wtorek, 2 sierpnia 2016

Od Aarona C.D Ashtona

W szkole wrzało od emocji jedni byli podekscytowani, inni wystraszeni, niektórzy rozbawieni. Każdy ma swoją wersję tego wydarzenia. Od samego rana wszyscy mówili tylko o tym wczorajszym wypadku. Widzieliśmy go tylko ja i Ashton ale ani on ani ja nie mieliśmy zamiaru zadawać sobie jakikolwiek wysiłek żeby wpieprzać się w to gówno. Poza tym okazało się, że ofiarą całego wypadku był syn byłego dyrektora, który uczył się tu ostatni rok. To w takim razie kto go zabił?
Nie obchodziło mnie to jeśli wziąć pod uwagę całokształt sprawy, a jedynie bałem się, że coś może stać się Ashtonowi. Nie mogłem do tego dopuścić, a ja... I tak byłem bliżej śmierci niż myślałem.
Tak, to był dobry moment, żebym przyznał sam przed sobą, że naprawdę polubiłem tego chłopaka, na tyle mocno, że nie mogłem pozwolić by coś mu się stało. To było okropne przez tyle lat starałem się być zimnym i oschłym, ale przyszła ta jedna osoba i wywróciła wszystko do góry nogami jak gdyby nigdy nic wpieprzyła się moje życie i nie chciałem, żeby odszedł. Złamałem najważniejszą zasadę swojego życia, nie przywiązuj się.
Jednak nie wiedziałem jak mam się nie przywiązać. Pierwszy raz ktoś był dla mnie miły i okazał więcej uczuć niż mój pies, a raczej psy, którymi się zajmowałem.
Tyle, że Ashton pewnie nie czuł tego co ja. Byliśmy tylko współlokatorami dla niego nie znaczyło to nic więcej.
Zresztą, gdybym w końcu umarł pewnie by się cieszył, że w końcu ma dla siebie cały pokój.
Krople potu spłynęły mi po czole kiedy pomyślałem o śmierci.
Podczas ostatniej wizyty w szpitalu dowiedziałem się, że mój stan zdrowia znacznie się pogorszył. Oczywiście gadanina, że o ile będę brać leki i na siebie uważał to wszystko będzie dobrze mnie nie ominęła, ale to bujda. Prawda była taka, że umierałem. Kurwa umierałem. Poczułem cisnące się do oczu łzy.
Bądź silny.
Bądź silny.
Bądź silny.
Pierwsza łza.
Bez słowa wstałem z ławki i wybiegłem z klasy. Przywilejem bycia chorym na białaczkę było wychodzenie z klasy kiedy się chce i wiedziałem, że nikt nie zwróci na to uwagi poza uczniami buczącymi z uznaniem za odwagę. Jednak oni gówno wiedzieli. Zatrzasnąłem drzwi i puściłem się biegiem do pokoi. Zeskakiwałem ze schodka na schodek i nagle
Bum.
Uderzyłem w ciało na przeciw mnie i zatoczyłem się do tyłu będąc o krok od bolesnego zbliżenia z twardą, szarą podłogą, dzięki Bogu chłopak złapał mnie za rękę nim spadłem że schodów
- Panie ładny, uważaj jak chodzisz, okej - burza czarnych włosów uśmiechnęła się do mnie jeszcze chwilę trzymając moją dłoń. Był ode mnie dużo wyższy więc żeby sprawdzić z kim rozmawiam musiałem nieco umieść wzrok. Tylko, że to nie był najlepszy moment.
- Nie mogę teraz. Przepraszam - minąłem go szerokim łukiem i zbiegłem że schodów, krzyknął coś jeszcze, że to nie koniec i jeszcze się spotkamy ale w tym momencie go nie słuchałem. Biegłem.
Szybciej, kurwa Aaron szybciej.
Przed drzwiami nie mogłem trafić w klucz. Przerażenie zamazało mi widok, jednak otworzyłem drzwi. Nie wiem czego się bałem, może tego, że w którymś momencie lekcji przypomniałem sobie o lekach, których dziś nie wziąłem i o tym, że nie wiem kiedy ale może być na to zbyt późno.
Wolnym krokiem podszedłem do szafki otwierając ją drżącą dłonią.
Nie było ich. Kurwa... Kurwa...
Kurwa
Kurwa
Kurwa.
Mój nieśniertelnik,
Zeszyt,
Zeszyt z tekstami,
Proszki przeciwbólowe,
Pianka do włosów,
Nie ma. Nigdzie. W tym samym momencie do pokoju wszedł Ashton przeze mnie niezauważony został znokautowany portfelem prosto w twarz.
- Co się stało? - spojrzał na mnie pocierając obolały policzek.
- Nie ma ich - spanikowany wstałem przeszukując resztę pokoju. Błąkałem się po pomieszczeniu dopóki nie dostałem od blondyna w żebra. Chwycił mnie mocno za ramiona a ja spojrzałem mu w oczy.
- Nie ma czego?
- Moich leków - wytłumaczyłem. Niebieskooki spojrzał na mnie ze zdziwieniem. No tak.
- No to co? Kupisz nowe. Usiądź, jesteś strasznie blady. - zastanawiałem się czy nie zaśmiać mu się w twarz.
- Dostaję je raz do roku. Nie mogę ich sobie od tak kupić. Nie da się. Są sprowadzane - oparłem policzki o pięści bujając piętami. Chłopak usiadł koło mnie i lekko objął ramieniem podtrzymując w pionie.
- Uspokój się. Znajdziemy je, ale Aaron - blondyn spoważniał i kucnął przede mną. - Znajdziemy je, obiecuję. Ale musisz mi powiedzieć co to za leki - obaj zamilczeliśmy. Odwróciłem wzrok i zagryzłem wargi. Jeśli... Jeśli mu powiem, odwróci się ode mnie. Znowu zostanę sam. Zachciało mi się płakać. Starłem płynące do oczu łzy i zwróciłem wzrok na chłopaka. Ludzie odtrącają chorych ze strachu, zawsze tak było.
- Ja.. - zacząłem nie wiedząc jak skończyć. Nie chciałem żeby chłopak przestał ze mną rozmawiać, nie chciałem stracić kogoś kto mógłby być moim przyjacielem. Pierwszy raz kogoś do siebie dopuściłem, miałem to stracić? Wypuściłem powietrze z płuc patrząc na niego. Od tego zależało moje życie. Tak, trudno. Tyle lat byłem sam, nie będę płakać z powodu kilku dni - Mam białaczkę... - chłopak cofnął się i podniósł a ja prychnąłem śmiechem.
- Co.. co się stanie jeśli ich nie weźmiesz? - widziałem w jego oczach strach i zmieszanie.
- Nie udawaj, że się nie domyślasz- przeczesałem włosy i klasnąłem w dłonie - Umrę.

Ashton?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz