To głupie, że akurat t e r a z zachciało im się remontować lewe skrzydło internatu. Pół biedy, gdyby remontowali sam korytarz - ale nie, musieli robić to łącznie z pokojami, rzecz jasna! Musiałam pożegnać więc mój przytulny kącik, w którym mieszkałam poprzednio z siostrą, i wybrać sobie nowy. Szkoda, bo uwielbiałam poprzedni pokój. Co racja to racja - nie był najlepiej urządzony, bo pamiętał jeszcze czasy nie-złotego wieku szkoły, ale był jakoś tak... przytulniejszy.
- Bang! - otworzyłam drzwi kopniakiem i wmaszerowałam do nowego pokoju pewnym krokiem. Zatrzymałam się, lekko skonsternowana, widząc leżącego na łóżku chłopaka. Dziwne, bo nie widziałam go nigdy wcześniej na szkolnym korytarzu... A przynajmniej go nie kojarzyłam. Przechyliłam lekko głowę i uśmiechnęłam się pobłażliwie - Chyba pomyliłeś miejscówki, hę?
Gość w m o i m pokoju uniósł jedynie oczy znad książki, którą czytał w tym czasie. Założyłam ręce i czekałam, aż raczy wstać i sobie pójść, ale nie, on tam siedział - niewzruszony, dumny i zobojętniały.
- To mój pokój - tym razem to on wykrzywił kąciki ust w ironicznym uśmiechu. Znów przeniósł wzrok na wyblakłe litery starej książki, którą czytał, jak gdyby wcale nie przejmował się rozmową ze mną.
- Cóż... - przewróciłam oczami, po czym wyciągnęłam z kieszeni bluzy kluczyk z numer pokoju: 10. - Widzisz? To MUSI być pomyłka, bo wybierałam ten pokój i tenże pokój dostałam.
- Mieszkam tu od dłuższego czasu - zauważył, nie odrywając się tym razem od lektury.
- Kurna - zmarszczyłam brwi, po czym położyłam moją podręczną torbę na kanapie - Myślałam, że będę tu s a m a. Albo z jakąś laską, na Boga! Kurna - powtórzyłam, siadając wreszcie. Jeszcze raz spojrzałam na numer na kluczyku i przywołałam w pamięci numer pokoju, który wpisywałam w papierach. To był ten pokój. Był to również jego pokój.
- Właściwie to mówiono mi o nowym współlokatorze... Ale nie wspominano nic o dziewczynie. - raczył wreszcie w jakikolwiek sposób włączyć się w konwersację. Nie wyglądał jednakże na zbyt zainteresowanego sprawą; brzmiał, jakby mówił to od niechcenia. Westchnęłam, unosząc brwi.
- Okej, spoko. Dobra. Możemy być razem w pokoju, dla mnie żaden problem. Luzik. - wzruszyłam delikatnie ramionami, po czym otworzyłam moją torbę. Wyciągnęłam z niej moje ukochane stare księgi, różnorakie encyklopedie i powieści. Wzięłam cały ich stos na raz i położyłam na wolnej półce nad kanapą, na której, zdaje się, miałam od tej pory spać. Po chwili zorientowałam się jednak, jak strasznie bardzo nie chce mi się rozpakowywać w tym akurat momencie, więc wyciągnęłam telefon.
Do: Scarlett~
I jak z twoim pokojem?
Właściwie to było pytanie retoryczne. Bez różnicy, czy miała współlokatorkę (lub współlokatora - nic mnie już nie zdziwi) czy też nie, najpewniej dygotała sobie, leżąc na łóżku, ze strachu - bo "och, nowy pokój!", bo "zabiją ją w tej szkole", bo "wszyscy jej nienawidzą, oj!". To aż dziwne, że mamy tych samych rodziców. Czasem irytował mnie już fakt, że Scarlett zachowywała się jak rozdygotany kurczak i musiałam się nią opiekować jak dużo młodszą siostrzyczką - co nie zmieniało faktu, że strasznie ją kochałam. Mimo swoich wad była jedyna w swoim rodzaju i w głębi serca byłam wdzięczna, że nie mam siostry-klona. Byłaby nie do zniesienia.
Od: Scarlett~
W porządku. Póki co mieszkam sama. A u ciebie jak?
Napisałam jej o sytuacji, która mnie spotkała - że wybrałam pokój, o którym myślałam, że w istocie BYŁ wolny, a że teraz mieszkam w jednym pomieszczeniu z chłopakiem. Co, patrząc na jasną stronę, nie jest aż tak złe, bo zazwyczaj lepiej dogaduję się z chłopakami, niż z dziewczynami.
O wiele lepiej.
Zdecydowanie lepiej.
Dziewczyny to cholerne dwulicowe flądry.
Dwulicowe flądry, które oznaczają 200 osób na profilowym na Facebooku, które uwielbiają najgorętsze ploteczki i z jedną osobą gadają, a potem - z drugą - obgadują jej dupę.
Chyba jestem cholerną chłopczycą.
- Swoją drogą... Sallei - po odłożeniu (a raczej wywaleniu na drugi koniec kanapy) mojego telefonu, zwróciłam się do mojego współlokatora. TRZEBA było go poznać, no nie? Jeżeli nie znałam kogokolwiek w tej szkole, musiałam wręcz to zmienić, gdyż nie chciałam stracić stanowiska "tej-znającej-wszystkich-dziewczyny". - A ty... jak masz na imię?
<Laurence? Nie ma czasu na wyjaśnienia, co ja właśnie stworzyłam :')) >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz