sobota, 17 września 2016

Od Aaron'a C.D Ashton'a

Ocknąłem się wyrwany z głębokiego transu.
Cichym jękiem okazałem swoją irytację faktem, że Ashton cały czas wpijał mi palce szarpiąc za moje ramię.
- Przestań to boli - mruknąłem zmuszając go do skupienia swojej uwagi na czymś innym. Na twarzy blondyna odmalowała się ogromna ulga, którą przyjąłem z zaskoczeniem.
- Aaron... - chłopak przytulił mnie do siebie, a ja dopiero wtedy poczułem piekące ukłucia na mojej ręce. Odetchnąłem cicho gdy resztki napięcia zeszły ze mnie wraz z dotykiem ukochanego. Niepewien tego co właśnie się stało i co było przyczyną jego zachowania pozwoliłem sobie wtulić się w źródło ciepła czerpiąc z tego wielką radość.
- Co się z Tobą dzieje? - spytał Ash odciągając mnie od słodkiego uczucia jego bliskości.
- Mógłbym Cię spytać o to samo - szepnąłem cicho coraz bardziej zdezorientowany. Właściwie to ani ja ani on nie mogliśmy uwierzyć ani wytłumaczyć tego co się stało.
Gdyby nie moja ranna ręka, a raczej jej ból pomyślałbym, że chłopak miał po prostu zły sen. - Ashton... Czy to znowu ona? - spytałem na co mój głos zadrżał niepokojem. Nie mógłbym znieść faktu, że nawet po moich staraniach nic nie wróci do normy. Spojrzałem na niego, ze strachem w oczach. Pomyślałem o Salvatore, o tym, że teraz może być zagrożony, zagrożony przeze mnie. Teraz, kiedy przysięgliśmy sobie, że nic nas nie rozdzieli, nie rozdzieli mnie i Ashton'a...
- Jezu Ashton... - rozszerzyłem powieki przerażony - Ja nie chcę Cię znowu stracić, nie chcę znowu odchodzić - przełknąłem ślinę, wpadając z płaczem w jego ramiona. Wiedziałem, że nie ma pojęcia jak odpowiedzieć na mój strach i przytłaczające mnie uczucie niepokoju, wiedziałem, że również boi się zakończenia całej tej sytuacji. Obaj wiedzieliśmy, że im dłużej będziemy w tym cholernym mieście tym większe będzie miało to dla nas konsekwencje. - Kocham Cię Ashton... - szepnąłem zatapiając twarz w jego szyi, po raz kolejny wypowiedziałem dźwięczne imię chłopaka szukając w nim ukojenia. To nie było sprawiedliwie, fakt, że nie mogliśmy żyć spokojnie, sami. Bez przeszkód... Chciałem, żeby życie Ashton'a ze mną było idealne, tymczasem on cały czas cierpiał. Wyrzuty sumienia zżerały mnie od środka.
Tylko czy ja umiałbym teraz odpuścić? Zrezygnować z wzajemnej miłości? Z tego, że ktoś naprawdę mnie kochał?
Oczywiście, że nie.
- Ja Ciebie też - dłoń chłopaka wpełzła w moje włosy na co zamruczałem z zadowoleniem, ustami muskając skórę w okolicach jego obojczyka. - Nie stracisz mnie, chyba nie myślisz, że po tym wszystkim pozwolę Ci odejść? - w tym samym momencie do pokoju wpełzł Salvatore, kompletnie zapomniałem spytać gdzie był i czemu wrócił dopiero teraz, ale zakładam, że tak było lepiej.
- Jak się czujesz? - spytał siadając obok Ashton'a, tak, że ukochany oddzielał mnie od brata. Oparłem głowę o jego ramię, chciałem wtulić się w chłopaka i pójść spać, czułem się źle. Cholernie źle, mój organizm wykańczała siła choroby i zbyt wielkiego przemęczenia.
- Idziemy gdzieś dzisiaj? - chichy głosik braciszka dotarł do mnie w jakby zwolnionym tempie. Na myśl, że miałbym teraz opuścić pokój przechodziły mnie dreszcze. Bałem się tego co czeka mnie na zewnątrz. Bałem się tego, jak bardzo cierpiałem już teraz.
Tego, że stanie się coś przez co Ashton będzie czuł się jeszcze gorzej. Spojrzałem na niebieskookiego, szukając ratunku w jego słowach. Ten jednak otwarcie wytłumaczył, że ani on ani ja nie czujemy się najlepiej i obiecał wynagrodzić to chłopcu, jeśli dzisiaj będzie spokojny.
Ku naszemu zdziwieniu tryskający energią maluch skinął głową i usiadł na przeciwnym łóżku, zakopując się pod kołdrę i włączając telewizor.
- Ale nie będziecie chorować? - odezwał się jeszcze. Spojrzałem na Toto z szerokim uśmiechem i choć wiedziałem, że było to kłamstwo potwierdziłem, że jesteśmy zdrowi jak nigdy wcześniej. Gdy tylko chłopiec skupił się na bajkach ja wykorzystałem okazję i przylgnąłem do ciała Ashton'a zmuszając by się położył i zaraz zająłem miejsce obok niego.
- Nie martw się - uśmiechnąłem się ciepło muskając jego wargi swoimi - Wszystko będzie dobrze. - pocałowałem go kolejno w czoło, nos i usta, zatrzymując się przy nich na dłuższą chwilę. Wkopałem się pod kołdrę i zacząłem zasypiać, niesiony przyjemnymi myślami o naszym cudownym życiu już za dwa dni - Ash wiesz, obiecuję Ci, że jeszcze Cię zdążę uszczęśliwić. Tylko ze mną wytrzymaj zgoda? - ostatkiem sił zadałem to pytanie wiedząc, że zaraz kompletnie odpłynę. Możliwe, że powinienem się bać, że skoro niekontrolowanymi ruchami krzywdziłem siebie to mogłem zranić też Toto lub Ashton'a. Wiedziałem jednak, że jeśli to siostra Ash'a, będzie chciała wykończyć mnie by dobić brata.
Myślała, że ja czy on się poddamy?
Nie pozwolę go skrzywdzić.

***

Ocknąłem się po wielu długich godzinach, choć czułem się jakbym nadal spał. Jakbym stracił kontrolę nad tym co robię, a ktoś zepchnął mnie na dalszy plan własnego organizmu. Podniosłem się z łóżka i nie kontrolując uderzyłem o stół budząc tym Ashton'a.
Chłopak nieco zdezorientowanym i zamglonym wzrokiem obserwował moje poczynania, które sam również mogłem jedynie śledzić z przerażeniem. Odwróciłem się w stronę partnera niebezpiecznie blisko do niego zbliżając.
- Co się.. - zaczął, nie mając okazji by skończyć mówić, ponieważ w jego stronę wymierzony został cios z pięści na tyle silny bym zyskał pewność, że nie mógł być mój.
Wtedy jednak wszystko się skończyło. Upadłem na ziemię powracając do rzeczywistości, jakby ktoś właśnie mnie spoliczkował. Cofnąłem się plecami uderzając o ramę łóżka śpiącego chłopca. Nie mogłem uwierzyć w to co właśnie się stało. Chwyciłem się za dłoń, którą uderzyłem Ashton'a.
Uderzyłem...
Wymierzyłem cios w jego stronę.
Na tę myśl wybuchnąłem głośnym płaczem i nie patrząc na stan ukochanego wyszedłem z pokoju na korytarz.
Podniosłem na niego rękę...
Ale jak?
Czemu?
Przecież nie chciałem, nigdy bym się nawet nie ośmielił... A teraz...
Przełknąłem gulę w gardle zastanawiając się nad tym jak wściekły musi być teraz na mnie nastolatek.
Jakby na moje życzenie właśnie pojawił się w uchylonych drzwiach. Jego twarz była chłodna, bez wyrazu. Z czego mogłem wywnioskować, że był na mnie zły.
- Możesz wejść do środka? - spytał, jego głos przeszył chłód, nie miałem pojęcia jak wyjaśnić czemu go uderzyłem.
Co mną kierowało.
Kub też może kto.
Przerażony ruszyłem za nim, kuląc się w myślach.
- Nie chciałeś tego zrobić prawda? - spojrzał mi prosto w oczy, więc dopiero wtedy zauważyłem zaczerwienienie na jego policzku. Chłopak usiadł na łóżku, dając mi do zrozumienia, że mam zająć miejsce obok.
- N-nie, p-przecież ja-a bym nig-gdy nie m-mógł - zacząłem się jąkać ledwo co znajdując w sobie dość sił by złapać oddech. Chwyciłem dłoń chłopaka ze łzami w oczach przyciskając ją do swojego policzka. - Błagam wybacz mi, nie wiem co to było, nie wiem czemu to zrobiłem - zacząłem szeptać, wiedząc, że to co mówię brzmi coraz bardziej irracjonalnie. - Kocham Cię Ashton, musisz mi uwierzyć, nie chciałem nie wiem czemu tak... - przełknąłem gulę w gardle  - Przepraszam... - dopiero po tym słowie dopuściłem blondyna do głosu
- Wierzę Ci - szepnął, gładząc mnie po policzku. Poczułem jak łzy spływają po mojej twarzy. Chłopak starł je dłonią, nie odrywając ode mnie wzroku.
- Nie chcę żeby nas rozdzieliła - szepnąłem, dziecinnie doszukując się wsparcia, choć tak naprawdę znajdował się w gorszej sytuacji niż ja. Był narażony na niebezpieczeństwo z strony, kogoś kto miał go chronić.
- Chyba nie myślisz, że po tym wszystkim cokolwiek będzie jeszcze w stanie nas rozdzielić? - spytał splatając nasze palce.
- Ash... Jesteś dla mnie najważniejszy na świecie, oddałbym dla Ciebie wszystko, wszystko czego pragniesz, dam Ci wszystko czegokolwiek zechcesz. Jesteś ideałem, jaki kiedykolwiek chodził po tej ziemi - wyznawałem mu po raz milionowy wszystkie swoje uczucia, co przerwał mi rozbudzony siedmiolatek. Dopiero wtedy zorientowałem się, ze tak naprawdę przespałem cały dzień.
- R-robiliście coś dzisiaj? - spytałem autentycznie zaciekawiony. Tym razem zignorowałem małego i nada mocno trzymałem dłoń ukochanego. Chłopiec opowiedział mi, że trochę się rzucałem przez sen więc na wszelki wypadek zostali ze mną i bawili się w pokoju.
- Cieszę się, że mimo to było fajnie - wyszczerzyłem zęby w kierunku obu chłopaków, chcąc pokazać jak bardzo jestem szczęśliwy, gdy ogromny ból rozszedł się po moich kościach, powodując atak duszności.
Wszystko stało się tak szybko, że nawet nie zdążyłem zareagować.
Wiedziałem jedno.
Białaczka.
- Ashton... muszę do...szpitala - wydyszałem bez namysłu.

Ashton?
Wybacz, sama aktualnie muszą wrócić do tej cudnej historii
Ale damy radę;/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz