Chłopak złapał moją rękę na tyle mocno, że w obecnym stanie nie miałem szans by się wyrwać. Powoli wciskał mój nóż w swoją klatkę piersiową. Wprawdzie to on robił sobie krzywdę ale czułem się podle. Czułem jakbym to ja wbijał mu ten nóż. I tak poniekąd było. Ręce chłopaka dalej naciskały na moje zagłębiając ostrze w skórze. Chciał żebym poczuł się winny? Żebym go zabił?
"Przyszedłeś tu gotów mnie zabić. To kurwa na co czekasz?!"
Jak oparzony wyrwałem się z uścisku znajdując ostatnie siły. Wyrwałem nóż z piersi Aaron'a. Jaki ja byłem głupi. Znów zamiast po prostu porozmawiać uwierzyłem w pierwszą lepszą rzecz jaką mi powiedziano. Patrzyłem z szokiem w oczach na bruneta. Jego twarz choć wykrzywiona w bólu zdawała się być spokojna.
- Ja...-zacząłem ale przerwał mi,
- Daruj sobie. Jeśli nie masz zamiaru mnie zabić wyjdź stąd. Zostaw mnie.
Chłód w jego oczach mnie kuł. Podszedłem do niego i przyłożyłem dłoń do torsu chcąc zatamować krwawienie. Po dłoni spłynęły mi strużki czerwonej cieczy a ciemnooki natychmiast mnie odepchnął.
- Wynoś się -warknął
Spojrzałem na nóż w swojej ręce a potem na Aaron'a. Odwróciłem się i wybiegłem na korytarz. Natychmiast zgarnąłem pierwszego lepszego lekarza jakiego napotkałem i szarpnąłem go w stronę sali chłopaka. Sam natomiast nie miałem już odwagi spojrzeć mu w oczy. Wybiegłem z budynku czując napływające do oczu łzy. Nogi kierowały mnie prosto przed siebie. Nie zastanawiałem się dokąd iść. Chciałem po prostu zniknąć. Przestać istnieć. Zatrzymałem się dopiero w lesie gdy nogi odmówiły jakichkolwiek dalszych kroków. Padłem na ziemię i oparłem się o drzewo.
Straciłem go.
I tym razem nie było tak jak wtedy gdy myślałem, ze mi nie wybaczy a jednak to zrobił. Tym razem celowałem w niego nożem. Chciałem go zabić. Jak mógłby się czuć bezpieczny przy kimś takim? Jak mógłby mi wybaczyć? Spojrzałem na sztylet. Krew Aaron'a ciekła po nim zabarwiając niemal całkiem na czerwono. Jestem idiotą.
Zabiłem mu ojca.
Co z tego, że okazał się być gwałcicielem? Ja o tym nie wiedziałem. Chciałem go zabić, bo był bliski Aaronowi.
Chciałem zabić Nathaniela.
I zapewne bym to zrobił gdyby ktoś mnie nie wyprzedził.
A co najgorsze chciałem zabić Aaron'a.
Jedyną bliską mi osobę. W dodatku narobiłem sobie jeszcze gorszych problemów. Kolejne morderstwo i kradzież. W co ja się wpakowałem? I to wszystko przez idiotycznego zmyślonego sms-a? Wstałem. Nogi się pode mną ugięły więc ponownie usiadłem na trawie. Chciałem odwiedzić Aaron'a. Bardzo tego chciałem.
Tylko o czym on mówił...kto mnie szukał? Kto zabił Nathaniela?
Ignorując zmęczenie i głód wstałem. Rozwinąłem skrzydła po czym wzbiłem się w powietrze. Lot był męczący. Czułem jak z każdym machnięciem skrzydeł siły mnie opuszczają. Musiałem jednak zobaczyć chłopaka.
Tak jak poprzednio bez trudu odnalazłem salę bruneta. Lekko uchyliłem drzwi. Leżał na łóżku opatrzony. Chyba spał. Jego klatka piersiowa unosiła się miarowo i opadała. Wyglądał uroczo. Podszedłem do niego i opadłem na krzesło przy jego łóżku. Złapałem jego rękę dłońmi i przyciągnąłem do siebie.
- Przepraszam Aaron -westchnąłem ignorując to, że mówię do kogoś i tak śpi i mnie nie słyszy- Byłem głupi. Jak zawsze. Przyszedłem tu gotowy cię zabić....Nie zrobiłbym tego. Nigdy -tak bardzo pragnąłem by była to prawda.
Nie wiedziałem co mogłoby się wydarzyć gdyby chłopak nie przywrócił mi racjonalnego myślenia. Spojrzałem na niego. Po policzku pociekła mi łza. Mówienie do niego gdy spał było jakieś prostsze. Wmawiałem sobie, że mnie słyszy. Że obudzi się i wszystko będzie tak jak było.
Ale nie będzie.
Nie znajdziemy leków.
Choć bardzo chciałem mieć nadzieję nie miałem najmniejszego pomysłu jak miałbym je zdobyć. Zrobiłbym dla niego wszystko.
- Nie chcę żebyś umierał. Nie chciałem zrobić ci krzywdy .
Czułem obrzydzenie do siebie. Jak mógł mi w ogóle do głowy wpaść pomysł, że przyjdę tu i go zabiję?
Wstałem i wyszedłem z sali. Nie sądziłem by chłopak ucieszył się z moich odwiedzin, choć w głębi duszy miałem taką nadzieję. Muszę po prostu odzyskać te cholerne leki. Ile już on ich nie brał? Miesiąc? Dwa? Czasu było coraz mniej. Nie chciałem siedzieć bezczynnie.
Ruszyłem do domu Cartera. Ostatni razem Aaron mówił coś, że on może nam pomóc zdobyć lekarstwa. Może już je kupił? Uderzyłem się w policzek za ten idiotyczny pomysł. Swoją drogą jak Aaron mógł pomyśleć, że go zostawiłem? Siedziałem w piwnicy myśląc, że robię to po to by żył cały i zdrowy.
A potem postanowiłem być seryjnym mordercą.
Jeszcze raz się spoliczkowałem. Powinienem raz na zawsze ze sobą skończyć albo chociaż zdecydować kim mam zamiar być. Ja? Seryjnym mordercą? Musieli mi tam wyprać mózg.
W domu rozchodziła się już woń rozkładu. Jak widać Pan Carter nie miał nikogo kto by się zainteresował czy wciąż żyje. Na myśl o tym, ze mam przed sobą dzieło własnego okrucieństwa zrobiło mi się niedobrze. Wszedłem do kuchni by wziąć pierwszy lepszy nóż i przeciąć sobie skórę na ręce. Zrobiłem kilak zadrapań przypominając sobie o dawnym nawyku. Ciecie pomagało mi zapomnieć. Teraz jednak gdy obok leżał cuchnący martwy facet najgłębsze rany by nie pomogły. Odrzuciłem sztylet i rozejrzałem się po mieszkaniu. Nic nie znalazłem. Poczułem jednak ogromną senność. Musiałem pójść spać.
Ale Aaron walczył o życie.
Tylko, że teraz raczej w żaden mu nie pomogę. Nie wiem jak zdobyć te pieprzone piguły. Nie wiem co zrobić by mi wybaczył.
Wyszedłem z mieszkania i ruszyłem w stronę akademii. W ostatniej chwili jednak zawróciłem by po raz trzeci dziś wejść do szpitala. Czułem się jak zombie. Pewnie nie wyglądałem też najlepiej. Nie ważne. Aaron musi ze mną porozmawiać. Oby tylko już nie spał.
Wsunąłem głowę przez drzwi i zajrzałem do pomieszczenia. Chłopak leżał na łóżku z wzrokiem wbitym w sufit. Zrobiło mi się go żal. Leżał tu prze mnie i mój niezwykły talent do komplikowania każdej sprawy.
- Aaron...Możemy pogadać? -spytałem ściskając nerwowo klamkę.
Musiałem się jej kurczowo złapać by powstrzymać się przed rzuceniem na bruneta i uściskaniem jak to jeszcze robiłem kilka miesięcy temu.
Aaron?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz