Po operacji lekarze odwieźli mnie do osobnej sali. Wciąż jeszcze byłem w lekkim szoku ale czułem się całkiem dobrze. Podobno z tego wyjdę...Rana nie była poważna. Westchnąłem i wlepiłem wzrok w sufit. Jedyne co pamiętałem to ciemne oczy Aaron'a. Potem huk i... Pokręciłem głową. Wolałem teraz o tym nie myśleć.
Po chwili drzwi do sali uchyliły się. Nie zwróciłem na to większej uwagi myśląc, że to tylko lekarz. Mężczyzna podszedł bliżej i wtedy dopiero zauważyłem, że jest to mój ukochany brunet. Padł na krzesło tuż obok mojego łóżka i drżącym głosem zaczął mnie przepraszać. Nie widziałem za co. Przecież to nie była jego wina. W końcu słowa zaczęły stawać się zupełnie niewyraźne przez szloch chłopaka. Spojrzałem na niego lekko podnosząc głowę.
- Aaron...-wyciągnąłem dłoń i ująłem jego twarz.
Łzy rozmazały się po jego policzku, a mokre oczy wpatrywały się we mnie ze skruchą. Czułem jak ostatnie krople spływają mu po twarzy zatrzymując się przy moich palcach.
- To nie była twoja wina. Nie przepraszaj -powiedziałem cichym głosem, chcąc go jakoś uspokoić.
- Nie rozumiesz -pokręcił głową i znów się rozpłakał.
Zsunął się z krzesła i objął mnie. Zrobił to z dużą ostrożnością, nie chcąc zrobić mi krzywdy ale objąłem go ramieniem tak, że chcąc nie chcąc opadł lekko na moją klatkę piersiową. Pogładziłem go po włosach i musnąłem ustami czoło. Chłopak opierając twarz o mój bark urywanymi zdaniami opowiadał co się stało.
Wyznał, że w wtedy w hotelu mnie okłamał, bo chciał mnie chronić. Opowiedział o spotkaniu z Aris i tym, że ostrzegła go przede mną. Mówiła, że go skrzywdzę... Do tej pory czułem do niej jedynie obojętność. Teraz moje uczucia przerodziły się w ogromny gniew i nienawiść. Nie sądziłem, że była by w stanie zrobić coś takiego. Że zechce mnie zabić....
- Aaron -jęknąłem- Czy to ona....ona strzelała?
Brunet pociągnął nosem. Minęła dość długa chwila nim uspokoił się na tyle, by odpowiedzieć mi na pytanie tak bym go zrozumiał.
- Nie jestem pewien -szepnął- To się działo tak szybko...Ja chciałem cię osłonić, pomóc...
Odciągnąłem jego głowę od mojego ramienia i położyłem palec na ustach chcąc by nie mówił już nic więcej. Ciemnooki z powrotem zajął miejsce na krześle i rękawem otarł wilgotną twarz. Gdy ponownie na mnie spojrzał spostrzegłem jak źle wyglądał. Zapuchnięte oczy, potargane włosy, zeschła krew na twarzy i dłoniach. Do tego smutek w jego oczach...To było chyba najgorsze. Nie chciałem by się obwiniał, nie mógł tego wszystkiego przewidzieć.
Tylko kto do mnie strzelił? Nie byłem do końca pewien czy była to moja siostra. Jeśli by to zrobiła mogłaby stać się upadłym. Nie sądziłem by poświęciła swoje dotychczasowe życie tylko po to by zrobić mi krzywdę. Choć z drugiej strony...Jej nienawiść była tak wielka, a ja kompletnie jej nie znałem. Nie wiedziałem do czego była zdolna. Pewne było jednak, że jeśli posunęła się do czegoś takiego to posunie się do wszystkiego.
- Zostań tutaj -poprosiłem bruneta- Nie chcę żebyś wracał sam do hotelu.
Bałem się, że może mu się stać krzywda. Po za tym chciałem mieć go przy sobie. Czuć jego zapach, widzieć jego duże, ciemne oczy. Aaron uśmiechnął się gdy tylko usłyszał propozycję. Zapewne nie chciał mnie tu zostawiać samego.
***
Rano obudził mnie silniejszy podmuch wiatru. Zadrżałem czując chłód muskający moją skórę. Ktoś musiał otworzyć okno... Otworzyłem oczy chcąc poprosić Aaron'a by je zamknął ale nigdzie go nie dostrzegłem. Dodatkowo spostrzegłem też, że to wcale nie jest ranek a już południe. Spałem tak długo? Uspokoiłem się nieco utwierdzony w przekonaniu, że brunet wrócił do hotelu. Może chciał się odświeżyć, albo po prostu nudziło go czekanie aż wstanę... Ziewnąłem i spojrzałem na stolik obok. Leżała na nim zawinięta w folię bułka oraz szklanka wody. Dziękując w myślach temu komuś kto mi to tu zostawił (nie byłem pewien czy to pielęgniarki czy Aaron) wyciągnąłem dłoń po jedzenie. Biorąc gryza usadowiłem się w nieco wygodniejszej do jedzenia pozie. Nie mogłem zbytnio usiąść, bo rana postrzałowa mi nie pozwalała.
Po śniadaniu znów zsunąłem głowę na poduszki. To jedyne co mogłem robić przez najbliższe dni. Leżeć i obserwować brudnobiały sufit. Liczyłem na to, że ciemnooki dotrzyma mi towarzystwa. Byłem więc zawiedziony tym, że nie pojawiał się w szpitalu mimo, że był już wieczór. Zacząłem się też tym martwić. Obawiałem się, ze mogło mu się coś stać.
Krzycząc tak głośno jak potrafiłem wezwałem do swojej sali lekarza. Poprosiłem go telefon bym mógł się skontaktować z przyjacielem.
- Wydaję mi się, ze powinieneś teraz odpoczywać...Twój kolega na pewno ma się dobrze -zapewnił ale ja patrzyłem na niego z uporem wymalowanym na twarzy.
Co on tam mógł widzieć? Nie miał pojęcia co tu się działo. Nie znał mojej psychopatycznej siostrzyczki i nie zdawał sobie sprawy z tego, że być może Aaron jest teraz w niebezpieczeństwie. Widząc, że nie mam zamiaru odpuścić podał mi telefon.
Szybko wystukałem z pamięci numer do chłopaka i przyłożyłem komórkę do ucha. Nerwowo czekałem aż odbierze jednak nic takiego się stało. Skarciłem się, że tak późno przejąłem się jego nieobecnością. Może teraz właśnie działa mu się jakaś krzywda? Nie mogłem tu tak siedzieć i nic nie robić.
Oddałem lekarzowi telefon i ze sztucznym szerokim uśmiechem przyznałem mu rację, że pewnie po prostu jest czymś zajęty lub po prostu śpi. Gdy tylko wyszedł pozostawiając mnie samego w pokoju przystąpiłem do działania. Musiałem go odnaleźć. Nie ważne gdzie by był ja musiałem do niego dotrzeć i usłyszeć, ze wszystko jest w porządku. Miałem jednak silne przeczucie, że stanie się coś zupełnie odwrotnego.
Podszedłem do otwartego okna i wspiąłem się na parapet. Upewniwszy się, że na korytarzu nie słychać żadnych kroków wyleciałem z budynku. Parę szybkich machnięć skrzydłami i już byłem znajdowałem się na chodniku pod hotelem. Serce biło mi jak szalone. Musiałem jak najszybciej zobaczyć chłopaka. Wpadłem jak tornado i przebiegając przez recepcję ruszyłem schodami na górę. Ignorowałem przy tym zaciekawione spojrzenia turystów oraz wrogie wyrazy twarzy gdy któregoś z nich przypadkiem potrąciłem nie przepraszając za to. Drzwi były zamknięte ale nie na klucz. Nacisnąłem klamkę i zajrzałem do środka. W jednej chwili poczułem ogromną gule w gardle. Nie było go. W panice okrążyłem pokój i wtedy dopiero zauważyłem, że coś się tu zmieniło. Na moim łóżku płyta DVD. Ostrożnie jak gdyby miała zaraz wybuchnąć przyjrzałem się jej. Nie było w niej nic szczególnego. Zwykła płytka.
Gorzej było z jej zawartością.
Wsadziłem płytkę do laptopa Aaron'a i usiadłem niespokojny na rogu łóżka. Pierwsze co zobaczyłem to twarz Aris. Emanowała z niej duma i głęboka satysfakcja. Widziałem ten pełen radości i kpiny uśmiech. Znienawidziłem ją jeszcze bardziej.
"Odebrałeś mi tych wszystkich, których kochałam. Zniszczyłeś mi życie.... -syczała prosto do kamery- Teraz ja zrobię dokładnie to samo. Trochę szkoda, bo twój chłopak jest naprawdę fajny ale cóż, sam jesteś sobie winien. Pomyśl tylko...Niewinny anioł będzie musiał zginąć przez ciebie. Ale nie martw się, potem przyjdzie też czas na ciebie."
W tym momencie na ekranie pojawiła się krótka migawka. Zdążyłem wyłapać twarz Aaron'a. Czerwone strużki krwi ciągnęły mu się po ramieniu i czole. Skrzywiłem się czującą narastającą panikę i równocześnie złość.
"Nie wysilaj się. Gdy już nas znajdziesz brunet dawno będzie martwy"
Po tych słowach film się skończył. Przygryzłem wargę przetwarzając w myślach to co właśnie zobaczyłem. Znów moja przeszłość musi sprawiać, że ktoś cierpi. I najgorsze w tym było, że nie byłem to ja. Nie mógłbym sobie wybaczyć gdyby coś mu się stało.
Aaron?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz