poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Od Aaron'a C.D Ashton'a

- Daj spokój, przecież nic się nie stało - uśmiechnąłem się do niego szeroko, chwytając jego dłoń. - Nie wiem, mam nadzieję, że je więcej - poszerzyłem uśmiech. Byłem poruszony faktem, że Ashton się tak o mnie troszczył.
Przyjemnie było mieć obok kogoś, kto dbał o takie szczegóły. Kto naprawdę chciał wiedzieć jak się czuje i nie miał w tym własnego interesu.
I to jeszcze taki ktoś jak Ashton. Może to śmieszne ale nawet tak zmęczony jak teraz wyglądał perfekcyjnie. Na tyle, że poczułem silne ukłucie zazdrości.
Zresztą zawsze byłem zazdrosny. Nawet jeśli wiedziałem, że blondyn tylko mój, nie sprawiało to, że inne dziewczyny (chłopacy też się zdarzali) dość jednoznacznie się na niego gapili. Ta myśl nieco mnie przybiła. Nawet jeśli tak naprawdę to oni mogli tylko pomarzyć by być z kimś tak cudownym jak Ash, to nie chciałem, żeby sobie zbyt wiele wyobrażali. Tak było też w tym momencie, kilka metrów przed nami szły dwie dziewczyny. Nie miałbym nic przeciwko temu gdyby nie fakt, że jedna z nich bez przerwy z odwracała się do Ashton'a chichocząc coś następnie do przyjaciółki.
Trudno było nie być zazdrosnym w tej sytuacji.
- Ash... - zwróciłem na siebie jego uwagę i chwytając jego dłoń przyciągnąłem do siebie i wpiłem w jego wargi oczekując ich reakcji. Gdy w końcu jedna z nich mruknęła do drugiej coś w stylu "ten blondyn jest gejem" odsunąłem się od chłopaka z zadziornym uśmieszkiem. Poczułem jego dłoń w swoich włosach na co się zaśmiałem.
- Nie mów, że jesteś zazdrosny - spojrzał na mnie z lekkim zaskoczeniem, na co rzuciłem mu pełne powagi spojrzenie.
- Jestem i to bardzo! No bo... No spójrz na siebie - mruknąłem jakby obrażony. Blondyn objął mnie wokół ramion i pocałował w skroń.
- Kocham Cię... - szepnąłem cicho ściskając jego dłoń, może i zrobiło mi się głupio, ale to nie zmieniało faktu, że chciałem by cały świat wiedział iż ja nie podzielę się swoim chłopakiem.
- Też Cię kocham - mruknął wesołym głosem. Rozmyślania na temat mojej zazdrości zaniosły mnie i zapewne Ashton'a prosto pod budynek, gdzie czekał na mnie mój młodszy brat.
Nie czułem się dobrze z myślą, że mając go dopuściłem by siedem lat mieszkał w takim miejscu.
Nawet nie mieszkał.
Po prostu tu był.
Weszliśmy do środka, to miejsce nie budziło we mnie takiego smutku jak wcześniej. Teraz nawet cieszyłem się, że tu jestem.
Mimo wszystko widok, który zastałem w środku całkowicie odebrał mi dobry humor. Jednak chyba dobrze, że weszliśmy w takim momencie.
Mężczyzna średniego wzrostu, kompletnie zaniedbany wymierzał małemu chłopcu cios w twarz, krzycząc coś, że z nim zostaje. Ruszyłem gotów skrzywdzić tego mężczyznę, znanego jako mój ojciec, jednak w ostatniej chwili Ashton mnie zatrzymał.
Pewnie wiedział, że nie mam szans poradzić sobie z nim samemu.
- Zostaw go - mój głos rozszedł się po pokoju natychmiast docierając do uszu napastnika mojego brata. Chłopiec widząc mnie i Ashton'a zaczął się wyrywać. Gdy udało mu się kopnąć swojego tatę z taką siłą, by go puścił rzucił się w naszą stronę, przytulając mnie. Wziąłem go ramiona i podniosłem do góry.
- To moje dziecko, nie masz prawa mi go zabrać - warknął mężczyzna, zdecydowanie pod wpływem środków odurzających.
- Wyprowadź go stąd - mruknął do mnie Ash. Jego głos, jakkolwiek srogo by teraz nie brzmiał, otulił mnie przyjemnie i zmusił bym go posłuchał. Chłopiec objął mnie mocno wokół karku i zamknął załzawione oczka. Nie chciałem, żeby płakał. Był za młody na takie cierpienie, zawsze będzie za młody.
- Idziemy stąd - mruknąłem w jego włosy i wyprowadziłem na dwór. Nie protestował, nawet na chwilę nie okazał zwątpienia. Zastanawiałem się jak potworne rzeczy musiał robić mu jego własny ojciec, skoro tak łatwo dał się zabrać obcemu mężczyźnie. Postawiłem go na ziemi i z poważną mina spojrzałem mu prosto w oczy.
- Jesteś pewien, że chcesz ze mną pójść, przecież mnie nie znasz. Nie boisz się zostawić taty? - nie chciałem, by się bał. Chciałem by wiedział gdzie idzie, z kim, że już nigdy tu nie wróci. Ten jedynie spojrzał na mnie pytająco.
- To nie jesteś moim bratem? Tata mówił, że jesteś - niemal urażony odsunął się ode mnie na dwa kroki. Był tak samo strachliwy i naiwny jak ja. Z jednej strony, podobało mi się to, z drugiej jednak wiedziałem, że nie są to najlepsze zalety. Odetchnąłem spokojnie i z uśmiechem na ustach przytuliłem go raz jeszcze.
- Jestem. Jestem Twoim starszym bratem mały. Zajmę się teraz Tobą, lepiej niż tata, zgoda? - wysunąłem w jego stronę dłoń zaciśniętą w pięść.
- Nie jestem mały, mam na imię Salvatore - zaśmiałem się, czyli to było tylko zdrobnienie. Może to i lepiej? Mimo wszystko chłopiec za chwile przybił mi tak zwanego żółwika, a ja ze łzami w oczach, przyciągnąłem go do siebie, całując w czubek głowy. Poczułem pierwsze mokre ślady na policzkach.
- Zgadzasz się? - spytałem chłopca, na co skinął głową. Przytuliłem go mocniej sadzając na swoich kolanach. Nie wiem czy była to ojcowska czy braterska miłość, ale na pewno ogromna. Pokochałem go od razu, nie tak jak Ashton'a ale równie mocno. Chciałem teraz być przy nim, widzieć jak dorasta, wychodzić z nim na dwór, grać w piłkę, uczyć tylu nowych rzeczy, jak to zawsze robią starsi bracia ze swoim rodzeństwem.
- Ty nie będziesz mnie bił? - spytał Salvatore. Dziwiłem się, że ma tak na imię. Było one typowo włoskie, przecież urodził się w Australii. Na jego pytanie kompletnie zamarłem. Ciężko było mi znieść myśl, że przez siedem lat ktoś podnosił na niego rękę, ktoś miał czelność bić chłopaka, którego nadal trzymałem w ramionach. Może w tym momencie komplementowałem sam siebie, ale przecież chłopiec miał twarz Aniołka, małego, słodkiego Aniołka. Jak ktoś mógł go dotknąć?
- Nie. Będę o Ciebie dbał. Kupimy Ci nowe ubrania, zabawki i zabierzemy tam gdzie tylko chcesz. - zerknąłem na twarz swojego braciszka, dostrzegając na niej łzy, ale nie wydawał się smutny. Poruszył mnie fakt, że mimo tak młodego wieku już wiele rozumiał i chyba zdawał sobie sprawę z powagi całej sytuacji.
W pewnym momencie ciemnowłosy wyrwał się z moich objęć i pobiegł w stronę wejścia do budynku. Zaskoczonym spojrzeniem ruszyłem za nim, widząc scenę, która kompletnie mnie rozczuliła i sprawiła, że do moich oczu napłynęły łzy. Ashton bowiem właśnie trzymał w mocnym uścisku Toto, który z całej siły przylegał do jego chudych nóg.
Przypomniał mi się moment gdy blondyn zwrócił uwagę na mój brak apetytu. Z jednej strony nadal odczuwałem szczęście bo troszczył się o mnie, z drugiej zastanawiałem się, czy po prostu nie brzydził go mój wygląd. Nie chciałem jednak zaczynać tego tematu, bałem się, że będzie to kolejny powód do kłótni. Zamiast tego wstałem i podszedłem do chłopaka dostrzegając na jego twarzy coś niepokojącego.
- Uderzył Cię? - dotknąłem jego posiniaczonego oka, sprawdzając przy okazji czy na jego twarzy nie ma żadnych innych niepokojących śladów.
- Raz, to nic, już jest dobrze. Nauczy się nie wchodzić innym w drogę - warknął obserwując zachowanie chłopaka, który jedynie na nas patrzył.
- Jesteście razem? - spytał nagle. Wymieniłem z chłopakiem pełne zaskoczenia spojrzenie i obaj w tym samym momencie wybuchnęliśmy głośnym i niepohamowanym śmiechem.
- Choć już lepiej - złapałem chłopaka za dłonie pozwalając mu wejść na swoje barki. Zwyczajnie niosłem go na barana. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że najlepiej będzie jeśli teraz wrócimy do hotelu i zjemy coś tam, zabierając potem chłopaka na zakupy. Późnym wieczorem chciałem zabrać gdzieś Ashton'a, małego zostawiając w pokoju. To, że aktualnie był z nami Salvatore, niczego nie zmieniało. Niebieskooki nadal był miłością mojego życia, a ten wyjazd nadal był tylko dla nas. Nie mogłem postawić swojego brata nad Ashton'a. Przyznałem sam przed sobą, że cokolwiek by się nie stało, jest najważniejszy.
Gdy znaleźliśmy się w pokoju poczułem nagłą potrzebę nacieszenia się bliskością blondyna. Odesłałem małego do łazienki, by wziął długą kąpiel, chcąc spędzić z nim teraz chwilę sam na sam.
- Cieszysz się, że tu jest prawda? - zerknął na mnie z czułością. Czasem miałem wrażenie, że Ash traktuje mnie jak dziecko, nie żeby mi to przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, czułem się dobrze w jego towarzystwie kiedy ktoś tak bardzo się o mnie troszczył.
- Bardzo... Chcę żeby miał dom. Żeby miał kogoś takiego... Jak ja.. Mam Ciebie - uśmiechnąłem się pod nosem i wspiąłem nieco na palce wpijając w usta chłopaka. Delikatnie naparłem na jego ciało zmuszając by położył się na łóżku. Uśmiechając się przez pocałunek złapałem jego nadgarstki dłonie samemu układając na swoich bokach. Chciałem mieć go jak najbliżej, teraz.
Sapnąłem cicho w jego usta odrywając się od nich, wargami zacząłem znaczyć ślady na jego szyi robiąc mu kilka malinek. Dłoń chłopaka zanurzona w moich włosach drapała lekko skórę mojej głowy wywołując przyjemne dreszcze. Poczułem jak odchyla głowę do tyłu dając mi lepszy dostęp do swojej skóry. Ręce, które jak do tej pory trzymałem po bokach jego głowy wsunąłem pod koszulkę blondyna, przesuwając zachłannymi ruchami po jego klatce piersiowej. Delikatnie musnąłem wargami jego obojczyk. Wiedziałem, że niebieskooki zastanawia się co mnie napadło ale nic w jego zachowaniu nie sugerowało żebym przestał. Wręcz przeciwnie, zachowywał się tak jakby mnie do tego zachęcał. Kto wie, może tak było.
Przenosząc się z pocałunkami na dalsze partie jego ciała, ściągnąłem z chłopaka koszulkę tak by mieć do niej lepszy dostęp.
Uderzył mnie zapach jego ciała. Był słodki i pociągający jednocześnie. To drugie nieco mieszało mi w głowie narzucając emocje, które nie do końca byłem w stanie opanować. Właściwie to nie pamiętam bym kiedykolwiek wcześniej czuł coś podobnego. Wszystkie moje myśli plątały się w niespójną całość, a zmysły pracowały inaczej niż do tej pory. Złożyłem delikatny pocałunek na jego torsie gdy do moich uszu dobiegł cichy szczęk zamka. Odsunąłem się od chłopaka, moje policzki w tym momencie zapewne przypominały dojrzałe pomidory. Poczułem na jednym z nich ciepłe usta chłopaka i zawstydziłem się bardziej.
- Głupek - mruknąłem cicho do Ashton'a obserwując jak mała wersja mnie wychodzi z łazienki.
- To nie ja się na Ciebie rzuciłem - odciął się, mając w sumie rację. To ja tu byłem głupi. Schowałem twarz w dłoniach słysząc śmiech obu chłopaków. Zastanawiałem się co myśleli oboje patrząc teraz na mnie. Potargane włosy, zaróżowione policzki, przyśpieszony oddech i lśniące oczy. Dla Salvatore musiałem wyglądać dość zabawnie. Mnie jednak zabolał fakt, że nadal widziałem go w starych i podartych ubraniach. Podbiegłem do chłopaka i podniosłem do góry obracając wokół własnej osi.
- Pójdziemy zjeść coś dobrego? - potargałem młodszemu włosy pozwalając mu się objąć. Przynajmniej nie chował do mnie urazy o to, że przez siedem lat się nim nie zajmowałem.
Nigdy nie wybaczę człowiekowi, który go wychowywał tego, że podniósł na niego rękę.
- Ash, masz ochotę zjeść coś dobrego? - spytałem teatralnie nadal się śmiejąc. Usłyszałem ciepły głos blondyna, z jednej strony był delikatny i spokojny, z drugiej stanowczy. Lekko zachrypnięty brzmiał no... seksownie.
Zagryzłem wargę odganiając od siebie wszystkie myśli i skupiłem się jeszcze jak mój ukochany zakłada koszulkę. Szczerze mówiąc i przed i po ubraniu był to naprawdę miły widok.
Przeznaczony tylko dla mnie.
Uśmiechnąłem się z dumą dopiero po chwili powracając do rzeczywistości, wyszliśmy z pokoju kierując się na początku w stronę jakieś pizzeri, potem chciałem zabrać chłopca na lody i dopiero wtedy zrobić z nim zakupy.
Nieważne, najpierw musiał coś zjeść.
- Nie lepiej byłoby iść zjeść coś w pobliskiej Galerii? - zauważył blondyn - Wtedy mielibyśmy od razu wszystkie sklepy pod ręką, coś czuję, że małemu przydadzą się długie godziny odpoczynku. - mruknął, natychmiast przyznałem mu rację.
Tam też ruszyliśmy, do Galerii od naszego hotelu było wyjątkowo blisko. To dobrze, przynajmniej nie będziemy męczyć chłopaka.
Nadal nie mogłem przywyknąć do jego imienia,
Siedmiolatek szedł kawałek przed nami, zgaduję, że dobrze znał te ulice ale w jego przypadku zdecydowanie nie był to powód do dumy. Odetchnąłem cicho, spokojniejszy.
Teraz wszystko będzie w porządku.
W restauracji Salvatore zjadł naleśniki, Ashton w sumie coś czego nie umiałem nazwać. Mnie zebrało się na wymioty.
Tak naprawdę nie było dla mnie normalne, że nie jadłem. Uwielbiałem gotować i umiałem zjeść naprawdę dużo, ostatnio tylko jakoś wszystkiego mi się odechciało. Nie chcąc jednak przysparzać Ashton'owi zmartwień wziąłem sobie tosty i colę, wpychając w siebie wszystko.
Potem mogliśmy wziąć się za zakupy.
Fakt, faktem nienawidziłem chodzić po sklepach. Czego jednak nie robi się dla ukochanego braciszka?
Wybieraliśmy mu ubrania, właściwie to blondyn sam to robił, ja miałem coś do załatwienia. Ostatnio dostałem dodatkowe pieniądze od Alex, w ramach rekompensaty za to, że nie utrzymywała ze mną kontaktu.
Nie byłem na nią za to zły, ale to było miłe.
Chciałem przeznaczyć je na telefon dla Ashton'a. Oczywiście dam mu go dopiero wieczorem, wtedy się na mnie nie zdenerwuje, że znowu wydaję na niego pieniądze,
One nie miały dla mnie żadnego znaczenia. Mogłem je stracić mając obok siebie swojego ukochanego.
Więc dlaczego by nie robić mu prezentu? Oczywiście sam nadal oszczędzałem, ale nie dla niego. Dla blondyna chciałem mieć wszystko.
Sam wybór komórki był dla mnie dość trudny. Nie wiedziałem czego chłopak od nich oczekuje, mimo to starałem się wybrać jak najlepszą.
Musiał ją mieć. Gdyby coś się stało... Musiałem wiedzieć. Poza tym bałem się o niego. Ashton nadal nie był w najlepszym stanie zdrowotnym, musiał na siebie bardzo uważać. Zapłaciłem, wychodząc ze sklepu ze sprzętem RTV i AGD i ruszyłem w umówione wcześniej miejsce.
- Co robiłeś? - Ash przez krótką chwilę obejmował mnie w pasie by za chwilę puścić na widok siedmiolatka. Nie dało się nie zauważyć jak bardzo przypadli sobie do gustu.
Nic dziwnego.
Nastolatek był cudowną osobą, obok której nie dało się przejść obojętnie. Po prostu przyciągał. Nawet jeśli nie zdawał sobie z tego sprawy.
- Zobaczysz wieczorem. Dasz mi się porwać na romantyczny spacer w świetle księżyca? Albo coś takiego - zaśmiałem się. Raczej poezja miłosna nie była moją mocną stroną. Mniejsza dłoń wplotła się w moją, zerknąłem na chłopca teraz ubranego w czarne spodnie i szary T-shirt. Zerknąłem najpierw na niego, potem na Ash'a. - Naprawdę? - zaśmiałem się widząc w chłopcu odzwierciedlenie stylu dorosłego już chłopaka.
- No co, niech wie jak powinien się ubierać by dobrze wyglądać - zaśmiałem się na te słowa i ruszyliśmy w stronę wyjścia. Tym razem uległem skargom takim jak "jestem zmęczony" i uległem biorąc swojego brata na ręce, na których usnął już po kilku minutach.
- Wiesz co? - spojrzałem na jasnookiego, poprawiając na rękach twardo śpiącego malca - Nie wierzę, że wszystko jest teraz tak idealne. Nie zasłużyłem na tak wielkie szczęście - poczułem jak łza ponownie spływa po moim policzku. Często płakałem, ze szczęścia dopiero od niedawna. - A co do naszego spaceru, to może plaża? - mówiłem szeptem, by nie obudzić malucha. Podczas gdy ja niosłem na rękach dziecko, Ash szedł obładowany zakupami. Dokładniej ubraniami, zabawkami i słodyczami. W odpowiedzi skinął jedynie głową bo akurat wchodziliśmy do hotelu.
W samym pokoju panował błogi spokój i cisza. Nie chcąc by się męczył zdjąłem chłopakowi spodnie i buty i ułożyłem na swoim łóżku pozwalając spać dalej.
- Widzisz, jesteś skazany na spanie ze mną - uśmiechnąłem się lekko, mówiąc szeptem. Ostatnio i tak codziennie spaliśmy razem i szczerze mówiąc czerpałem z tego wiele przyjemności.
- No to jak, idziemy? - wyciągnąłem dłoń w stronę chłopaka, w torbie nadal trzymając mały prezent. Nie mógł się na mnie za to obrazić. Jeśli bardzo będzie chciał to kiedyś mi się odwdzięczy, Jednak jakkolwiek idealny by nie był, Ash był roztrzepany, więc sam na pomysł, że nie ma telefonu wpadł by dopiero gdyby od tego zależało jego życie.

Ashton?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz