niedziela, 28 sierpnia 2016

Od Aaron'a C.D Ashton'a

Spędzenie w hotelowym pokoju samemu długich godzin było gorsze niże się spodziewałem. Długie godziny pozwoliły mi myśleć, myślenie doprowadziło mnie do ataku depresji albo czegoś takiego co jedynie spowodowało mój płacz i silny ból.
Nadal przeżywałem to co zrobiłem, że dopuściłem się czegoś takiego jak zabicie człowieka...
Zamordowałem kogoś kto na to nie zasłużył.
Bo prawda jest taka, że nikt na to nie zasługiwał na śmierć, nie z rąk innego człowieka.
A ja to zrobiłem... Czułem się jak potwór, w końcu nie wiedziałem co stałoby się gdybym jej nie postrzelił, może Ashton sam by sobie poradził.
Był silniejszy od niej więc na pewno by sobie poradził. Ja jednak miałem dość, nie chciałem by dłużej wszystko co złe spadało na nas.
Rozmyślanie na ten temat zajęło mi cały dzień, dopóki nie usłyszałem jak ktoś wsuwa do drzwi klucz bym następnie usłyszał szczęk zamka podczas przekręcania przedmiotu. Podniosłem się do pozycji siedzącej, tak by chociaż sprawiać wrażenie dobrego samopoczucia. W pokoju najpierw znalazł się Toto wpadając mi w ramiona i pokazując dużego pluszowego psa. Zaśmiałem się cicho patrząc na radość wypisaną na jego twarzy, dopiero po chwili kierując wzrok na swojego partnera.
Jak mógł mi nie wziąć żelek?!
Piorunowałem go wzrokiem nasyłając na niego swojego brata, który zaatakował chłopaka swoim chudym ciałem. Gnietli się na łóżku parę długich minut dopóki Ash nie uniósł w obronnym geście, krzycząc, że się poddaje.
- Dobrze zrobiłem? - Toto uniósł podbródek do góry przy czym ja od kilku minut pękałem ze śmiechu.
- Bardzo dobrze, jestem dumny - zaśmiałem się cicho przyciągając go do siebie z czułością. - Jak było? - spytałem rozpoczynając tym lawinę szalonych i radosnych opowieści o tym jak fajny był film i o tym jak super było na festynie. Cieszyłem się, że chociaż ich dwójka tak dobrze się w tym czasie bawiła. Mimo wszystko byłem zazdrosny, tak dobrze się bawili, może to było dziecinne ale też chciałem wyjść z domu i spędzić z nimi czas.
Albo chociaż z samym Ashton'em...
- A jak Ty się czujesz? - spojrzałem na blondyna odkładając jedzenie na półkę obok łóżka chłopak wlepił we mnie głębokie spojrzenie, przez co powstrzymywałem silną chęć rzucenia się na niego z pocałunkami. Chciałem teraz spędzić czas w jego ramionach... Nastolatek jakby domyślając się o co mi chodzi wygonił siedmiolatka do łazienki, tłumacząc, że jest cały brudny. Żałowałem, że przed własnym bratem musiałem ukrywać swoje uczucia do Ashton'a. Pocieszał mnie mimo wszystko fakt, że już niedługo wracamy i chłopak będzie tylko dla mnie.
- To nasze ostatnie dni tutaj... Kiedy to zleciało - zaśmiałem się chowając w ramionach ukochanego. Chłopak zaczął gładzić mnie po plecach chłodnymi dłońmi, które sprawiały, że moje łopatki nie bolały aż tak. - Mimo wszystko to był najlepszy wyjazd w moim życiu. - urwałem zostawiając sobie chwilę na zastanowienie - No dobra. Jedyny ale było świetnie. - wyciągnąłem się lekko i pocałowałem chłopaka w szyję.
- Tak. Jego większość spędziłeś walcząc o życie - skwitował mnie a ja wzruszyłem ramionami.
- Pierwszy raz gdzieś wyjechałem, co więcej ze swoim ukochanym. Zwiedziłem piękne miasto i poznałem wspaniałych ludzi, spędziłem czas z najwspanialszą osobą na świecie, znalazłem ojca, a przez niego odzyskałem brata. - ominąłem fakt, że zabiłem człowieka.
To wspomnienie nadal buzowały w mojej głowie wystawiając psychikę na ciężką próbę.
W uszach wciąż dudnił mi dźwięk od strzału, nadal czułem ten ciężar na dłoniach gdy pistolet wystrzelił. Nadal czułem zapach krwi i widziałem to martwe, leżące przede mną ciało.
Przełknąłem ślinę daremnie próbując odrzucić od siebie przykre wspomnienia. Jednak widok pięknej, martwej blondynki wciąż siedział mi w głowie.
- Aaron - jęknął zrezygnowany blondyn, przez co dopiero teraz zorientowałem się, że chłopak obejmuje mnie w karku napierając swoim ciałem, przez co przygniata mnie do ściany.
- Zamyśliłem się - mruknąłem wymijająco i zaatakowałem jego wargi, które były zbyt blisko moich bym tego nie wykorzystał. Muskałem jego wargi delikatnie, nieśpiesznie.
Nie pozwoliłem mu się oderwać dopóki Salvatore nie wyszedł z łazienki. Uśmiechnąłem się do chłopca próbując ukryć rumieńce na swoich policzkach. Wziąłem chłopca na ręce i posadziłem sobie na kolanach obejmując go mocno.
- Nie jesteś głodny? - zerknąłem na niego z troską na co pokręcił głową.
- Ale zmęczony - odparł. Pogładziłem go po włosach jeszcze raz mocno przytulając i pozwoliłem chłopakowi wpełznąć na łóżko obok, na którym do tej pory spałem ja sam. Teraz nie miałem zamiaru spędzać nawet jednej nocy bez niebieskookiego blondyna obok mnie. Chłopiec wziął w ramiona pluszaka i odwrócił się do ściany szepcząc ciche dobranoc.
- Naprawdę było fajnie? - spojrzałem na Ashton'a, potem na górę jedzenia leżącą obok mnie czując jakby głód pożerał mnie od środka. Kompletnie nic nie jadłem od tylu dni, musiałem wziąć też długą kąpiel... Ale najpierw jedzenie.
Złapałem na początek watę cukrową, która mimo tego, że leżała tu z dwadzieścia minut, nie opadła i nadal smakowała jak należy.
Chłopak śmiał się ze mnie za każdym razem gdy różowa substancja dotykała moich ust.
- No z czego się śmiejesz?  - wybuchnąłem w końcu mierząc w niego oskarżycielsko palcem.
- Jesteś bardzo, ale to bardzo słodki - zaśmiał się chłopak raz jeszcze na co uniosłem się dumą.
- I bardzo dobrze - zamruczałem czując jak chłopak porusza się na łóżku by po chwili jego usta znalazły się tuż na moim karku. Wraz z pierwszym ich dotykiem przez moje ciało przeszły dreszcze, właśnie kark był u mnie wyjątkowo wrażliwym miejscem na moim ciele. Mruknąłem cicho oddając się chwili, która minęła zbyt szybko.
- Aaron - głos Ashton'a rozbrzmiał surowym tonem rodzica - Jedz - chłopak podniósł pudełko z pizzą w środku, szczerze mówiąc nie miałem apetytu ale nie miałem też ochoty się z nim spierać. Otworzyłem opakowanie by do moich nozdrzy wdarł się zapach sera, pepperoni i sosu pomidorowego, a wraz z tym wrócił mój apetyt. Oderwałem jeden kawałek z uśmiechem stwierdzając, że tego było mi trzeba. Starałem się jeść go wolno, ciesząc się smakiem czegoś czego tak dawno nie miałem w ustach.
- Dziękuję - szepnąłem gdy zjadłem jeszcze trzy kawałki, a mój brzuch dosłownie pękał. Ostatnio mocno straciłem na wadzę więc taka ilość pokarmu była niemal przytłaczająca dla mojego organizmu. Wypijając przy tym puszkę coli byłem przejedzony. Leżałem oparty o klatkę piersiową Ash'a, który z zainteresowaniem oglądał jakiś program w telewizji rozmyślając o całej naszej aktualnej sytuacji. Właściwie to było dobrze, nawet jeśli już nie miałem skrzydeł było naprawdę dobrze, chociaż jak cholernie mocno bym tego nie żałował wiedziałem, że mogło się to skończyć dużo gorzej.
Mogłem stracić nie skrzydła a swojego ukochanego.
Jakkolwiek bym na to nie patrzył uważałem, że dobrze postąpiłem.
No, na pewno wszystko dobrze się skończyło bo mojego uczynku nie usprawiedliwia nic. Odetchnąłem cicho po raz kolejny odpędzając od siebie przykre myśli i podążyłem za wzrokiem chłopaka skierowany na ekran, na którym aktualnie widniała reklama jakiegoś proszku do prania, albo coś w tym stylu. Westchnąłem cicho rzucając jeszcze spojrzenie zegarkowi, który wskazywał godzinę dwudziestą trzecią i westchnąłem raz jeszcze nieco głośniej chcąc przyciągnąć tym uwagę Ashton'a. Chłopak spojrzał na mnie z góry i pogładził po głowie w czułym geście.
- Nie chcę Ci się spać? - spytaliśmy dokładnie w tym samym momencie by następnie powstrzymywać głośny chichot.
- Nie, dzięki - uśmiechnąłem się do niego szeroko kręcąc przecząco głową. Wyciągnąłem ramiona podnosząc do góry i usiadłem chłopakowi na kolana wpijając się raz jeszcze w jego usta. Oderwałem się od chłopaka i złapałem swoje rzeczy by udać się do łazienki , w której zamknąłem się tym razem wybierając wannę.
Rozebrałem się i wskoczyłem do gorącej wody, która otuliła moje ciało w przyjemny sposób, nie miałem ochoty wychodzić już w ogóle, było mi dosłownie zbyt przyjemnie. Oparłem się o wciąż chłodny brzeg wanny i odetchnąłem. Zamknąłem oczy pozwalając oddać się nękającym mnie myślom. Nie pozwoliłem sobie jednak na długą kąpiel wychodząc z wanny po piętnastu minutach wychodząc z przyjemnego źródła ciepła.
Przebrałem się w piżamę spojrzałem w lustro by za chwilę zamknąć oczy chcąc oczyścić ją z całego dzisiejszego dnia.
Dziwny dźwięk wytrącił mnie z przyjemnego stanu wprowadzając mnie w zawał gdy tylko otworzyłem oczy.
Przede mną bowiem stała zamordowana dziewczyna, siostra Ashton'a. Jej uśmiech przeszył moje ciało uderzając w każdą jego komórkę mojego ciała.
- Nie myśl sobie, że tak łatwo się mnie pozbędziesz - jej głos zabrzmiał nieludzko, powodując ból w mojej czaszce. Dziewczyna chwyciła mnie za szyję, a jej oczy zapłonęły szaleńczą czerwienią. Próbowałem się wyrwać, wrzeszcząc wściekle chyba na cały hotel, z moich oczu płynęły łzy bólu, winy i przerażenia. Wszystko to trwało bardzo długo, lub kilka sekund, na pewno do momentu gdy do pokoju wpadł Ash, podbiegając do mnie.
- To nie koniec - szepnęła zjawa z okropnym uśmiechem nim się rozpłynęła. Chwyciłem się za szyję pozwalając Ashton'owi mnie objąć. Łapałem hausty powietrze byleby pohamować płacz i nie obudzić śpiącego w pokoju Toto.
- Co się stało? - dobiegł mnie głos Ashton'a. Oderwałem się od chłopaka pokazując mu czerwone ślady na mojej szyi.
- Ona tu była - łkałem łykając łzy - Twoja siostra, przysięgam, naprawdę tu była - czułem się jak kompletny wariat. Choć spokojnie mogła stać się duchem i dokonywać zemsty i tak Ash, mógł mi nie uwierzyć.Spanikowany i całkowicie roztrzęsiony szeptałem tylko, że mówię prawdę, że to była ona i jak bardzo teraz się boję.
Wiedziałem, że nasze szczęście nie mogło trwać długo.

Ashton?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz