środa, 17 sierpnia 2016

Od Anthony'ego cd Sophii

-Kurwa. Nyer. Złaź z okna. Następnym razem w ogóle cię nie wpuszczę. - mruknąłem do chłopaka siedzącego na parapecie i rozmawiającego z kimś.
-Dobra, dobra, nie denerwuj się tak.
-Zaraz przyjdzie mój współlokator. Powiem krótko. Spierdalaj.
-Nie przedstawisz mnie? - zapytał wielce rozbawiony.
-Nie.
-A to dlaczego?
-Bo wpadasz na głupie pomysły.
-Przecież nie skrzywdziłbym nikogo. - uśmiechnął się
-W sumie racja.
-Jak to?
-Nie mógłbyś skrzywdzić nikogo mi bliskiego, bo po pierwsze, nie mam jeszcze tak bliskiej osoby. Po drugie, nawet jeśli bym miał, to nie mógłbyś tej osoby skrzywdzić. Bo jesteś tego świadom, że gdy takiej osobie spadłby chociażby włos z głowy, zajebałbym cię na miejscu. - uśmiechnąłem się złośliwie.
-Może i racja, ale sądzę, że masz takie osoby. Takie, które zauważyłyby na przykład twoją nieobecność.
-Wliczając tylko ciebie, to kto jeszcze?
-Ta twoja księżniczka, twój współlokator może.
-Współlokator by się cieszył, że mnie nie ma. Ona? Może i by zauważyła, ale nie zrobiłoby dla niej to wielkiej różnicy i nie jest żadną moją księżniczką. Nie wiem co sobie ujebałeś w tym móżdżku ale wróć na ziemię. A ty. Zacząłbyś panikować i dzwonić po szpitalach.
-Tsa... - mruknął - Dobra ja idę.
-Nara. - powiedziałem.
W końcu wyszedł, oknem co prawda ale wyszedł. Nie zamykając okna poszedłem się umyć i przebrać. W międzyczasie Cheo wrócił z... skądś tam.  Po zjedzeniu jeszcze kolacji, poszedłem się położyć.

***

Obudziłem się mniej więcej około piątej. Zrobiłem śniadanie i pozostawiłem dla chłopaka, który jeszcze spał a wiedziałem, że nie wstanie tak wcześnie. Ubrałem się i wyszedłem z pokoju. Nie znałem celu gdzie zmierzam ale gdzieś dojść muszę. Po godzinnym spacerze po terenie akademii  okolicach znudziło mi się. Aż natrafiłem, na także przechadzającą się, Sophię.
-No cześć. Co tak wcześnie tutaj jesteś? - zapytałem

Sophia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz