Szukałem Ashtona, czując jak rozrywa mi kości, ból był nie do zniesienia.
Żałowałem tego wszystkiego co się stało, ale musiałem znaleźć Ashtona.
Chciałem mieć go obok jeszcze przez chwilę. Po kilkudziesięciu minutach zażartej walki ze słabnącym organizmem odnalazłem go.
Co więcej znalazłem nie tylko jego ale i leki.
Nie robiłem sobie nadziei, że jeszcze nie jest za późno, a Ashtonowni nie mogłem jej odebrać. Wsadziłem tabletki do ust, nie mogąc ich przełknąć. Blondyn cały czas mocno trzymał mocno mnie w ramionach, gdy coś kapnęło mi na policzek. Uchyliłem powieki zerkając blondynowi w jasne oczy, na jego twarzy dało się zauważyć zanikający od ciepła, mokry ślad.
Płakał?
Ale dlaczego?
Podniosłem się z jego kolan i zrobiłem to co chłopak przed chwilą. Złapałem go za ramiona i przyciągnąłem go do siebie. Chłopak wtulił twarz w zagłębienie mojej szyi a ja wplotłem dłoń w jego włosy.
- Dziękuję Ci... Bardzo Ci dziękuję - wyszeptałem. Miękkie włosy łaskotały mnie w policzek przez co zachciało mi się śmiać. - Teraz jeden obiad mi nie wystarczy - zaśmiałem się czując jak bardzo mnie to zabolało.
- Choć tu - wyszeptał chłopak i wziął mnie na ręce. Nie protestowałem, było to bardzo wygodne. Puścił mnie dopiero w pokoju. Chłopak odsunął mnie na długość ramion.
- Jezu Aaron... - wyszeptał i jeszcze raz mnie przytulił. Odwzajemniłem to z uśmiechem. To było miłe wiedzieć, że komuś na mnie zależy. Miałem przyjaciela...
No... Przyjaciela?
Teraz nie chciałem o tym myśleć.
- Dobra, teraz idź jedz - chłopaka nie było cały dzień, i wiele przeszedł. Nie wiedziałem jak mogę mu się odwdzięczyć. Przecież on uratował mi życie, zamyślony wpatrywałem się jak chłopak zjada kanapkę za kanapką wypijając chyba karton soku pomarańczowego. Oparłem głowę o poduszkę i zawinąłem się w kołdrę.
- Pójdę spać... Smacznego - zdążyłem tylko odwrócić się do ściany i usnąłem.
~°~
Miałem koszmar, śniła mi się śmierć, jakiś psychopata brutalnie mordował ludzi w szkole.
Właśnie zbliżał się do naszego pokoju, wszedł do niego, za wszelką cenę pragnąłem się obudzić.
Zaczął rozwalać wszystko w pokoju i podszedł do łóżka Ash'a i uniósł nóż do góry gotów wykonać cios. Widziałem każdy szczegół. Kominiarka lekko poruszała się wraz z rytmem jego oddechu. Zwężone powieki i skupienie w momencie uderzenia. Cały widok zalała mi krew a ja obudziłem się na tyle gwałtownie, że zspadłem z łóżka, budząc tym niebieskookiego.
- Aaron? Co się stało? - chłopak położył mi dłoń na ramieniu wlepiając zatroskane spojrzenie.
Wdech i wydech.
Policz do dziesięciu.
- Jezu jesteś tu - wyszeptałem nieco mimowolnie. Przetarłem twarz i bez słowa chwyciłem jego dłoń i pociągnąłem do łóżka. Swojego.
Nieważne co sobie pomyślał. Przykryłem chłopaka i siebie i poh prostu zasnąłem. Nie wiem czemu ale na tę chwilę chciałem mieć go obok siebie. Fakt, że był tu cały i zdrowy pozwolił mi ponownie usnąć.
Obudzony wcześnie rano spojrzałem na chłopaka. Nadal spał. Wydawał się taki spokojny...
Odetchnąłem i połknąłem wszystkie proszki, zrobiłem sobie kawę z płatkami, a chłopakowi naleśniki z sokiem pomarańczowym. Była sobota, nie miałem serca go budzić. Wyjrzałem za okno, z którego miałem widok na miasto. Zachciało mi się iść dziś na lody i do kina. Zerknąłem na chłopaka, może pójdzie ze mną...
Odsunąłem się od okna i poszedłem pod prysznic, uprzednio wyjmując z szafy jasną, jeansową kurtę, czarną koszulkę i moro spodnie. Wziąłem dłuższy prysznic, naprawdę długi. Kiedy wyszedłem zbliżała się trzynasta a chłopak już nie spał.
- Cześć - przywitałem się, wyciągając kości.
- Jak się czujesz? - spytał chłopak.
- Dobrze, jedz - roześmiałem się cicho widząc jego spojrzenie. Chłopak zjadł spokojnie, wolniej niż zwykle co jakiś zerkając na mnie.
- Ty coś chcesz - zauważył nagle a kąciki ust uniosły mu się w górę.
- Mogę Cię gdzieś zabrać? - spytałem siadając przed nim. Złapałem chłopaka za nadgarstki i kucnąłem przed nim - Proszę...
- Zapraszasz mnie na randkę? - zaśmiał się.
- Nazywaj to jak chcesz, ale nie chcę iść sam - wysunąłem wargę do przodu, wiedząc, że chłopak i tak pęknie.
- Mogę najpierw wziąć prysznic? - zaśmiał się cicho a ja klasnąłem w dłonie. Cieszyłem się jak dziecko. Nie wiem czemu, czułem, że to będzie dobry dzień. Ashton brał długi prysznic, kiedy wyszedł zbliżała się piętnasta więc spokojnie mogliśmy wyjść. Ash wyglądał... No ładnie. Zacisnąłem wargi patrząc na niego. Wypuściłem powietrze z płuc gdy zadał mi pytanie.
- Wiesz na jaki film chcesz iść?
- Wiem, na taki jeden, ale sam się boję - podszedłem do drzwi widząc jak zbiera klucze, telefon i znierza w moją stronę.
- Mam Cię obronić przed demonami spod łóżka? - zaśmiał się a ja obdarowałem go ciosem w żebra.
- Idiota.
Ashton?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz