niedziela, 23 października 2016

Od Sallei C.D. Laurence'go

Wstrzymałam oddech, widząc, jak Laurence odwraca się na pięcie i odchodzi. Ciężko było mi wykrztusić jakiekolwiek słowo, tym bardziej po tych wszystkich wydarzeniach w nocy. Otworzyłam usta, chcąc krzyknąć za odchodzącym chłopakiem, zatrzymać go, powiedzieć mu, że to wszystko nieprawda, a ja jestem mu bardzo wdzięczna. Poczekałam chwilę, nie mogąc dobrać słów, aż w końcu zdecydowałam się na zwykłe:
- Dziękuję! - krzyknęłam zduszonym głosem, ale nie odwrócił się; nie wiem, czy mnie zignorował, czy po prostu nie usłyszał.

***

Pokój był pusty. Łóżko Laurence'go idealnie pościelone. Ogólnie w całym pomieszczeniu panował niezmącony żadnym defektem idealny porządek. Irytowało mnie to.
Głupia szkoła.
Głupi ludzie.
Po kiego wuja robili ten cholerny remont? Mogłabym sobie teraz spokojnie siedzieć w moim starym pokoju razem ze Scarlett. Gadałybyśmy o życiu, o chłopakach, o nowinkach szkolnych... Może bawiłybyśmy się z naszymi psami w parku...?
Ale nie! Musiałam trafić z nim do jednego pokoju! Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Wciąż czułam się obrzydliwie urażona tym, że nazwał mnie głupią, podłą suką. Z drugiej jednak strony byłam mu wdzięczna za pomoc... W sumie, koniec końców, sama nie wiedziałam, co powinnam o nim myśleć i co on myśli o mnie. 
Wstałam, by leniwie doczłapać się do drzwi i ostatecznie wyjść z pokoju. Ta nuda mnie już szczerze nużyła, a nie chciało mi się iść do moich kolegów, więc wyszłam do parku - tam, gdzie byliśmy zaledwie dobę wcześniej.
Usadowiłam się na miękkiej warstwie mchu, tuż pod rozłożystym dębem. Zagwizdałam przeciągle, przypominając sobie, że gdzieś tutaj powinna grasować moja najlepsza przyjaciółka.
- Lady - uśmiechnęłam się szczerze na widok wilczycy. Wtuliłam się w jej puszystą sierść, przeczesując ją palcami - Dawno cię nie widziałam, śliczna.
Wciąż było mi żal, że nie mogłam trzymać jej w szkole. Była przeuroczą i milusińską psiną, a jednak dyrektor kazał mi się jej pozbyć przed dwoma laty. Na nic tłumaczenia, że ugryzła tamtego gnojka dlatego, że mnie zaatakował - grono pedagogiczne wspaniałomyślnie stwierdziło, że Lady nie powinna mieć jakiegokolwiek kontaktu z uczniami. Nikt - oprócz mnie i siostry - nie wie więc, że lata sobie głównie po lesie niedaleko parku, a i ja - od czasu do czasu - przynoszę jej coś do jedzenia.
Przesiedziałam więc, razem z moim pupilem, pod drzewem jeszcze jakieś pół godziny - do czasu, aż zrobiło mi się nieco chłodno. Nie chciałam rozstawać się z moją prześliczną psiną, chociaż wiedziałam, że musiałam.
A może nie musiałam?
Może trzeba było użyć trochę sprytu?

***

To był jeden z tych momentów, podczas których przydawało się boczne wejście. Przemknęłyśmy szybko przez korytarz, omijając szerokim łukiem gawędzące na jednej z ławek sprzątaczki. Omijałyśmy wszystkie miejsca, gdzie był monitoring, aż wreszcie, ku mojej uciesze, dotarłyśmy do pokoju. Wciąż był pusty. Gdzie on się podział? Nie wydawał się być osobą mającą JAKIEKOLWIEK życie towarzyskie.
- No dobra, mała - pogłaskałam ją za uchem - Nie wychodzisz. Nigdzie. Wiem, że potrafisz otwierać drzwi, ale nie wychodź. Wciąż nie możesz tu być, ale będziesz się tu kryła. Na dwór będziemy wychodzić w nocy, kiedy nikogo nie będzie, dobra? Jesteś tu w tajemnicy.
Lady wskoczyła na moją kanapę, a ja usiadłam obok niej. Wtedy właśnie zauważyłam, jak bardzo urosła - zdecydowanie przerastała przeciętnego wilka. Położyłam na niej głowę, a ona wtuliła pysk w moje ramię. Wzięłam mój pamiętnik i zaczęłam pisać, kiedy usłyszałam, jak drzwi do pokoju się otwierają.

Laurence? Wybacz, że takie słabe i krótkie~ brak weny :v

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz