czwartek, 4 sierpnia 2016

Od Ashton'a C.D Aaron'a

Obudziłem się jeszcze przed szóstą. Przekręciłem się na łóżku spoglądając na Aaron'a. Wczoraj dość szybko zasnął a ja zbyt zmęczony by ścielić dwa łóżka pościeliłem tylko to i tu zasnąłem. Miałem nadzieję, że nie byłby o to zły. Powoli żeby go nie budzić wstałem i ruszyłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic, założyłem jak zwykle ciemne dżinsy oraz czarną koszulkę bez rękawów. Na wierzch zarzuciłem bluzę. Gdy wyszedłem z łazienki było już nieco po siódmej. Spojrzałem na śpiącego chłopaka. Przez chwilę wahałem się czy go nie obudzić. Zrezygnowałem jednak z tego pomysłu czując, że należy mu się dzień wolny.
Ja zresztą ja też nie zamierzałem iść na lekcję. Obiecałem mu, że odnajdę jego leki, więc każdą chwilę wolałem poświęcać na to niż na bezsensowne siedzenie w ławce. Raczej nie zrobi to większego wrażenia na dyrektorze czy nauczycielach, bo przynajmniej raz w tygodniu musiałem sobie robić wagary. Łapiąc więc w locie tosta, który pozostał jeszcze po wczorajszej kolacji wyszedłem z mieszkania. 
Skoro wiedziałem już jak ci złodzieje wyglądają mogłem bez problemu ich rozpoznać. Gorzej z tym, że nie wiedziałem gdzie ich szukać. Postanowiłem zacząć od okolic szkoły. Po drodze jednak skoczyłem do łazienki chcąc ułożyć włosy, których zapomniałem ustawić rano. Wszedłem do toalety i stanąłem przed lustrem. Zacząłem dłonią przeczesywać sobie włosy gdy dobiegł mnie cichy chichot z kabiny. 
- Z czego tak rżysz? -spytałem 
Śmiech stał się głośniejszy i po chwili zza drzwi wyszli dwaj faceci. Tak. Obaj siedzieli w jednym kiblu....Wolałem udawać, że tego nie zauważyłem. W odbiciu lustrzanym zauważyłem wysokich mężczyzn. Jeden z nich był rudzielcem, drugi natomiast szatynem.
- No, no Ashton...Dla kogo się tak stroisz? -spytał rudy uśmiechając się złośliwie.
Odsunąłem się od lustra i oparłszy o zlew zmierzyłem ich wzrokiem.
- Z całą pewnością nie dla was.
Jakby słysząc w mojej wypowiedzi coś śmiesznego dostali głupawki. Dopiero gdy już zmierzałem ku wyjściu jeden z nich złapał mnie kaptur i przytrzymał. Nim jednak cokolwiek zdążył powiedzieć odwróciłem się wymierzając mu cios prosto w nos. Skulił się klnąc cicho podczas gdy szatyn już zbliżał się do mnie z zamiarem odwetu. Zamachnąłem się na niego jednak on złapał mnie za nadgarstek i wykręcił rękę. Kopnąłem go w brzuch wymijając przy tym nadal jęczącego na ziemi rudzielca. Szarpałem się z nimi aż w pewnym momencie do toalety wszedł....Aaron.
- Wyjdź stąd Aaron -powiedziałem odruchowo
Chłopak stał jak wryty więc podszedłem do niego i wypchnąłem siłą na korytarz.
- Masz rację pilnuj lepiej swojego chłopaka -usłyszałem cichy śmiech za plecami 
Odwróciłem się i tak odepchnąłem jednego, że wpadł do jednej z kabin i uderzając głową o ścianę stracił przytomność.
Patrzyłem jak osuwa się na ziemię a tymczasem drugi z zaskoczenia uderzył mnie w twarz. Czułem jak po twarzy spływa mi ciepła krew. Otwarłem ją dłonią i rozejrzałem po pomieszczeniu. Szatyn właśnie wyskakiwał przez okno.
Ciężko dysząc odwróciłem się w stronę lustra. Na skroni miałem dość spore rozcięcie. Do tego parę siniaków na ramionach. Nie było jednak tragicznie. Usłyszałem ciche skrzypnięcie drzwi i znów ujrzałem twarz Aaron'a.
- Wyjdź stąd -powiedziałem
Nic mu już raczej nie groziło ale mimo to wolałem by nie oglądał mnie w takim stanie. Chłopak nie posłuchał i rozglądając się po łazience podszedł bliżej. Nie miałem już siły wywalać go stąd siłą więc odkręciłem tylko kran i zacząłem obmywać sobie twarz.
- Nic ci się nie stało? -spytał przyglądając mi się.
Pokręciłem głową nie odrywając wzroku od swojego odbicia.
- O co wam poszło?
Spojrzałem na niego kątem oka. Właściwie...To co mu miałem powiedzieć? Sam nie wiedziałem dlaczego zaczęliśmy się tłuc. 
- Głupia sprzeczka i tyle -burknąłem zakręcając kran.
W tym momencie z kabiny dobiegł cichy jęk. Odchyliłem drzwi spoglądając na rudzielca, który z wyraźną trudnością próbował się podnieść na nogi. Złapałem go za koszulkę i przycisnąłem do ściany.
- Powiedz koledze, ze się jeszcze policzymy,
Puściłem go pozwalając mu bezwładnie opaść na ziemię i wyszedłem na korytarz.
- Co ty tu właściwie robiłeś? -spytałem gdy Aaron już mnie dogonił.
- O to samo mógłbym spytać ciebie -odparł
- Szukam leków. Tak jak obiecałem -mruknąłem wzruszając ramionami.
Brunet przystanął i spojrzał na mnie z nadzieją w oczach. 
- Nie mieli ich -westchnąłem, a widząc nieco zawiedzioną minę chłopaka dodałem- To znaczy chyba...Nie wiem.
Właściwie to mogli mieć z tym coś wspólnego. Spojrzałem za siebie w stronę łazienki. Pewnie już stamtąd uciekł....Później się zajmę dalszymi poszukiwaniami, bo dopiero zdałem sobie sprawę jak bardzo jestem głodny.
- Aaron, pamiętasz jak mówiłeś, ze wisisz mi dobry obiad? -spytałem
- No tak -pokiwał głową.
- Chyba właśnie przyszła na to pora -zaśmiałem się łapiąc za brzuch, który wbrew mojej woli zaczął burczeć na cały głos.

Aaron?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz