czwartek, 11 sierpnia 2016

Od Ashton'a C.D Aaron'a

Obudziłem się ze strasznym bólem głowy. Nie otwierałem oczu. Powoli analizowałem co się w ostatnim czasie stało.....Aaron omal nie zabił trójki upadłych. Był gotów się tak dla mnie poświęcić. Po tym co mu zrobiłem. Po tylu krzywdach jakie mu wyrządziłem. Cieszyłem się, że mimo tylu błędów, które ciągle popełniam on mi wybacza. Nie byłem tylko pewien czy na to zasługuję.
Otworzyłem oczy. Moje spojrzenie natrafiło na biały sufit. Rozejrzałem się. Od razu rozpoznałem białe ściany, zapach tej sali i bruneta na łóżku obok. Chłopak był pogrążony w głębokim śnie więc nie chciałem go budzić. Podniosłem się i oparłem plecami o poduszkę. Nie byłem pewien jak się tu znalazłem. Po ataku upadłych wszystko pamiętałem jak przez mgłę. Spojrzałem na swoje ręce. Białe opatrunki okalały każdą nawet najmniejszą ranę. Najrozleglejsza była ta na ramieniu. Przy napięciu mięśni zaczynała dość mocno boleć. Westchnąłem. Nienawidziłem szpitali. Nie było żadnego konkretnego powodu, dla którego czułbym do tego miejsca niechęć ale po prostu zbyt kojarzyło mi się z bólem, śmiercią... A teraz także z Aaronem.
Ponownie na niego zerknąłem. Nie miałem żalu o to, ze mnie tu przyprowadził. Chciał dla mnie jak najlepiej. Szkoda, że nie mógłbym mu jakoś pomóc. Zabrać jego ból dla siebie. To było straszne patrzeć jak choroba go osłabia. I co najgorsze nie mogłem z tym nic zrobić.
Brunet poruszył się na łóżku i ziewnął. Gdy otworzył oczy i napotkał moje spojrzenie na jego twarz wkradł się uśmiech.
- Jak się czujesz? -spytał siadając i odgarniając poczochrane włosy z twarzy.
- W porządku -uśmiechnąłem się lekko
Między nami zapanowała głucha cisza. Czułem na sobie wzrok chłopaka. Dziwnie się z tym czułem. Ostatnio nie wyglądałem najlepiej i nie chciałem by widywał mnie w takim stanie.Wolałem wyglądać w jego oczach na silnego i pewnego siebie. Tymczasem leżałem na łóżku szpitalnym tuż obok niego tylko z powodu lekkich obrażeń.
- Jak ja się tu właściwe znalazłem? -spytałem
Aaron zaśmiał się. Zacząłem się zastanawiać czy nie zrobiłem czegoś idiotycznego. Ulżyło  mi więc gdy usłyszałem, że po prostu straciłem przytomność a on mnie tu przyniósł. Choć jednocześnie zaskoczyło mnie to skąd miał tyle siły.
- Ashton -zaczął i wyciągnął rękę w moją stronę- Chcę ci coś powiedzieć.
Spojrzałem na niego i złapałem za dłoń. Nie odrywał wzroku od moich oczu, a ja również nie odwróciłem głowy.
- Chciałbym żebyśmy stąd wyjechali -powiedział i zamilkł czekając na moją reakcję- Chcę byśmy zapomnieli o tym wszystkim. Żebyśmy się po prostu cieszyli z tego, że siebie mamy.
Zawsze chciałem wybrać się w jakąś daleką podróż. A mimo to nie mogłem się zmusić do uśmiechu. Chciał uciec ze szpitala. Pragnął cieszyć się z ostatnich chwil jego życia....
Wiedziałem, że choćbym nie wiem jak bardzo chciał nie będę mógł z nim jechać. A w każdym razie będę tam szczęśliwy. Każdy dzień będzie mi przypominał, że to może być jego ostatni.
Aaron musiał zauważyć niepokój na mojej twarzy, bo podniósł się z łóżka i usiadł na materacu przy mnie. Podkuliłem nogi by zrobić mu miejsce.
- Ashton, coś się stało? -spytał
Wpatrywałem się w pościel. Skoro to było jego ostatnie życzenie....Chciałbym żeby odszedł stąd szczęśliwy. Nie mógł przecież siedzieć w szpitalu aż do końca. Wysiliłem się na uśmiech. Może nieco sztuczny ale w tej chwili tylko taki potrafiłem przywołać na swoją twarz.
- Nie wszystko w porządku. To gdzie jedziemy?
Brunet badał mnie wzrokiem ale zachowałem pozory spokoju.
- Właśnie o to chciałem cię spytać -powiedział w końcu
Zamyśliłem się. Nie miałem pojęcia dokąd mielibyśmy się wybrać. Nagle jednak przyszło mi coś do głowy. Z ekscytacją w głosie zacząłem opowiadać,
- Chciałbym cię zabrać do Australii. Tam się urodziłem, mógłbym ci pokazać wiele ciekawych miejsc... Zatrzymalibyśmy się w Sydney. Oh, Aaron to zajebisty pomysł z tą podróżą! -wykrzyczałem i rzuciłem się chłopakowi na szyję.
- Ale musisz chyba kupić sobie kilka rzeczy, nie sądzisz? -spytał odsuwając swoją twarz od mojego ramienia.
- Tak, wszystko kupię dziś, nie martw się -zbyłem to i znów go do siebie przyciągnąłem.
Złączyłem nasze usta czując zarówno niesamowite szczęście jak i smutek. To się niedługo mogło skończyć. I nic nie było w stanie odciągnąć mnie od tej myśli.

***

Po południu wróciłem do akademii by zabrać z szafki swoje ostatnie oszczędności. Aaron pożyczył mi trochę kasy ale nie czułem się z tym dobrze. W każdym razie musiałem coś kupić. Na mieście spędziłem ponad trzy godziny i do szkoły wracałem cały obładowany w torby wypchane po brzegi ubraniami, kosmetykami a także jedzeniem. Chciałem zanieść coś Aaronowi, bo zapewne te jego szpitalne obiady nie należą do najlepszych.
Odstawiłem torby na łóżko i rozpakowałem jedynie tą z prowiantem. Miałem w niej tylko colę oraz pizzę. Była jeszcze ciepła. Biorąc te rzeczy do ręki wyleciałem przez okno i wróciłem do szpitala.
- Hej, Aaron, zobacz co mam! -krzyknąłem wchodząc do środka
Brunet uśmiechnął się i przesunął nieco by zrobić na łóżku miejsce na pudełko. Odstawiłem je po czym nalałem do dwóch plastikowych kubków coli. Ciemnooki nie jadł zbyt dużo. Ja wręcz przeciwnie. Po miesiącach na suchym chlebie cieszyłem się, że mam w gębie coś tak pysznego.
- To jak? Kiedy wyjeżdżamy? -spytałem przełykając kolejny kęs.
Aaron odstawił kubek i spojrzał na mnie w zamyśleniu.
- Chciałem jak najszybciej. Już zarezerwowałem bilety na samolot.
- Tak szybko? -odparłem zaskoczony
- Chciałem jechać już jutro. Nic mnie tu przecież nie trzyma.
No tak...."nic mnie tu nie trzyma" czyli po prostu "nijak mi już nie pomogą". Westchnąłem. Wciąż jeszcze nie pogodziłem się myślą o jego śmierci.
- Aaron...-mruknąłem i wstałem w łóżka.
Zrzuciłem puste pudełko na podłogę nie przejmując się tym, że nie jestem już u siebie w pokoju i powinienem zachowywać się raczej jak kulturalny człowiek. Kucnąłem przed ciemnookim i złapałem go za dłonie.
- Chciałem żebyś wiedział, że...-przełknąłem gulę w gardle, która uniemożliwiała mi wypowiedzenia na głos tych strasznych słów- jeśli umrzesz, ja umrę razem z tobą.
Chłopak wyraźnie był zaskoczony. Spojrzałem na niego czując się coraz bardziej przybity. Przecież miał całe lata przed sobą, dlaczego musi umierać? Dlaczego to przytrafia się właśnie jemu?
- Ashton -ścisnął moją dłoń i znów spojrzał w moje oczy
Robił to w taki sposób jakby w jakiś magiczny sposób próbował wedrzeć się do mojego umysłu i siłą zmienić moje plany. Po chwili jednak jego twarz złagodniała a on objął mnie.
- Nie rób tego. Chcę żebyś żył dalej -mruknął
- Jeśli ciebie już nie będzie, to ja też nie będę miał powodu by tu zostać. Widziałeś co się ze mną działo gdy nie było cię przy mnie zaledwie kilka tygodni. Zgłupiałem. Bez ciebie znów będę tym dawnym dupkiem. Nie chcę tego. Nie chcę się z tobą rozstawać.

Aaron?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz