niedziela, 7 sierpnia 2016

Od Aaron'a C.D Ashton'a

Kiedy chłopak ode mnie odszedł poczułem silną potrzebę by za nim pobiec. Pobiegłem schodami w dół chcąc go do gonić.
- Ashton stój chyba zasłużyłem na wyjaśnienia! - wrzasnąłem do niego jednak mnie nie słuchał szedł, jakby w ogóle mnie tu nie było. Blond włosy powiewały na wietrze, kompletnie mnie ignorował dopóki nie dobiegłem do motocyklu stając przed nim. Ignorowałem siedzącego na nim mężczyznę nawet nie wiem jak wyglądał. Nieważne.  Patrzyłem Ashowi w oczy chcąc doszukać się w nich jakichkolwiek emocji, jednak jego twarz wyrażała pustkę, wręcz pogardę.
Cholera jasna! On był inny! Inny... A ja głupi...
- Dlaczego? - spojrzałem na niego ze łzami w oczach.
- Zrozum Ty niedorobiony pedale od ćpunów, że on woli mnie. Kogoś kto go zadowoli -  odpowiedział mi niski męski głos mężczyzny za mną. Spojrzałem na niego a on uśmiechnął się szyderczo, poczułem nagły przypływ dziwnej siły i agresji. Zacisnąłem dłoń w pięść i wykorzystując tę nieznaną moc z całej siły przyłożyłem mu prosto w nos. Mężczyzna zaklął głośno i zatoczył się do tyłu uderzając w motocykl. Z jego nosa i ust potoczyła się strużka czerwonej krwi. Zerknąłem na niebieskookiego, który z otwartą szczęką wpatrywał się w zaistniałą sytuację poczułem dumę, wściekłość, ból. Wlepiłem w niego spojrzenie w trzech krokach podszedłem do niego i złapałem za kołnierzyk ignorując, że jestem niższy. Moje oczy zalśniły łzami, a jego strachem i czymś czego nie umiałem określic. Złość niemal trzęsła moim ciałem, zamachnąłem się i uderzyłem go w policzek ponownie z pięści. Ashton próbował się cofnąć ale nadal ściskałem jego koszulkę uniemożliwiając mu ruchy. Z jego ust popłynęła krew.
- Myślałem, że jesteś inny, ale Ty miałeś rację. Jesteś taki sam jak wszyscy. Potraktowałeś mnie jak dziwkę.  - wysyczałem a łzy i krew z nosa, która była wynikiem nerwów, spływały po mojej twarzy. Pchnąłem go z taką siłą, że upadł na ziemię. Nie odwracając się pobiegłem do mieszkania Ashtona zgarniając po drodze misia i watę. Nienawidziłem go. Nienawidziłem całym sobą, za to, że pozwolił mi się kochać. Rzuciłem się na łóżko i rozpłakałem, by pochwili zamienić to w szloch. Przyciskałem głowę misia do reszty jego ciała jakbym wierzył, że za pomocą magicznego zaklęcia pozwoli mi go złączyć w całość. Kiedy nie udało mi się to za setnym razem, krzyknąłem i zacząłem rzucać kupą waty o ścianę oraz mocno w nią kopać.  Płakałem, cały czas. Łzy mieszały mi się z krwią i wydzieliną z nosa. Nie mogłem tu zostać, nie w tym pokoju. Jeszcze wróci, a ja nie chcę go widzieć.

***

W środku nocy mój szloch zmienił się w zwykły płacz niesiony ostrym bólem brzucha, to była dobra pora by odejść. Wziąłem do ręki starą, zniszczoną torbę i otworzyłem szafę wyjmując z niej swoje rzeczy, wpakowywałem swoje bluzy, gdy natknąłem się na prezent dla Ashtona.
Czarna bluza zdążyła przesiąknąć jego zapachem, od którego teraz chciało mi się rzygać.
Poczułem do niego nienawiść, ogromną. Mówił, że mnie nie zostawi, że zależy mu na mnie, kłamca zwykły kłamca.
A ja... Zwieżyłem mu się, opowiedziałem mu o tym, że nigdy nikogo nie miałem, nigdy nie miałem znajomych, zawsze byłem sam, wychowywałem się na ulicy, w domu dziecka, trzech rodzinach, o mojej chorobie...
Dość.
Na myśl o przeszłości zebrało mi się na wymioty. W trakcie pakowania wbiegłem do łazienki zwracając wszystko co dzisiaj zjadłem.  Wytarłem brudne od wymiocin usta, nawet nie myjąc zębów. Odwiesiłem purpurowy ręcznik, napiłem się wody, zgarnąłem torbę i zamknąłem pokój na klucz.
Zbliżał się poranek, pierwsze promienie słoneczne oddzieliły dzień od nocy a ja wszedłem do pokoju Nathaniela. Chłopaka, którego kiedyś tu poznałem.
Nie pukałem, nigdy nie zamykał drzwi nie wiadomo czemu. Niebieskie oczy i czarnw szkła kontaktowe były niemal przyklejone do ekranu telefonu ciekawe czy siedział tak całą noc. Zawsze był dość blady ale patrząc na niego w takim świetle, miałem wrażenie, że mówię do trupa.
A raczej na niego patrzę bo słowa nie były potrzebne. Nie z mojej strony. Wysoki spojrzał na mnie z troską.
- Jezu Aaron... - Nathaniel ześlizgnął długie nogi z łóżka i przyciągnął mnie do siebie pozwalając wybuchnąć głośnym płaczem.
- To Ashton prawda? Widziałem was razem.. Boże wiedziałem, że to chuj, którego nie byłeś wart. Tak mi przykro mały - gładził mnie długimi dłońmi po głowie i plecach dając mimo wszystko ukojenie moim nerwom.
- Cicho mały, maluchu, jestem tu... Już dobrze... Wszystko będzie dobrze... Uspokój się - chłopak przyłożył usta do czubka mojej głowy zostając tak na dłuższą chwilę. Skuliłem się w jego ramionach drżąc z zimna.
- Czekaj odstąpię Ci drugie łóżko - chłopak podszedł do kupy ubrań i zgarnął ją na podłogę odsłaniając w ten sposób nie pościelone łóżko.
- Dzięki... - mruknąłem słabo, zagryzając wargę. Chłopak jeszcze raz zbliżył się do mnie i mocno przytulił jego ciało ogrzewało miło.
- Nie ma za co. Wiedziałem, że to dupek. Ale co mogłem powiedzieć, nie przyjaźniliśmy się i rzadko Cię widuję - odparł, Nath był starszy ode mnie o rok, ale o wiele bardziej dziecinny, nigdy nie jadł normalnie zawsze stawiał na słodycze. Jego pokój przyozdobiony był różnymi pustymi paczkami i butelkami po coli czy oranżadzie, w ogóle bałaganem. Zawsze myślałem, że to ja nie umiem sprzątać, ale było mi wszystko jedno. Skuliłem się w kołdrze nadal cicho płacząc, nie mogłem się powstrzymać co chwila pociągałem nosem, aż w końcu zirytowałem tym niebieskowłosego.  Chłopak bez słowa zszedł z łóżka, jego cień padł na ścianę przede mną, nawet on był nienaturalnie długi. Czarnooki bez słowa zajął miejsce na łóżku obok mnie i przytulił.
- Nie denerwuj się jesteś od niego lepszy - przykrył się kołdrą a do moich uszu po chwili doszło głośne pochrapywanie. Zaśmiałem się cicho i dotechnąłem zadowolony, że nie jestem sam po czym usnąłem. W końcu usnąłem, nawet jeśli zbliżał się poranek a co za tym idzie szkoła.
No nic, może wstanę.

***

Uchyliłem powieki czując, że ten poranek będzie dla mnie dużo cięższy niż wszystkie poprzednie. Nie dość, że byłem sam to nawet nie w swoim pokoju. Bez Ashtona.
Już zawsze będzie bez niego.
Na zegarku widniała ta przykra godzina 12:00
Kurwa...
Znowu nie zdążyłem do szkoły. Przetarłem twarz i skuliłem się na łóżku. Spojrzałem w przód, na krześle wisiały wyprasowane i wyczyszczone ubrania. Moje ubrania.
Wśród nich zauważyłem skrawek bluzy Ashtona, w pośpiechu musiałem zgarnąć i ją. Złapałem za rękaw i pociągnąłem rozwalając inne ubrania dookoła.  Przyciągnąłem ją do siebie i przyłożyłem do twarzy wdychając jej słodki zapach.
- Boże Ashton... - szepnąłem zapłakamy - Tak strasznie tęsknie... - trzymałem przy sobie bluzę póki znowu nie usnąłem.
16:20
- Ej mały wstań - ktoś trącał mnie po policzku, tak jak wtedy Ash. Więc nietrudno sobie wyobraźić moje rozczarowanie gdy zamiast jasnego blondu zobaczyłem niebieskie włosy. Poza tym Nath nie miał tak słodkiego głosu. Był zupełnie inny, nawet jeśli się o mnie troszczył.
- Daj mi spokój - machnąłem ręką chcąc go zbyć.
- Nie. Słuchaj, musisz wstać, umyć się i wyjść do ludzi. Tyle dni nie ma Cie w szkole na pewno sie martwią - szturchał mnie, zmuszając żebym nie zamknął oczu.
- Nat... Błagam... Jeszcze nie dzisiaj - otworzyłem oczy patrząc na niego.
- Jesteś zbyt słodki... I zbyt delikatny. Nie wolno Ci odmówić. Ale się umyj bo jebiesz jak menel - pacnął mnie w policzek, rozbudzając. Z jękiem zepchnąłem kołdrę razem z całym ciepłem jakie miałem i poszedłem do łazienki.  Chłopak miał tu wannę więc napuściłem dużą ilość gorącej wody spieniając ją odpowiednimi płynami wypełniła się też przyjemnymi zapachami.
Wszedłem do wanny pozwalając by gorąca woda otuliła moje ciało, odprężając je w cudowny sposób. Zanurzyłem się po głowę, wyszorowałem włosy i całe ciało kosmetykami Nathania.  Dopiero wtedy poczułem potrzebę umycia zębów. Niestety akurat swojej nie wziąłem. Zrezygnowany nałożyłem pastę do zębów na palec i wsadziłem do buzi chcąc usunąć resztki wymiocin z buzi mimo obrzydliwości całego zajścia nadałem sobie świeżego oddechu. Opłukałem usta przy użyciu płynu do jamy ustnej i wyszedłem owijając się szczelnie ręcznikiem.
Wsunąłem na siebie tylko bokserki i wyszedłem z łazienki.
Widząc, że w pomieszczeniu nie ma mojego przyjaciela złapałem jakąś jego koszulkę, niechlujnie wiszącą obok mnie i naciągnąłem ją na siebie wychodząc. Ruszyłem na górę i ustałem przed drzwiami przez chwilę nasłuchując czy nikogo tam nie ma.
Pewny, że chłopak albo nie wrócił, albo śpi, kluczem, który cały czas miałem w dłoni otworzyłem brązowe drzwi zastając tam miejsce jakby po trąbie powietrznej, albo jakimś ataku. Książki i przedmioty były porozwalane po całym pokoju.
Jezu...
Ktoś wyraźnie tu czegoś szukał. Pierwszym co zrobiłem to pobiegłem do szafki gdzie były moje leki.  Nadal tam były ale czy był sens jeszcze je brać?  Naszło mnie bolesne przemyślenie, że prawda jest taka, że nie powinienem już dłużej och brać.
Nie miałem już dla kogo żyć więc równie dobrze mogłem przestać robić cokolwiek...
Wtedy przynajmniej bym nie cierpiał.
Miał spokojne noce, bez bólu i płaczu.
Przełknąłem ślinę biorąc do ręki butelkę pełną małych, złotych tabletek w mojej głowie pojawiła się nadzieja. To tylko dni bólu.
To był dobry moent na śmierć.  W szafie znalazłem stare dresy, wsunąłem tabletki do kieszeni i opuściłem pokój ignorując cały bałagan.

***

Wiatr smagał mi włosy, muskając nimi twarz. Zimne powietrze omiotło mi twarz sprawiając, że zadrżałem z zimna.  Rzeka mimo wszystko nadała temu świeżości i spokoju.
Byłem gotowy jak nigdy, pomyślałem jeszcze chwilę o Ashtonie... O tym co powiedział mi wcześniej, że jestem tylko zwykłą rozrywką... Zabawką...
Byłem jak dziwka...
Kucnąłem na ziemi otwierając pierwszą butelkę.
Jeśli to zrobię nie będzie odwrotu.
Ale nikogo innego kto by się tym przejął też nie było.
Jednym ruchem dłoni przekręciłem butelkę a wszystkie proszki z głuchym pluskiem uderzyły o wodę. Przez chwilę obserwowałem jak moja szansa na przeżycie odpływa, a wraz z nią szansa na dalsze życie.
Pierwsze 200 za mną.
Uśmiechnąłem się do siebie, podchodząc do tego dość obojętnie,
Obojętnie? Może nawet z radością? Nie wiem, już było mi wszystko jedno. Usiadłem na ziemi i zdjąłem buty rozprostowywując nogi. Moje nogi aż do łydek zanużyły się w zimnej wodzie, jednak gęsia skórka okryła całe moje ciało. Miałem ochotę popływać, podkuliłem nogi,  następnie wstając.
Zdjąłem ubrania i ruszyłem biegiem przez molo, wskakując do lodowatej wody. Zatrząsłem się z zimna po czym zwyczajnie, jak ostatni debil zanużyłem po głowę.
Ale ja właśnie taki byłem
Debil...
Śmieć...
Dziwka...
Nikt...
Kompletne zero...
Beznadziejny tchórz...
Użalałem się nad sobą około dwie minuty kiedy zaczęło rozrywać mi płuca w palącym bólu, wynurzyłem się biorąc gwałtowne chausty powietrza. Odgarnąłem loki do tyłu i po prostu odkręciłem butelkę,  i zanurzyłem rękę w wodzie, a błyszczące na złoto proszki wypłynęły w rwący nurt.
Nie bałem się, nie martwiłem.
Nie było o co.
Może jedynie będę tęsknić za Nathanielem bo o Ashtonie mogłem zapomnieć on nie będzie tęsknił za mną. Zamachnąłem włosami zadowolony z tego co zrobiłem, wyszedłem z wody i wróciłem do szkoły czekając na to, co nieuniknione.

***

Wszedłem do pokoju Natha, który natychmiast mnie zaatakował.
- Ash... Był tu. Widziałem go, znaczy chyba jego... Nie, na pewno! To był on Aaron - mówił z paniką i strachem.
- Spokojnie Nath. Wszystko mi jedno. - uśmiechnąłem się szczerze i zgodnie z prawdą. Nie chciałem go szukać tak samo jak jemu nie zależało na mnie.
- Nie jest Ci przykro? - spytał zasiewając we mnie nić zwątpienia.
Czy było mi przykro?
Czułem się cholernie wykorzystany. Tak samo bolał mnie fakt, że w tych paru dniach wypełnionych bólem to nie Ash będzie tym, który przytuli mnie ostatni raz. Nie pocałuje mnie... Zebrało mi się na wymioty.
- Jak myślisz? - spojrzałem na niego obojętnym wzrokiem.
- O co wam poszło?
- O to, że mnie wykorzystał. Potraktował jak dziwke... Miał kogoś a mną się zabawił - .odparłem ponownie wybuchając płaczem


Ashton?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz