sobota, 20 sierpnia 2016

Od Ashton'a C.D Aaron'a

Opierając się na ramieniu Aaron'a ruszyłem za nim. Nie byłem pewien czy dobrze robię. Byłem jednak szczęśliwy mając go przy sobie, mogąc go dotknąć, usłyszeć... Po tym jak go zostawiłem chciałem tylko zapomnieć. Wyrzucić wspólnie spędzone chwile z pamięci i pogodzić się, że nie mogę z nim być.
Teraz gdy zwracał się do mnie "Pan" jakbym był dla niego obcym człowiekiem bolało. Ale to co mówił bolało jeszcze bardziej. On nadal mnie kochał. I nie mogłem zaprzeczyć, że czuję to samo. Słysząc zadane przez niego pytanie poczułem napływające łzy. Już nie mogłem się pohamować. Bijące od niego ciepło, bluza okalająca moje ramiona, delikatny a zarazem silny dotyk jego rąk, które za nic nie pozwalały mi upaść przypomniały mi o tym jaki jest dla mnie ważny. Że nie mogłem go opuścić nie ważne co by było. Ryknąłem głośno i mocząc ramię bruneta swoimi łzami wszedłem za nim do hotelu.
W holu czułem na nas obce spojrzenia. Widok dwóch mężczyzn w opłakanym stanie wzbudził zainteresowanie wszystkich. Nie mogłem rozróżnić jednak żadnych twarzy, bo widok kompletnie mi się rozmazał. Jęknąłem lecz tym razem szybko przerwałem, bo ból spowodowany płaczem rozsadzał mi czaszkę. Aaron poprowadził mnie do schodów, a potem otworzył drzwi do naszego wspólnego pokoju.
Sekundę później nie pytając o jakiekolwiek pozwolenie zapach chłopaka wdarł mi się do płuc. Wytarłem ręką oczy. Tego miejsca jeszcze niedawno chciałem unikać do końca życia. Teraz gdy już się tu znalazłem nic by mnie stąd nie wyciągnęło. Chciałem tu zostać. Razem z ciemnookim, otoczony jego rzeczami i ciepłą kołdrą, pod którą spał każdej nocy. Brunet nadal mnie przytrzymywał i nawet gdy doprowadził mnie już do łóżka, nie chciał puścić. Nie widziałem czemu to zrobił. Czemu mnie obronił. Ja byłem gotów zostawić go na zawsze. Znów musiałem robić mu krzywdę. Westchnąłem. Nawet kiedy chciałem dobrze wychodziła z tego jeszcze większa szkoda. 
Zupełnie bezwładny i obdarty z sił zdałem się na ciemnookiego. Ufałem mu, wiedziałem, że nie zrobi mi krzywdy. Tulił mnie do siebie w sposób jaki matki zawsze tulą swoje dzieci. Objąłem go mocniej. Aaron był teraz moją rodziną. Nie mogłem go zostawić. Nigdy więcej nie mogłem popełnić tego błędu. Czułem jego oddech na swoim karku. Ścisnąłem powieki wyciskając z nich ostatnie łzy, które nieśpiesznie spłynęły po barku chłopaka, staczając się po jego plecach i znikając za koszulką, która teraz okrywała jego ciało. 
- Wiesz dlaczego chciałem Cię opuścić? -spytałem otwierając oczy i wpatrując się w drzwi do naszego pokoju.
Momentalnie przemieniły się one w te ze szpitalnej sali, przez które wybiegłem popełniając tym samym chyba największy błąd mojego życia. Przed oczami stanęła mi ta straszna scena. Jak biegłem korytarzem byleby tylko wynieść się stamtąd. Nie widziałem twarzy Aarona. W tamtym momencie nie chciałem jej przecież widzieć. Pragnąłem odejść.
- Ashton, ciii -mruknął łagodnie chłopak powodując przyjemne dreszcze na mojej skórze- Leż.
Wziąłem wdech i uśmiechnąłem się lekko. Był to uśmiech niemal niewidoczny i nawet w połowie nie wyrażał radości, która gościła teraz w moim sercu. Znów mówił do mnie po imieniu. Zupełnie ignorując to co powiedział ciągnąłem dalej.
- Zrobiłem to, bo nie mogłem dłużej znieść tego, ze przeze mnie musisz cierpieć. Za każdym razem gdy lała się z Ciebie krew, byłeś osłabiony, zamieniałeś się we wrak człowieka wiedziałem, że to przeze mnie. Nie mogłem wytrzymać poczucia winy. Miałeś być szczęśliwy i myślałem, że zostawiając cię robię dobrze. Że podjąłem dobrą decyzję. 
- Dobrą dla kogo? -jego pytanie unosiło się między nami.
Już otwierałem usta by powiedzieć "dla Ciebie" ale jakby odgadując moje zamiary odezwał się pierwszy.
- Nie mów, że dla mnie. Wiesz jak mi Ciebie brakowało? Te siniaki, strupy, strużki krwi, postrzały to  było nic w porównaniu z tym co czułem kiedy mnie zostawiłeś. To, że Leo zabił Nathaniela to nie była Twoja wina. Porwanie mnie przez Twoją siostrę też nie. Każdy odpowiada sam za to co zrobił. To oni podejmują za siebie decyzję, nie ty. Broniłeś mnie za każdym razem, a ja broniłem Ciebie jak tylko mogłem. Chciałem Cię chronić, być z Tobą, mieć Cię przy sobie, a Ty podjąłeś decyzję za nas dwoje kiedy odszedłeś. I nie była ona dobra dla żadnego z nas.
Choć niechętnie to zrobiłem, musiałem przyznać się sam przed sobą, że miał rację. Głupio zrobiłem. Zachowałem sie jak idiota, egoista...Znów musiałem wszystko spieprzyć. Czemu popełniam tyle błędów?
- Kocham Cię -wtuliłem się w niego mocniej- Nigdy Cię nie zostawię. Nigdy nie popełnię tego błędu. Przepraszam...
Jedna z Jego dłoni ujęła mój podbródek zmuszając mnie bym na niego spojrzał. Widziałem błąkający się po jego twarzy uśmieszek. 
- Ja Ciebie też -powiedział odgarniając mi z czoła włosy. 
Spojrzałem na niego a potem ująłem drugą dłoń i przyciągnąłem ją do siebie. Czułem pod palcami zaschłą krew. Spojrzałem na ranę i podskoczyłem przerażony. 
- Trzeba to opatrzyć -jęknąłem oglądając ranę.
Brunet wyrwał mi dłoń i objął ją mój kark.
- Zostaw, nie trzeba.
Chciałem protestować ale jego kojący głos był tak przekonywujący, ze nie nie mogłem się to tego zmusić. Westchnąłem kilka razy walcząc z pokusą złapania jego ręki i opatrzenia jej. Nim zdążyłem podjąć jakąkolwiek decyzję moje oczy spowiła ciemność.

***

Czując na skórze czyjś dotyk otworzyłem oczy i podniosłem głowę. Nie zdążyłem jednak nic zobaczyć, bo zraniona dłoń bruneta znów przycisnęła mnie do poduszki.
- Leż -uśmiechnąłem się słysząc czuły głos Aaron'a
Chłopak przyklejony do moich pleców jeździł palcem po moim karku. Jego powolne ruchy wywoływały u mnie dziwne dreszcze. Przypominało to nieco łaskotki ale nie powodowały szaleńczego śmiechu, ani nie zmuszały do ciągłego wicia się byle by tylko to ustało. Nie chciałem by przestał. Jego łagodny dotyk uspokajał i wprowadzał w dziwny trans. Czułem, że też się uśmiecha. Chciałem zobaczyć jego oczy. Odwróciłem się nieco niezgrabnie memląc przy tym kołdrę.
- Płakałeś? -spytałem gdy już moja twarz znalazła się tuż obok niego.
Szkliste oczy wpatrywały się we mnie intensywnie. Mokre policzki rozchyliły się gdy na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Nie...-zaprzeczył choć chyba zdawał sobie sprawę, że nie potrafił kłamać- Cieszę się, że tu jesteś. Brakowało mi Ciebie.
Zniżyłem nieco wzrok przenosząc go z ciemnych tęczówek na pełne, lekko różowe wargi. Nie mogąc się powstrzymać zatopiłem się w nich. Błądziłem dłonią po włosach bruneta, a ten odpłacał mi się tym samym. Pomyśleć, że przez swoją głupotę mogłem to stracić na zawsze. Odsunąłem się od niego i odrzucając kołdrę na bok zszedłem z łóżka. W łazience spędziłem dość dużo czasu. Głównie dlatego, że podczas mycia do głowy wpadała mi cała masa wspomnień z Aaronem w roli głównej. Każde z nich było jedyne w swoim rodzaju, każde zdarzyło się w innym miejscu a jednak było coś co je łączyło. Cichy śmiech bruneta. Jego melodyjny głos był czymś czego chciałem słuchać bez przerwy. Wytarłem ciało i włosy ręcznikiem po czym zacząłem się ubierać. Spędzenie trzech dni w tym samej brudnej i cienkiej koszulce oraz dresach odbiło się nieco na moim zdrowiu. Mimo to wolałem ignorować. Miałem to na własne życzenie. Najważniejsze, że mogłem teraz z powrotem założyć swoje rurki i szary T-shirt. Gdy świeży, umyty i uczesany wyszedłem z łazienki poczułem jak coś ląduje mi na twarzy. Gdy materiał zsunął się na podłogę ujrzałem czarny sweter. Spojrzałem pytająco na Aaron'a.
- Wiedziałem, że się porządnie nie ubierzesz -parsknął a ja zaśmiałem się słysząc ton jego głosu.
Podniosłem z podłogi bluzę i odrzuciłem ją chłopakowi. Ten jakby spodziewając się tego złapał ją i zaraz potem stał już dokładnie przede mną z uporem na twarzy. Zaczął siłą wciągać na mnie sweter a ja zbyt rozbawiony by protestować poddałem się dość szybko. Spojrzałem na niego. Aaron nadal był jeszcze w koszulce i bokserkach. Z rozczochranymi włosami i iskrzącymi w wyrazie dumy oczami wyglądał niezwykle pociągająco. Złapałem go pasie i przyciągnąłem do siebie.
- Dziękuję. Za wszystko.
Brunet poklepał mnie dłonią po plecach i zniknął w łazience. Westchnąłem. Zastanawiałem się co powinienem teraz ze sobą zrobić gdy mój wzrok napotkał gitarę stojącą w pod oknem. Nie był to mój instrument. Przygryzłem nerwowo wargę przypominając sobie o tym, że już dawno powinienem ją oddać staruszkowi, który mi ją pożyczył. Postanowiłem zrobić to jak najszybciej. Usiadłem na łóżku czekając aż ukochany chłopak się ogarnie. Nadal nie wierzyłem w to jakie mam szczęście mając go obok. Mógł wybrać sobie dowolnego człowieka na ziemi. Mógł być naprawdę z każdym, a wybrał akurat mnie. Choć tyle razy go zawodziłem, to nadal mnie kochał. Zamknąłem oczy napawając się tym cudownym uczuciem.
Kroki ciemnookiego rozległy się dokładnie w tym momencie gdy czułem, że zaraz znów bym zasnął. Spojrzałem na niego. Miał na sobie czarny sweter bardzo podobny do mojego. Zdałem sobie sprawę, że nie przypadkowo mi taki rzucił.
- Aaron, chciałbym dziś gdzieś z Tobą pójść -zacząłem po czym wyjaśniłem brunetowi z grubsza historię z gitarą.
Ruszyliśmy tam od razu. Aaron nie był głodny, a mnie jakoś nie chciało się jeść na myśl o tym dokąd idziemy. Czułem się nieco winny gdy kwadrans później ujrzałem żółte ściany schroniska. Tak strasznych rzeczy życzyłem tym wszystkim ludziom, nie traktowałem ich najlepiej a teraz musiałem tam wejść i jakby nigdy nic pokazać im wszystkim, że jestem szczęśliwym człowiekiem i mam wszystko o czym tylko można by pomarzyć.
Mam swojego chłopaka.
Najcudowniejszą osobę jaka kiedykolwiek chodziła po tym świecie.
Oni nie mają nic...
Wymieniłem z Aaronem spojrzenia i ten jakby wszystko rozumiejąc wyciągnął z kieszeni parę banknotów. Biorąc głęboki wdech  wszedłem do środka. Fala smrodu znów zaatakowała moje płuca. Ignorując to ruszyłem na przód. Mijając parę zaniedbanych kobiet wręczyłem im trochę pieniędzy. Rozpoznałem tam też staruszka, którego skrzyczałem gdy chciał mi oddać swoją kurtkę. Przeprosiłem go po czym dalej ruszyłem na poszukiwanie znajomej, pokrytej zmarszczkami twarzy.
Ujrzałem go chwilę potem. Krzyknąłem do niego a gdy tylko mężczyzna się odwrócił spojrzał na mie. Z początku było to karcące spojrzenie ale widząc, że mam w dłoni jego gitarę rozchmurzył się. Dopóki nie ujrzał Aarona. Zauważyłem, że wymienili ze sobą spojrzenia w taki sposób jakby już się skądś znali. Nim jednak zdążyłem o to zapytać brunet odwrócił się na pięcie i w popłochu wybiegł na zewnątrz.

Aaron?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz