To wszystko działo się tak szybko, Ashton wyglądał na przerażonego, a kiedy wybiegł z pokoju poczułem, że nie mogę go stracić.
Nie mogę.
Nie chcę.
Nie jego.
Wybiegłem z pokoju za chłopakiem, który pędził w stronę gabinetu dyrektora.
- Ashton! Proszę stój! - krzyczałem za nim, ale ten krzyk jakby kompletnie do niego nie docierał. Nie mogłem odpuścić... Wbiegłem do gabinetu gdzie awantura toczyła się na dobre. Nie wiedziałem co robi i przez myśl mi przeszło, że kłóci się o zmianę współlokatora. Zabolało mnie to. Od stresu zrobiło mi się zimno i jasno przed oczami, chciał odejść. Jednak był jak wszyscy.
Momentalnie zebrało mi się na wymioty, jednak zamiast tego po prostu upadłem na ziemię tracąc przytomność.
***
Ocknąłem się już w nieco lepszym stanie, spokojnieszy. Jednak żal do siebie i Ashtona nie opuszczał mnie nim zorientowałem się gdzie jestem. Świeże powietrze, śpiew ptaków... Las. Odetchnąłem świeżym powietrzem próbując się poruszyć w czym przeszkodziły mi silne ramiona.
- Aaron? - rozpoznałem ten głos. Blond włosy, duże, śliczne, niebieskie oczy, w których można było dostrzeć przerażenie. Niemal natychmiast poczułem cisnące się do oczu łzy.
- Przepraszam... - podniosłem się i mocno wtuliłem w chłopaka - Nie chciałem Cię oszukać, bałem się powiedzieć Ci o tym, nie chciałem żebyś i Ty mnie zostawił...
- Aaron zamknij się - chłopak wplótł dłoń w moje włosy i starł łzy. - Jestem zły. Oszukałeś mnie, ale nie umrzesz. Wszystko będzie dobrze - chciałem w to wierzyć, że będzie i nie umrę, ale co mogłem zrobić? Ashton potarł moje ramię, nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Moja przybrana matka, nigdy mnie nie tuliła, nie chciałem, żeby to robiła. Nigdy nie chciałem żeby ktokolwiek to robił, teraz? Mimo tych wszystkich przykrych sytuacji czułem się tak dobrze. Zerknąłem na blondyna
- Ashton... - nieco oprzytomniałem- Teraz będziesz miał kłopoty... I ja też, a nie chcę jechać do szpitala. - szepnąłem, układając się wygodniej, mimo wszystko chciałem wykorzystać ten moment.
- Nie będę miał żadnych kłopotów - zaśmiał się cicho ale jego głos trząsł się i łamał. Zastanowiłem się czemu. Mało było prawdapodobne żeby z mojego powodu, pewnie bał się konsekwencji. Ale był tu... Nie zostawił mnie. - Ej mały - mruknął do mnie zdrobniale- Wszystko będzie dobrze - zerknąłem na niego i podniosłem. Oparłem się o drzewo obok niego, a chłopak objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Chciałem mieć go teraz obok siebie, naprawde bardzo. Mimowolnie objąłem go w ogół żeber.
- Ja Cię nie zostawię - szepnąłem z zaciśniętym gardłem. Pierwszy raz wyznałem komuś tak wiele uczuć tylko w jednym zdaniu.
- Obiecujesz? - chłopak spojrzał mi prosto w oczy.
- Przysięgam. Nie tak łatwo mnie zagiąć jak się postaram - zaśmiałem się. W końcu kogoś miałem. Przyjaciela, jedyną osobę w tym całym gównie.
- Wracamy? - spytałem wlepiając w niego spojrzenie. Jego twarz była spokojniejsza.
- Choć tu, lepiej żebyś się teraz nie męczył. Nie protestowałem, chłopak podniósł mnie jakbym nic nie ważył. Spojrzałem na jego skrzydła...
Ciemne...
Upadły?
Dopiero teraz zwróciłem uwagę na ich kolor. Nigdy wcześniej nie miało to dla mnie większego znaczenia. Byliśmy kompletnie sprzecznymi rasami. Właściwie to w ogóle nie powinniśmy się zadawać. Jednak gdybym teraz stracił go przez rasę chyba bym się zbił.
Ashton był naprawdę jedyny.
Nawet moja opiekunka już do mnie nie dzwoniła.
A mi tak bardzo na nim zależało.
Weszliśmy do pokoju przez okno, natychmiast zabrałem się do wyjścia.
- Dokąd idziesz? - spytał zerkając na mnie przelotnie. Ogarnął mnie nagły przypływ emocji. Podszedłem do chłopaka szybkim krokiem, stanąłem na palcach i wpiłem w jego usta.
Jezu
Takie słodkie
A ja
Taki głupi.
Nie wiem czemu to zrobiłem. To było okropne, nie znałem go, praktycznie w ogóle się nie znaliśmy.
A ja pocałowałem go bo co?
Bo mam osiemnaście lat i chciałem zobaczyć jak to jest? Bo nigdy tego nie robiłem? Dopiero wtedy ogarnąłem, że Ashton choć nadal bardzo zaskoczony położył mi dłoń na karku i odwzajemnił pocałunek.
Kurwa...
Cholera...
Odusnąłem się od niego cały czerwony i po prostu wyszedłem z pokoju. Chciałem załatwić sprawę z dyrektorem. Nikt nie mógł ponosić konsekwencji za moją głupotę.
Wszedłem do jego gabinetu...
- Przeraszam, mogę? - spytałem i zacząłem rozmowę. Prawie się pokłóciliśny, chciał wysłać mnie do szpitala. Jednak udało się, nakłamałem o paru sprawach, tak żeby Ashton nie poniósł konsekwencji.
Dobra
Ważne, że się udało.
Stałem pare minut przed drzwiami pokoju ale donniego nie wszedłem. Co Ashton muiał sobie o mnie pomyśleć... Że wykorzystałem okazję? Albo gorzej, że zrobiłem to jemu samemu.
Odwróciłem się i odszedłem, nie wiem... Może dziś prześpię się u Nelly. Dziewczyny, z którą chodziłem do klasy. Dobrze się dogadywaliśmy. Jednak póki co poszedłem na miejsce gdzie wcześniej pisałem piosenkę.
Tam nikogo nie ma i nikt mnie nie znajdzie.
Ashton? Porobiło się
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz