poniedziałek, 18 lipca 2016

Od Ashton'a C.D Logana

Widząc jak Logan ucieka do lasu wyjąc z bólu wściekłości poleciałem za nim. Miałem nadzieję, że te pociski jakoś specjalnie go nie zraniły. Biegł nadal bardzo szybko i z trudem było mi go dogonić. W lesie znów zaczął polowanie. Skakał od zwierzyny do zwierzyny połykając ją potem w częściach i napełniając nią wiecznie pusty żołądek. Śledziłem go całą drogę. Nawet nie zorientowałem się, że księżyc powoli chowa się na niebie i ustępuje miejsca słońcu. On chyba też tego nie zauważył. A przynajmniej póki nie wspiął się na ścianę budynku i zawył donośnie. Szybowałem dość wysoko. Z mojej obecnej pozycji miałem idealny widok na jego plecy. Porośnięte teraz gęstym, ciemnym futrem, które zdążył ubrudzić już krwią. Mimo to Logan jakimś cudem mnie wyczuł, usłyszał lub też po prostu zauważył kątem oka. Doskoczył do mnie zahaczając tym razem ostrym pazurem o skrzydło. Już wcześniej zranił mnie w łydkę i brzuch ale jakoś specjalnie się tym nie przejąłem. Teraz jednak uszkodził mi skrzydło. Wściekły na niego jak nigdy opadłem na ziemię. Krew oblepiła już niemal wszystkie moje pióra na rannym skrzydle. Jednak jemu nie było dość. Widząc jak padam na ziemię doskoczył do mnie przyciskając potężną łapą do ziemi. Nie miałem szans się uwolnić. Stał nade mną obrzucając mnie wściekłym spojrzeniem. Czułem od niego metaliczny odór krwi. Z pyska kapała mu ślina, a poszczególne krople brudziły mi koszulkę. Nie to jednak było największym problemem. Pysk Logana zbliżał się do mnie, a on obnażając białe, ostre jak brzytwa kły pochylił się. Zamknąłem oczy czując, że już mu się uwolnię. Dlaczego go wtedy nie posłuchałem? Przekręciłem głowę na bok czując cuchnący i nieprzyjemnie ciepły oddech bestii. Zamiast jednak poczuć strasznego bólu poczułem niezwykłą ulgę. Moje żebra nie były już gniecione przez łapy, a pysk odsunął się od twarzy. Usiadłem. Basior miotał się na wszystkie strony, wyglądał jakby dostał jakiegoś ataku. Powoli blask w oczach nikł, pysk się skracał, a futro robiło sie rzadsze. Niespełna kilak minut później na ziemi leżał nieprzytomny Logan Henderson we własnej, człowieczej wersji. A mimo to byłem na niego wściekły. Nawet jeśli sam sie o to prosiłem.... Rany na skórze jestem w stanie mu wybaczyć ale tego co zrobił z moim skrzydłem....Obym wrócił do pełnej sprawności. Już miałem odejść i zostawić go samego na tej trawie ale uświadomiłem sobie, że jesteśmy niedaleko akademii. A on leży zupełnie nagi i nieprzytomny. Przewróciłem oczami. Wbiegłem do budynku i depcząc i tak już rozwalone drzwi do pokoju chłopaka wziąłem pierwszy lepszy koc. Wróciłem do lasu gdzie Logan nadal leżał nieprzytomny. Zawinąłem go w materiał i wziąłem na ręce. Nie mogłem latać, więc podróż z powrotem do akademii trwałą trzy razy dłużej niż normalnie. Szczególnie, że jeszcze przez ranę na łydce lekko utykałem. Nim wkroczyłem na posesję szkoły musiałem upewnić się kilka razy, że nikt nas nie widzi. Nie miałem zamiaru tłumaczyć sie komuś czemu niosę na rękach prawie, że gołego Logana. Odstawiłem go do jego pokoju i z trudem podniosłem wyważone drzwi choć częściowo osłaniając nimi wejście do pomieszczenie. Wróciłem do siebie. Tam ściągnąłem bluzę, T-shirt i podwinąłem nogawki spodni. Rana na brzuchu nie była głęboka ale piekła cholernie. Ta na łydce za to wyglądała już gorzej. Krwista szrama zrobiła się niemal czarna. Z westchnieniem ruszyłem do łazienki. Wziąłem prysznic zmywając z siebie krew, ziemię i ślinę. Ubrania raczej już do niczego się nie nadawały więc wywaliłem je do kosza. Nałożyłem na siebie czarne dżinsy i czerwoną koszulę w kratę. Rękawy podwinąłem do łokcia. Rany na ciele miałem już opatrzone. Nadal kulałem, choć ból nieco złagodniał. Martwiła mnie jednak rana na skrzydle. Zmyłem z niego krew i mogłem mu się uważniej przyjrzeć. Była podłużna ale płytka. Zamachałem chorym skrzydłem. Przyszło mi to z trudem, bo przy każdym ruchu pióra falowały na nowo otwierając ranę. Wyciągnąłem drugie skrzydło. To było całe bez najmniejszej ranki. Złożyłem oba bardzo ostrożnie by nie narobić sobie gorszych szkód.

Logan?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz