sobota, 17 września 2016

Od Ashton'a C.D Aaron'a

Objąłem bruneta mocniej czując jak jego kosmyki jego włosów łaskoczą mój nos. To było dość dziwne. Nie wiedziałem czy mówił prawdę ale z drugiej strony nie miał powodu kłamać. Po tych wszystkich wydarzeniach nauczyłem się, że tego, że chłopak był naprawdę szczery i nigdy by mnie nie oszukał. Po za tym jak miałby zrobić sobie sam te okropne szramy na szyi? Bardzo mnie to zaniepokoiło choć wolałem nie dać tego po sobie znać. 
- Aaron, uspokój się. Przecież Ci wierzę. -szepnąłem gdy chyba po raz setny usłyszałem jak z jego ust pada zdanie "Ona tu była".
Odsunąłem twarz od jego czoła i delikatnie kładąc dłoń na jego karku zacząłem uważnie przyglądać się zaczerwienieniom. Przesunąłem palcami po szramach przenosząc tym samym swoją dłoń z karku na szyję aż wreszcie na obojczyki bruneta,
- Aaron -mruknąłem chcąc by na mnie spojrzał.
Załzawione oczy początkowo pozostawały nieruchomo wpatrzone w mokre kafelki pod naszymi stopami. Cierpliwie czekałem aż Aaron podniesie głowę i pozwoli mi na siebie spojrzeć. Czułem, że był przestraszony. Nie chciałem by tak było. Pragnąłem by czuł się bezpiecznie. Gdy już miałem wyciągnąć dłoń by ująć nią podbródek ukochanego drzwi od łazienki uchyliły się i pojawił się w nich Toto. Przecierał ręką przymrużone oczy. Widać było, że właśnie się obudził, a światło w łazience było trochę zbyt jasne w porównaniu do mroku jaki panował w pokoju. Chłopczyk dopiero po dłuższej chwili wpatrywania się w nas zorientował się, że z jego bratem jest coś nie tak.
- Aaron! -pisnął i rzucił się w stronę ciemnookiego.
Malutkie rączki oplotły go wokół nóg. Nastolatek pochylił się i również objął brata. Widziałem jak ostatkiem sił pohamowuje się przed tym by się nie rozpłakać. Wymieniłem ze starszym z nich porozumiewawcze spojrzenie i wyszedłem z łazienki. Po chwili do pokoju wszedł też Aaron niosąc siedmiolatka na rękach. Ułożył go w wolnym łóżku i przykrył kołdrą po czym odwrócił się i spojrzał na mnie. Uśmiechnąłem się lekko i wyciągnąłem w jego stronę dłoń chcąc by usiadł obok mnie. Brunet bez oporów podał mi ją i zajął miejsce na łóżku,
- Jesteś pewien, że to była ona? -spytałem
Bardzo mi się to nie podobało. Nie dość, że musiałem użerać się z nią za życia to teraz jeszcze nawiedza nas po swojej śmierci? Nie chciałem by zrobiła cokolwiek Aaronowi lub jego bratu. Chciałem byśmy mogli być we trójkę razem, szczęśliwi. Jednak nie zapowiadało się na to w najbliższym czasie.
- M...Mówiłeś, że mi wierzysz...-jęknął a ja poczułem jak mokre łzy skapują na moją koszulkę,
- Wierzę Ci -uspokoiłem go- Po prostu...Ja nie chcę żeby to była ona. Myślałem, że to już się skończyło. Że teraz będzie dobrze....
- Ja...ja też t-tego chciałem -mruknął powodując tym samym, że jego przyśpieszony oddech musnął moją szyję.
Ułożyłem swoją dłoń na jego plecach i zatopiłem się w jego wargach. Były mokre i słone od łez ale nadal należały do niego. To było najważniejsze. Że mam go przy sobie i nikt tego nie zmieni.

***

Rano obudziłem się ostatni. Salvatore już dawno był na nogach i widać było, że rozpiera go energia. Aaron jak się domyśliłem wstał  zaledwie chwilę temu. Wychodził właśnie z łazienki z ulgą wymalowaną na twarzy. Zacząłem się zastanawiać czy bał się, że czeka go powtórka z wczorajszej nocy.
- Jak tam? -spytałem przyglądając się jak wyciera ręcznikiem mokre włosy.
- W porządku -jego cichy głos był ledwo słyszalny.
Nie chodziło nawet o to, ze zagłuszał go Toto. Po prostu zdawał się być jakiś nieswój. Jakby bez siły.... Postanowiłem na razie dać temu spokój i wymijając go zniknąłem w łazience.
Po szybkim prysznicu z powrotem wróciłem do pokoju i we trójkę ruszyliśmy a dół na śniadanie. Toto wolał zjeść na mieście jednak Aaron nie wyglądał na zbyt chętnego by opuszczać hotel. A w każdym razie tak można było odebrać jego milczenie i ogółem dość dziwne samopoczucie.
Brunet jak zwykle nie miał apetytu ale pod moim naciskiem zgodził się coś zjeść. Zgarnął z blatu jakąś sałatkę i ruszył by zająć stolik. Ja z Salvatore byliśmy za to głodni jak cholera więc gdy skończyliśmy nakładać już jedzenie byłem niemal pewien, że ciemnooki skończył już jeść. Jak się okazało pomyliłem się. Gdy zajmowałem miejsce na krześle naprzeciwko chłopaka zauważyłem, że jego śniadanie jest niemal nietknięte.
- Aaron, musisz coś zjeść -westchnąłem.
Martwiłem się, że przez te wszystkie wydarzenia chłopak zupełnie się zaniedba. Nie miałem na myśli jego wyglądu, bo kochałem go za to jaki jest a nie za to jak wygląda. Bałem się natomiast o jego zdrowie. Jadł naprawdę mało, czuł się gorzej, a ostatnio miał całą masę powodów do strachu.
Brunet z wahaniem spojrzał na widelec aż w końcu złapał go w rękę. Zadowolony powróciłem do swojego śniadania. Nie zdążyłem jednak nawet się za nie zabrać. bo po chwili usłyszałem brzdęk metalu a potem cichy jęk Aarona. Podniosłem głowę i spojrzałem na jego wystraszoną twarz. Był wyraźnie zszokowany. Jego wzrok utkwił w leżącym na podłodze sztućcu. Moje oczy jednak skupiły się na czymś zupełnie innym. Na dłoni chłopaka widniały cztery ślady, zupełnie jak po ukłuciu widelcem. Krew sączyła się cienkimi strużkami i spływała na stół.
- Aaron! -poderwałem się z krzesła i przyłożyłem do rany czystą serwetkę.
Ciemnooki zupełnie oderwany od rzeczywistości spojrzał na mnie ze strachem w oczach. Jego dolna warga drżała a on sam sprawiał wrażenie jakby właśnie wybudził się z jakiegoś koszmaru. Złapałem go za ramię i pomogłem podnieść się na nogi.
Wchodząc po schodach musiałem przywołać wszystkie swoje siły by nie upuścić bruneta, którego nogi bezwładnie szurały po wykładzinie. Toto szedł za nami zadając mi jakieś pytania związane z jego bratem lecz nie byłem w stanie się skupić na tyle by zrozumieć choć jedno z nich. Gdy dotarliśmy do pokoju poprowadziłem Aaron'a do łóżka i pomogłem mu usiąść. Chude plecy oparły się o poduszkę, lecz ciało chłopaka i tak pozostawało nieruchome, jeśli nie liczyć nierówno unoszącej się klatki piersiowej. Jego ciemne oczy były nienaturalnie rozszerzone, z twarzy zupełnie odpłynęła mu krew, a skaleczona dłoń drżała lekko.
- Aaron? -spytałem łapiąc go za nadgarstek.
Mój głos przerwał ciszę w pokoju i nie było mowy o tym by go nie usłyszał. A jednak sprawiał wrażenie jakby właśnie tak było. Sztywno wpatrywał się w ścianę tuż za mną. Po jego czole spłynęły kolejne krople potu, a twarz pobledła jeszcze bardziej, choć wydawało mi się, że jest to niemożliwe. Patrzyłem na niego zaniepokojony. Jedną dłoń ułożyłem mu na ramieniu, drugą nadal obejmowałem chłodny nadgarstek.
- Aaron? Co się stało? Co ty sobie zrobiłeś... -jęknąłem obejmując go mocniej.
Bałem się, że wpadnie w jakąś paranoję i następnym razem nie skończy się to tylko wbitym w dłoń widelcem ale czymś gorszym...

Aaron? <Trochę do dupy, bo dość długo nie odpisywałam i jakby "wypadłam" z całej tej historii xd>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz