Moje jedzenie się skończyło, ulica stała się pusta. Ja za to dalej czułem się głodny. Byłem cały umorusany krwią i dalej mi było mało. Usłyszałem warkot silnika. Odwróciłem głowę i zobaczyłem dwa szkolne autobusy, każdy byłem dzieciaków. Jeden kierowca zdążył mnie zobaczyć, na co szybko pojechał na wstecznym. Drugi zaś już nie miał szans. Wskoczyłem na jego dach i wyrwałem metal, wyrabiając sobie drogę do pysznych zapachów. Krzyki dzieciaków ogarnęły cały autobus, ale z czasem było ich coraz mniej. Wskoczyłem do środka i nie patrząc na to co robię, zacząłem każdą osobę zabijać, a następnie pożerać. Nauczyciela, kierowcę jak i dziecko. Pożarcie ich wszystkich zajęło mi dość sporo czasu. A ja byłem dalej głodny. Wyskoczyłem z autobusu i pod wpływem agresji chwyciłem maszynę rzucając nią na jakiś budynek. Dopiero teraz spostrzegłem jakąś osobę siedzącą niedaleko mnie na dachu. Miała skrzydła, więc wyglądała jak kurczak. A ja lubiłem kurczaki. Nie myśląc już ani chwili dłużej zacząłem biec do budynku, by następnie wspiąć się po jego pionowej ścianie. Mój ptaszek ciągle mnie oglądał, więc postanowił wzbić się w powietrze i przeskoczyć na drugi dach. Zawarczałem zły i skoczyłem za nim. Znowu chciał się wzbić w górę, a pazurami tylko przejechałem po jego łydce. Krew która się z niego polała była smaczniejsza od tamtych na dole. Musiałem, ja musiałem się nim pożywić! Jednak jak, skoro nie mam skrzydeł? A widocznie kurczak postanowił siedzieć na niebie dosyć wysoko. Ale to i tak mnie nie powstrzymało przed zaatakowaniem jego. Mogłem skakać bardzo wysoko, niczym konik polny i tak zrobiłem. Jednak on zrobił unik i zdążyłem tylko ponownie przejechać pazurami, ale tym razem po jego klatce piersiowej. Dach się niestety skończył, a ja wylądowałem na ulicy, tworząc lekkie trzęsienie ziemi pod wpływem impulsu. Znowu usłyszałem jakiś warkot silnika, ale tym razem był on cięższy. Gdy się wyprostowałem zauważyłem policję, jak i ciężko zbrojne pojazdy. Niektórzy ludzie powychodzili, a niektórzy zaczęli do mnie strzelać z pojazdów. Jednak każda kulka jaka we mnie trafiała nic mi nie robiła. Zawyłem donośnie ogłuszając tym samym ich wszystkim, nawet tego ptaszka na górze, po czym rzuciłem najbliższym mundurowym i jego własne auto i tak kolejnymi, aż nie zostały mi tylko czołgi czy co to tam było. Złapałem za gąsienice, aby wywrócić wpierw maszynę, a potem rzucić nią najdalej jak potrafiłem, niszcząc przy tym budynki. Liczna strzał malała, moje rany goiły się w mgnieniu oka. Aż nagle usłyszałem cięższy i szybszy strzał, a następnie ból w nodze. Zaskowytałem z bólu, po czym się odwróciłem. Stał tak starszy mężczyzna z pistoletem w dłoni, w drugiej zaś trzymał srebrne pociski. Ruszyłem na niego i za nim udało mu się strzelić, rzuciłem o ścianę. Gdy zacząłem podchodzić coraz bliżej jego, strzelił mi prosto w brzuch. Poczułem ogromny ból. Zgiąłem się z bólu, a z ust wyleciała mi krew. Zacząłem nią rzygać, ale w trakcie tego wszystkiego pozbawiłem mężczyzny pocisków, po czym zacząłem uciekać w kierunku lasu. Chociaż słyszałem liczne strzały za moimi plecami, żadna mnie nie uderzyła. Wskoczyłem na budynek i tym razem oświetlił mnie reflektor samolotu. Wskoczyłem na niego zanim we mnie wystrzelił, po czym wyrwałem mu śmigło. Gdy już nic mnie nie goniło, wbiegłem do lasu. Nie wiem w która stronę zacząłem biec, czy w stronę akademii, czy wręcz przeciwnie. Po prostu biegłem przed siebie, aby nie mógł mnie złapać i ponownie zadać mi ten ból. Był on okropny, jakby ktoś rozrywał mnie od środka, a następnie posypywał solą. Gdy byłem już daleko od nich, wspiąłem się na koronę drzewa po czym zawyłem. Pomimo dwóch ran, które mnie spowalniały jak i wywoływały wymioty krwią, zacząłem polować na zwierzęta. To borsuki, nietoperze, dziki. Zaatakowałem nawet te śpiące, które myślały, że w nocy są bezpieczne. Zobaczyłem górę i coś kazało mi się tam wspiąć. I tak zrobiłem. Pomimo pionowej ściany, czasem ukośnej, wchodziłem na górę niczym koza górska. Na jego samym szczycie znowu zawyłem i dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że noc mija. Księżyc już się chowa za horyzontem, a na niebo wchodzi słońce. I wtedy zobaczyłem tego kurczaka. Poczułem zapach jego krwi. Skoczyłem na niego odwracając się, gdyż latał za moimi plecami. Chciał zrobić unik, jednak tym razem to ja miałem szczęście i udało mi się dotknąć jego skrzydła. Zaczął spadać z góry nie mogąc wzlecieć w powietrze. Ponieważ chciałem go żywego, zacząłem zbiegać po urwisku jak oszalały, po czym za nim uderzył o ziemię, złapałem go. Przygniotłem do ziemi, a z mojego pyska leciała ślina wymieszana z krwią. Powąchałem go. Pachniał tak wspaniale. Nie wytrzymałem już dłużej i gdy przybliżyłem pysk do jego twarzy oby mu ja odgryźć, poczułem się dziwnie. Bardzo dziwnie. Jakbym jednocześnie płonął, jak i tonął. Nie mogłem oddychać. Puściłem go i zacząłem się szamotać na wszystkie strony. Czułem jak pysk mi się spłaszcza, robi mi się coraz zimniej, gdyż moje futro znika. Przestaje czuć już jakikolwiek głód, czy ten wspaniały zapach. Przestaje cokolwiek słyszeć. Jakbym ogłuchł, mogę tylko zobaczyć, że znajduje się w lesie. Czuje na sobie liczne warstwy krwi, chłód, który przeszywa mnie po całym ciele. Zmniejszam się i już nie czuję ten siły. Zrozumiałem, że przemiana się zakończyła i teraz mam wolne, aż do następnej pełni. Niczego nie pamiętając, jako zwykły Logan Henderson opadłem bez silny na ziemie. Nawet nie poczułem bólu w nodze jak i brzuchu. Zamknąłem oczy i opadłem na trawę.
<Ashton?>
<Ashton?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz