piątek, 12 sierpnia 2016

Od Oscara cd Logan

-Wybacz. Mogę ci jakoś to wynagrodzić? - zapytałem.
-Nie trzeba. - powiedział
-To przynajmniej pozwól mi to opatrzeć. Dobrze?
-Na prawdę nie trzeba.
-Nie mogę zostawić w takim stanie kogoś, komu przed chwilą drzwiami wypieprzyłem.
Chłopak westchnął, ale po chwili kiwnął głową na znak, że okej. Wstał z ławki i udał się za mną do mojego pokoju. Gdy byliśmy na miejscu usiadł na fotelu, a ja zacząłem szukać apteczki. W końcu udało mi się odnaleźć apteczkę. Wyjąłem z niej gazę, wodę utlenioną oraz waciki. Wziąłem drugie krzesło i usiadłem przed nim. Nalałem trochę wody na wacik.
-Tak w ogóle to Oscar jestem. - powiedziałem przykładając wacik do rany chłopaka, przez co lekko syknął z bólu jak mi się wydawało.
-Logan. - powiedział.
-Nie jest tak źle. Do szpitala jechać raczej nie musisz. - oznajmiłem - Jeśli chcesz, dam ci jakiś środek znieczulający i nastawie ci kość. - uśmiechnąłem się.
-Chyba wolę jechaç do specjalisty. - powiedział - Ty kurs medyczny kończyłeś?
-Nie. Ale nie raz miałem do czynienia z wieloma przypadkami ran. Wiesz trudno jest się samego nie okaleczyć w moim przypadku.
-Jak to robisz tak łatwo?
-Wystarczy pomieszać kilka moich fiolek z płynami i wybuch gotowy. - zaśmiałem się kończąc czyszcić z krwi ranę. - Może cię przynajmniej zawieźć do tego szpitala? Chyba tylko tyle mogę zrobić.
-No dobra.
Chłopak trzymając gazę przy ranie szedł ze mną do auta.
-Nie boisz się ze mną jechać prawda? - zapytałem zatrzymując się w wyjściu do szkoły.
-A powinienem? - zapytał
-Nie. No co ty. - odparłem, przytrzymując drzwi chłopakowi. - Przynajmniej tym razem ci nimi nie walnę. - uśmiechnąłem się.
-Co prawda, to prawda.
Wsiedliśmy w końcu do auta, w sumie ignorowałem panującą burzę na dworze i tak pogoda nigdy mi nie przeszkadzała. Po dziesięciu minutach dojechaliśmy do szpitala.
-Siadaj, wypełnie papiery. - powiedziałem gdy weszliśmy.
-Okej. - odrzekł, trochę chyba zdziwiony moim zachowaniem.
Wziąłem potrzebne papiery od pielęgniarki i usiadłem na krześle obok Logana. Zacząłem wypełniać, o większość rzeczy pytałem chłopaka. Oddałem wypełnione papiery a po kilku minutach jakiś lekarz wyszedł z sali i powiedział:
-Logan Henderson.
-Tak. To ja. - powiedział chłopak wstając.
-Zapraszam do gabinetu.
Po trzydziestu minutach Logan wyszedł z opatrunkiem na nosie.
-Następnym razem uważaj na drzwi. - uśmiechnął się lekarz.
-To jak? Wszystko w porządku?  - zapytałem podchodząc do chłopaka.
-Nie licząc tego, że mam złamany nos, to tak. Wszystko w porządku.  - uśmiechnął się.
-Aż tak źle? - zapytałem - To ja tak mocno drzwi otwierałem, czy one są takie ciężkie?
-Któraś z tych opcji na pewno jest możliwa.
-Chodź, odwiozę cię. - powiedziałem kierując się do wyjścia.
Logan nie stawiając większych sprzeciwów poszedł ze mną. Gdy byliśmy już w drodze zapytałem:
-Mogę ci to jakoś wynagrodzić? W końcu złamałem ci nos drzwiami.

Logan?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz