białych zębów.
- Nie gap się tak - Ashton uderzył mnie w żebra z trudem powstrzymując śmiech - To przewodniczący czy coś takiego, ale z tego co wiem jest zajęty - wyszeptał po czym zepchnął mnie z łóżka a ja posłusznie wyszedłem na zewnątrz. Okazało się, że chodziło tylko o moje koty, które już niedługo mogły do mnie wrócić i plan lekcji, którego nie odebrałem. Wróciłem do pokoju i odłożyłem wąską, białą kartkę na biurko.
- Wiesz, ja wychodzę, chyba się tu trochę rozejrzę. - mruknąłem cicho po czym bez słowa opuściłem pokój.

***

Wróciłem po kolacji, tym razem odważyłem się i coś zjadłem, udało mi się nawet poznać parę osób i nie umrzeć ze zdenerwowania, więc dzień ten spokojnie mogłem uznać za udany. Pokój jednak zastałem pusty, zbliżała się dwudziesta druga, słyszałem o ciszy nocnej i zastanawiało mnie, czy Ashtona ona w ogóle obchodzi. Mimo wszystko wrócił parę minut przed, a mi zrobiło się głupio, że tak pochopnie go osądziłem.
Jednak wrócił dokładnie w momencie gdy ja miałem zamiar wyjść pobiegać wiedziałem, że nie mogę, ale wiedziałem też jak ważne było to dla mojego zdrowia.
- Wychodzisz? - spojrzał na mnie zaskoczony.
- Idę tylko pobiegać, nocą robi się to lepiej. - uśniechnąłem się do niego. Wiedziałem, że nimomu nie powie.
- Czemu? - spytał zerkając na mnie. No dobra, że nie wyglądałem jak młody grecki Bóg wiedziałem doskonale.
- Bieg jest dobry na... - ugryzłem się w język w ostatniej chwili - Myślenie podczas zajęć następnego dnia. - dodałem żałując kolejnego kłamstwa.
- Jeśli chcesz to choć - uśmiechnąłem się do niego patrząc jak siada na łóżko. Cóż jakkolwiek bym go nie oceniał, na pewno wiedział jak wyjść stąd niezauważonym.

Ashton? Takie mało ambitne ale chyba mam pomysł xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz