- Ashton -odparłem podtrzymując chłopaka by nie upadł.
Musiał mocno rąbnąć o ziemię, bo wyglądał strasznie. Brudny, podrapane ciuchy.....do tego te latające na wszystkie strony oczy i to, że nie mógł utrzymać równowagi.
- Chodź. Lepiej cię stąd zabrać, bo jeszcze krzywdę se zrobisz -mruknąłem i łapiąc Logana pod ramię poczłapałem z nim w stronę swojego mieszkania. Było niedaleko i na całe szczęście, bo chłopak naprawdę już mi ciążył.
- No jesteśmy. Wchodź -popchnąłem go lekko i zamknąłem za nami drzwi.
Przez chwilę panowała zupełna ciemność. Usłyszałem kroki a potem głuchy stukot i cichy jęk. Znów w coś jebnął....Znalazłem po omacku włącznik i po chwili żarówka rozjaśniła pomieszczenie. Logan leżał na ziemi. Gdybym nie znalazł go pod tamtym drzewem, pokrytego liśćmi i gałęziami uznałbym, że to po prostu jakiś menel.
- Siadaj -pomogłem mu wstać i poprowadziłem do kanapy.
Sięgnąłem do lodówki po butelkę wody.
- Masz napij się -podałem mu ją- Lepiej?
Logan?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz