Umrze.
Wypowiedział to lekkim tonem klaszcząc przy tym dłońmi, że gdyby nie pustka w jego oczach można by pomyśleć, że jest szczęśliwy. Że to tylko żart.
Ale była to prawda. Bolesna i trudna do zniesienia. Nie byłem w stanie tego zrozumieć. Stałem jak kołek na środku pokoju ze wzrokiem skierowanym na Aaron'a, który w zamyśleniu patrzył na okno. Nie sądziłem, że to jest coś tak poważnego. Współczułem mu...Przeżył zaledwie kilkanaście lat i już musi umierać. Jednak w tym całym żalu i smutku jakaś mała cząstka mnie była wściekła na bruneta. Po części go rozumiałem. Białaczka to nie jest coś czym się chwali niedawno poznanym osobom. Ale czułem się oszukany. Najpierw się ze mną zaprzyjaźnia a potem....Potem mówi mi, że umrze? Czy ja naprawdę muszę mieć takiego pecha, że jedyni na których mi zależy umierają? Zależało mi na Aaronie. I to bardzo. Przywiązałem się już do niego. Był moim przyjacielem. Nie mogłem przyjąć do wiadomości tego, że wkrótce go nie będzie.
- Powiedz coś -odezwał się cichym głosem.
Zauważyłem, że od pewnego czasu nie patrzy już na szybę tylko na mnie. Badał wzrokiem moją twarz ale zaraz znów odwrócił głowę.
- I....ile ci zostało? Czasu? -spytałem.
Raczej nie był to dobry moment na zadawanie tego typu pytań. Ale czy w ogóle trafiłaby się chwila, w której można by zapytać śmiertelnie chorego człowieka kiedy umrze? To pytanie zawsze jest nie na miejscu. A jednak musiałem znać odpowiedź choć bałem się jej.
- Nie wiem. Raczej nie za dużo. A bez leków jeszcze mniej -powiedział głosem zupełnie pozbawionym emocji.
Po tych słowach zapanowało milczenie. "Raczej nie za dużo" czyli ile? Miesiąc? Rok? A może tylko kilka tygodni? Aaron poruszył się na kanapie a ja ocknąłem się tego transu, który nie pozwalał mi racjonalnie myśleć. Musimy znaleźć te tabletki.
Podbiegłem do szafek i zacząłem wywalać ich zawartość na podłogę. Nie zwracałem uwagi czy rzeczy w niej należą do mnie czy do Aaron'a. Te piguły mogły być wszędzie. Musiałem je znaleźć.
- Przeszukałem cały pokój -odezwał się zrezygnowany.
Zastygłem w miejscu z szufladą w ręce. Skoro nie tu to gdzie są? Ktoś je ukradł? Ale kiedy? Po co ja lazłem do tego kibla!? Mogłem wrócić tu wcześniej i być może przyłapałbym złodzieja na gorącym uczynku. I nagle jakby wszystko zrozumiałem. Przypomniała mi się podsłuchana w toalecie rozmowa dwóch mężczyzn. Upuściłem resztę rzeczy, które trzymałem w dłoniach i wybiegłem z pokoju. Biegłem na oślep nie wiedząc do końca dokąd mam iść. W końcu nie widziałem ich twarzy. Nie wiem nawet czy są z tej szkoły czy może to jakiś typy z zewnątrz. Ale może coś uchwyciło się na kamerze. Musiało się nagrać jak wychodzą z łazienki.
- Ashton! -usłyszałem z oddali krzyk Aaron'a.
Nie miałem czasu tłumaczyć mu tego wszystkiego. Miałem tylko nadzieję, że nie uzna, że uciekłem, bo nie chcę mieć nic do czynienia z chorym człowiekiem.
Wbiegłem do sekretariatu i tam bez zawracania sobie głowy pukaniem do drzwi wpadłem do biura dyrektora omal nie przewracając się na jego biurko.
- Ashton! Co to jest za zachowanie?! -spytał oburzony podnosząc się ze swojego fotela.
- Muszę obejrzeć nagrania z kamery! Szybko! -krzyknąłem
- Uspokój się! Nie możesz tak po prostu wpadać tu i prosić mnie o takie rzeczy. Dostęp do nagrań mam tylko ja. I nkt inny. Rozumiesz?
- Ale tu chodzi o bardzo ważną sprawę! -czułem jak wzbiera się we mnie gniew.
- Dość tego -chwycił mnie za ramie i pociągnął do wyjścia- Wracasz do swojego pokoju. I przemyśl sobie swoje zachowanie drogi chłopcze.
Wyrwałem mu się i posłałem spojrzenie, które gdyby mogło zabijać położyłoby trupem nie tylko jego ale i pół tej szkoły. Dyrektor już otwierał usta ale w tym momencie do gabinetu wpadł Aaron. Był bledszy niż zwykle do tego ledwo trzymał się na nogach. Utkwiliśmy w nim spojrzenie zapominając na chwilę o nagraniach z monitoringu.
- Aaron! Co ci jest? -spytałem podchodząc do niego.
Dyrektor jednak zagrodził mi drogę i sam podszedł do chłopaka kładąc mu dłonie na ramionach.
- Chłopcze dobrze się czujesz? -spojrzał na niego z troską.
- No k*rwa chyba widać, że nie czuje się dobrze! -warknąłem
Nie mogłem uwierzyć, że marnujemy czas na te ceregiele. Widząc, że dyrektor jest zbyt zajęty brunetem cichaczem podszedłem do jego biurka i wyciągnąłem jedną z płyt na których były nagrania z dzisiejszego dnia. Schowałem ją pod bluzę.
- Co ty tam robisz? -usłyszałem pytanie sekretarki- Natychmiast to oddaj
Zignorowałem prośbę i odwróciłem się w stronę Drzwi przy których nadal stał Aaron.
- Dyrektorze! On ukradł coś z pańskiego biurka! -krzyknęła kobieta
- Dajcie że spokój! Nie widzicie, ze coś mu jest? -spytał
- Dlatego ja się nim zajmę -wysyczałem
- Ty? Na pewno nie. Trzeba wezwać pogotowie.
- Żadnego pogotowia! Dobrze wiem co mu jest. Sam mu pomogę.
Kłótnię przerwał cichy łoskot. Spojrzeliśmy a podłogę gdzie leżał nieprzytomny Aaron. Wymieniłem spojrzenia z dyrektorem. Ten natychmiast podszedł do swojego biurka i wyciągnął telefon. Zerknąłem na Aaron'a.
- Szpital mu pomoże...W szpitalu będzie mu lepiej....Zapewniałem się w myślach
A jednak mimo to niewiadoma siła kazała mi chwycić chłopaka za ramiona i wyciągnąć z gabinetu. Nim ktokolwiek zdążył się odezwać ja już leciałem ponad szkołą w stronę lasu z Aaron'em.
Aaron?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz