Wszedłem do swojego pokoju wkurzony. Nie miałem zamiaru pomagać Loganowi w jego samobójczych planach. Padłem na fotel z przyczepionymi do nóżek kółkami i zacząłem się na nim obracać. I ten jego wzrok...przypomniała mi się zapłakana twarz chłopaka. Taki pusty. Jakby już był martwy. Wzdrygnąłem się. Co ja narobiłem? Kazałem mu się zabić samemu! I zostawiłem go samego w pokoju! Kretyn!
Jak strzała wyskoczyłem na korytarz i wbiegłem do jego pokoju. Rozejrzałem się. Na kanapie go nie było....Nagle zauważyłem znikające za oknem nogi. Przerażony rozłożyłem skrzydła i skoczyłem za nim. Ranne skrzydło nadal jeszcze nie sprawdzało się za dobrze przy locie i nie powinienem go nadwyrężać póki się nie zagoi ale cóż... musiałem go przecież złapać. Zaledwie trzy metry nad ziemią udało mi się chwycić Logana w pół. Obciążenie było jednak za duże bym z powrotem wleciał na górę. Machając jednym skrzydłem sfrunąłem ku ziemi stawiając na niej chłopaka.
- Ty idioto! Jak mogłeś coś takiego zrobić!? -krzyknąłem- Nie przyszło ci do głowy, że może jeszcze komuś na tobie zależy?
Logan?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz