piątek, 21 października 2016

Od Laurence'go C.D Sallei

Dziewczyna była, cóż... Naprawdę bardzo towarzyska i raczej nie mogła narzekać na brak pecha, zważywszy na stan w jakim znalazła się kiedy ją spotkałem, nie powiem żeby mi to pasowało bo w końcu mieliśmy mieszkać razem, a ja nie miałem zamiaru przerywać poukładanego ciągu wydarzeń mojego życia.
To chyba jednak nie było możliwe bo właśnie poprosiła mnie o pomoc.
- Ten dzień się chyba nigdy nie skończy - westchnąłem z irytacją podnosząc się z miejsca. Szczerze mówiąc nie miałem najmniejszej ochoty nigdzie wychodzić, ani tym bardziej nikomu pomagać. Zgarnąłem z szafy czarną kurtkę narzucając ją na ramiona i otworzyłem drzwi, przepuszczając dziewczynę w drzwiach.
- Gdzie Ty go w ogóle zgubiłaś? - zerknąłem na nią unosząc do góry jedną brew.
- W parku - mruknęła tylko, nie udzielając mi bardziej znaczącej odpowiedzi. Westchnąłem z rezygnacją zastanawiając się czy nie odwrócić się i odejść.
- Jak Ci się coś nie podoba to idź - warknęła jakby odgadując moje myśli. Po Sallei widać było, że jest zła. Zastanawiałem się czy na mnie czy na brak telefonu i kluczy, czy czegoś tam jeszcze.
- Wszystko mi się podoba. Po prostu jestem zrezygnowany swoją zbyt moralną postawą dzisiejszego dnia - wypowiedziałem to zdanie pół żartem pół serio, bo szczerze mówiąc miałem dość ludzi dzisiejszego dnia. Rudowłosa odwróciła się do mnie z uśmiechem, przewracając oczami.
- Nigdy nie zrozumiesz bólu mojej samotni - zaśmiałem się cicho widząc jej reakcji.
- Nie, ale teraz zastanawiam się jak wcześniej mogłam Cię nie zauważyć.
- Jestem taki uroczy, szarmancki czy może zabójczo przystojny? - odparłem z ironią w głosie czując jak rozmowa zbiega na coraz mniej inteligentny tor.
- Jesteś cholernym egoistą. - skwitowała mnie oczekując... Że się obrażę? Chociaż szczerze mówiąc moja duma została ugodzona.
- I mówisz to mi teraz kiedy pomagam szukać Ci telefonu, chwilę po tym jak pomogłem pierwszoklasiście bo mały miał za dużo odwagi? Przepraszam ale to nie ja za pośrednikami każę mu się odwalić - odparłem z arogancją, mimo wszystko zbyt emocjonalnie niż planowałem.
- Nie mów, że nie robisz tego dla własnego zysku. - odparła po raz kolejny raniąc moje ego.
- Robię. Nie mam zamiaru utożsamiać się z głupotą osób takich jak Ty - powracając do swojego opanowania spojrzałem dziewczynie prosto w oczy. Na jej twarzy wymalowało się zaskoczenie co pozwoliło mi kontynuować - Błagam Cię! Jak mówiłem znam Cię ze szkoły, jesteś jedną z tych popularnych, która musi wiedzieć wszystko o wszystkich. Nie znasz mnie, mój charakter Ci nie odpowiada, nikomu nie opowiada i nie jest zbieżny z Twoim, nazwałaś mnie egoistą i jeszcze nie odeszłaś, dlaczego? Dla pozycji. Musisz zostać tą, kojarzoną co zna wszystkich. - skwitowałem dziewczynę pewien, że zaraz mnie uderzy, czego jednak nie zrobiła. Zastanawiałem się co nią kierowało szok, złość, zażenowanie?
- Nawet nie wiesz co mówisz... - warknęła zniżając głos. Parsknąłem gorzkim śmiechem, nadal utrzymując z dziewczyną kontakt wzrokowy.
- Posłuchaj, mamy razem mieszkać, na tym poprzestańmy. W przeciwieństwie do Ciebie, nie szukam przyjaciół. Przykro mi, jeśli spodziewałaś się po mnie więcej uprzejmości - odparłem oschle, dopiero po chwili odwracając - Poza tym, spójrz na siebie, każąc mi odsuwać od siebie kogoś komu na Tobie zależy zachowujesz się jak podła suka, ale mnie nazywasz egoistą? Ja przynajmniej mam dość odwagi by przyznać, że po prostu Cię nie lubię. - rzuciłem zza pleców nie dając dziewczynie dojść do głosu. Chciałem się przekonać, czy ona też jest taka... typowa. Jak widać w ogóle się nie myliłem. Poniekąd byłem na siebie zły, niepotrzebnie chciałem ją sprawdzać. Była zbyt miła, wydawała się zbyt prawdziwa i szczerze mówiąc chciałbym się mylić, chciałbym móc ją przeprosić.
Wypuściłem powietrze z płuc próbując powstrzymać targające mną emocje. Na ułamek sekundy przymknąłem oczy, a nogi same zaciągnęły mnie do szkoły, zostawiając rudowłosą samą kawałek przed parkiem gdzie ponoć ją zaatakowano, choć miałem wątpliwości co do prawdziwości całego zajścia.

***

Po powrocie do pokoju natychmiast poszedłem spać, zignorowałem nawet łazienkową rutynę byleby tylko uniknąć konfrontacji. Nie, nie dlatego, że tego nie chciałem, lub się bałem. Po prostu miałem szacunek do kobiet, którego brak okazałem dzisiejszego popołudnia.
Rano natomiast spodziewałem się obudzić się gdzieś na morzu czarnym, lub nago na głównym korytarzu, zamiast tego jednak otrzymałem kompletnie pusty pokój. Rzeczy dziewczyny jednak nadal tam były, być może po prostu nie chciała na mnie patrzeć...
No cóż, była po prostu kolejną osobą, która nie znosiła mojej obecności. Biedna, skazana jest na nią jeszcze przez długi czas. Rozmyślania o tym przerwał mi dopiero długi prysznic, szczerze mówiąc szczególnie do szkoły dziś mi się nie śpieszyło, mogłem więc pozwolić sobie zadbać nieco o swój nienaganny i tak wygląd. Wychodząc z kąpieli założyłem białą luźną koszulę, czarne spodnie i ciemną marynarkę, najwięcej czasu spędzając na ułożeniu włosów zawsze musiały być nienaganne i staranie ułożone.
Była to moja swego rodzaju słabość, która przyczyniała się do tego, że w gruncie rzeczy obchodziła mnie opinia innych.
Szczególnie jednak mnie to nie przeszkadzało, byłem tylko człowiekiem i doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że choćbym dołożył wszelkich starań nadal nich będę.
Z takimi przykrymi wnioskami zgarnąłem ze swojego biurka torbę i zacząłem kolejny, nudny szkolny dzień.
Zacząć go miałem (w gwoli ścisłości) historią, więc doczłapać musiałem się aż na drugie piętro tego ogromnego budynku, mimo wszystko porwałem się na nieco dłuższą drogę nie chcąc być zapytanym. Wolnym krokiem przeszedłem przez szkolne ogrody rozkoszując się wyglądem i zapachem rosnących tam kwiatów, które dosłownie prosiły się o znacznie więcej mojej uwagi, którą odtrącił niepokojący dźwięk.
Odgłos...
Słowo?
Zainteresowany ruszyłem w jego stronę dostrzegając dość dwuznaczną sytuację, kiedy to moja współlokatorka była wyraźnie źle traktowana przez jej ponoć cichego wielbiciela.
Znaczy... Cichy w swoim krzyku to nie był on zdecydowanie. Miałem odpuścić sobie interwencję dopóki chłopak nie złapał rudowłosej za koszulkę, unosząc ją lekko do góry.
- Nie możesz znaleźć sobie przeciwnika Twojej postury? - "wkroczyłem" do akcji delikatnie odpychając chłopaka do tyłu. Może i był ode mnie nieco niższy ale zarysy jego mięśni widziałem aż zbyt wyraźnie.
- Odwal się lalusiu, to nie Twoja sprawa. - zbliżył się do mnie napinając mięśnie. Zaśmiałem się cicho, wsuwając dłonie do kieszeni.
- Ta pani chyba nie życzy sobie Twojego towarzystwa - zniżyłem głos by brzmiał bardziej poważnie patrząc "wielbicielowi" prosto w oczy.
- A ja nie życzę sobie Twojego - odparował nie do końca inteligentnie, jednak niczego więcej nie spodziewałem się po napakowanym półgłówku.
- Więc jaki masz problem, żeby stąd odejść? - spytałem co doprowadziło do ostateczności. Rozwścieczony uniósł rękę wymierzając cios prosto w moją twarz, chybił jednak przelatując milimetry od mojego ucha. Zażenowany jego głupotą i prostotą walki złapałem lewą dłoń osiłka wykręcając ją między łopatki, drugą dłoń wplotłem w jego włosy i wykręciłem do siebie tyłem, prawą nogą natomiast podciąłem chłopakowi nogi czekając aż upadnie na ziemię.
Tak jak się spodziewałem, nie zaszczycił mnie nawet spojrzeniem, odchodząc. Przynajmniej zachował resztki honoru.
- Niesamowite, nawet bić można nauczyć się z książek - mruknąłem do siebie z zafascynowaniem odwracając się po chwili do Sallei. - Nie przejmuj się, ani ja, ani moje ego nie oczekujemy podziękowań- skłoniłem się lekko w stronę dziewczyny, chcąc dać większy pokaz swojej arogancji o jaką osądzała i ruszyłem ponownie do szkoły.

Sallei?
Nie wiem co to.
Wybacz mi proszę xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz