Próbując zignorować to, że jestem w samych bokserkach tylko dlatego, że nienawidziłem po prostu spać w ubraniu, starałem się zasnąć. Udało mi się to dość szybko.
Stawiam kolejne łapy na mokrym jeszcze śniegu, który przylepia się do
moich łap, przez co moja podroż jest utrudniona. Jest mi coraz ciężej, a
śnieżyca postanawia nie ustawać. Idę pod wiatr czując, jak każdy płatek
śniegu wchodzi pod moje futro, mrożąc mnie żywcem. Jednak idę dalej,
byle by się nie zatrzymać, a gorzej, żeby nie zawrócić. Muszę iść przed
siebie. Po chwili widzę światło. Ale nie światło takie, które widzą
umierający. To bardziej... pociąg! Za nim dźwięk lokomotywy przedrze się
wpierw przez śnieg, a następnie moje uszy, zeskakuję z torów, na jakich
stałem. Gdy maszyna przejeżdża obok mnie, tracę równowagę przez wicher
stworzony przez nią. Pędziła jak oszalała, a ja trafiłem na śliski śnieg.
Nie mam kiedy wbić pazurów w lód, gdyż za nim się obejrzę, zaczynam się
toczyć, niczym mała biała kulka śniegu z górki. Świat wiruję. Nie mogę
się zatrzymać, aż w końcu na mojej drodze stoi drzewo. A dalej las. Nie
mam szans się zatrzymać, więc czekam na zderzenie.
W środku nocy wylądowałem na podłodze, a gdy wstałem, zobaczyłem Ashton'a, który rozłożył się na całym łóżku zwalając mnie przy tym. Mruknąłem coś niewyraźnego pod nosem, po czym ubrałem koszulkę i jeansy, gdyż do słońca zostały tylko dwie godziny, a mi zrobiło się dziwnie zimno. To za pewne przez pełnie, która się zbliżała. Próbowałem odsunąć chłopaka, ale był zbyt ciężki, a ja zbyt słaby. Zrezygnowany położyłem się na nim owijając się kołdrą.
<Ashton?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz