Słyszałem piękne brzmienie gitary klasycznej. Gdy znowu śniłem jak zabijam swoją siostrę, gitara mnie jakoś uspokoiła. Dopiero teraz przed oczami miałem te najlepsze chwilę, których podczas lotu nie mogłem sobie przypomnieć. Nie było w nich mojej rodziny, a tym bardziej szkoły. Nawet Kendall'a. A kto się ukazał? Ashton... Gdy widziałem nasze rozbawione twarze, świetnie spędzony czas, zrozumiałem pewną rzecz. Zależy mi na nim. I to bardzo, jednak teraz pewnie go stracę. Jestem tego wręcz pewny. Po tych wszystkich akcjach? Najpierw go atakuje, potem wpadam w histerię, proszę go o zabicie mnie, krzyczałem na niego, gdy mnie uratował. I ciągle jestem dla niego ciężarem. Tylko po co on mi pomaga? Nie łatwiej by było mnie po prostu zostawić na pastwę losu? Albo przynajmniej dać mi się zabić? Gdy gitara milknie, znowu powracają złe myśli. Staram się z nich wybudzić i w końcu mi się udaje, po bardzo długim czasie. Patrzyłem na sufit, byłem w pokoju chłopaka. Jednak się nie podniosłem. Słyszałem jego oddech i bicie serca, pierwszy raz wyostrzone zmysły zadziałały nie tylko jako wilkołak.
- Przepraszam cię - mówię wpatrzony dalej w sufit, jakbym to właśnie jego przepraszał. Chłopak drgnął. - Jestem beznadziejnym ciężarem - dodałem nawet się nie ruszając. Nie miałem sił już na nic.
<Ashton?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz